sobota, 26 kwietnia 2014

The Amazing Spider-Man 2

Kiedy Sony wypuściło pierwszy film, będący rebootem serii, wiele osób podejrzewało łatwy skok na kasę, byle zatrzymać prawa do marki. Uważam, że studio wyszło z tego obronną ręką, a film, pomimo recyklingu historii, oglądało mi się bardzo dobrze. Niezależnie od wystawionych opinii, TASM sprzedał się, więc sequel był nieunikniony.

Koniec szkoły średniej, podczas gdy rówieśnicy Petera Parkera ustawiają się w kolejce po odbiór dyplomów, on sam ściga przestępców. Jego związek z Gwen jest na swego rodzaju huśtawce. Ciotka May ma problemy z utrzymaniem. Jakby wątków było mało, do życia Petera powraca Harry Osborn, zmagający się z tą samą chorobą, co Norman, a także ludźmi zarządzającymi korporacją ojca. Parker wciąż stara się dowiedzieć czegoś więcej o swoich rodzicach. W tle zaś przewija się motyw Maxa Dillona, który w wyniku wypadku przeistacza się w Electro. Na deser mamy Zielonego Goblina i wprowadzenie postaci Felicii Hardy.

Przy całym tym natłoku informacji trzeba przyznać, że rozmieszczono je na tyle równomiernie, że nie odczuwa się przesytu. Co innego, że wyraźnie widać, iż część z nich to tylko fundamenty pod przyszłe sequele, przez co wątki z nimi związane mogą wydać się urwane. Śledztwo w sprawie rodziców wydawało mi się niepotrzebne, strasznie przyśpieszono pojawienie się Goblina i Rhino, a i przyjaźń Petera i Harry’ego wydaje się wymuszona. Nie zrozumcie mnie źle, Dane DeHaan jest dużo bardziej demonicznym i lepszym Goblinem i Harrym, ale wątek przyjaźni został nam wciśnięty i kazano uwierzyć, że tak jest, koniec, kropka. Podczas gdy w filmach Raimiego ewoluowała ona naturalnie. Chemia między postaciami Andrew i Emmy jest wciąż widoczna i urocza. Jamie Foxx jako Max Dillon / Electro jest świetny. Jego transformacja z zakompleksionego inżyniera w kogoś, kto może wyładować (dosłownie) cały swój gniew jest przekonująca, a samej postaci jakoś tak odruchowo się współczuje.

Wizualnie film jest rewelacyjny. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nie jestem w stanie narzekać na 3D. Nie że ono samo powala, ale przynajmniej nie przeszkadza. Sekwencje za dnia są naprawdę jasne. W nocy najczęściej mroki rozświetla Electro. Sceny są niesamowicie dynamiczne, a obraz tak stabilny, że żaden szczegół nie umyka. Przeloty na pajęczynie są bardziej wymyślne, niż kiedykolwiek, a te z perspektywy pierwszej osoby zwyczajnie wymiatają. Muzyka doskonale podkreśla wydarzenia i nie sposób jej nic zarzucić

Jeżeli miałbym się jeszcze do czegoś przyczepić, to do tempa rozwoju akcji. Ekspozycja poszczególnych elementów potrafi się wlec, wręcz do tego stopnia, że nie zauważa się środkowej części, tylko jakoś tak przy finale dociera, że chyba ją minęliśmy.

Na koniec muszę wspomnieć o jednej bardzo istotnej scenie. Może nie bezpośrednio, ale jeśli chcecie uniknąć jakichkolwiek spoilerów, czy nawet aluzji, przeskoczcie do ostatniego akapitu. Każdy superbohater posiada w swoim życiorysie wydarzenia definiujące jego kanon. Bruce Wayne traci rodziców, Peter Parker rodziców i wujka, Superman całą planetę itd. Niektóre z takich wydarzeń przebiegają inaczej w wersjach alternatywnych, np. w serii Ultimate Peter Parker ginie w pojedynku z Green Goblinem i od tej pory rolę Pająka pełni Miles Morales. Niekiedy twórcy mają w poważaniu przywiązanie czytelnika i jednym eventem potrafią rozpieprzyć ustalony kanon. Tak było w przypadku znienawidzonego przez wszystkich One More Day, który w pewnym sensie zresetował Spider-Mana, wywalając za okno całe małżeństwo z Mary Jane. Osobną sprawą jest adaptacja wydarzeń na inne media. Ugryzienie przez radioaktywnego pająka i śmierć wujka przerabiano wiele razy. Przyjaźń z Harrym to też często powtarzany motyw, ale w historii Petera, podobnie zresztą jak i w innych komiksach, jest wiele wydarzeń… niewygodnych (tutaj z kolei zawsze przychodzi mi na myśl Killing Joke, w którym okaleczono Barbarę Gordon, po czym zrobiono z niej Oracle, a który w pewnym momencie olano, bo stworzono nową linię czasową i dziewczyna powróciła jako Batgirl) dla tych, którzy chcą na marce zarobić, albo nieodpowiednich dla grupy docelowej. Zwiastun do TASM2 zapowiadał, że jedno z tych wydarzeń ma się pojawić w filmie. I faktycznie było. Ba, do samego końca byłem przekonany, że właśnie z powodów wymienionych wcześniej, wydarzenie zostanie złagodzone, a jego końcówka zmieniona. Muszę przyznać, że do tej pory jestem w niemałym szoku, że trzymano się źródła do samego końca… Jednocześnie winszuję podjęcia tak odważnej decyzji.

Jeżeli komuś podobała się pierwsza część, powinien zobaczyć i drugą. Przeciwników jedynki do dwójki może przekonać dużo lepsza dynamika, ale nie jest to argument, by koniecznie iść do kina. Dla mnie The Amazing Spider-Man 2 to film tak samo dobry jak poprzednik, lepszy technicznie, gorszy pod względem sposobu prowadzenia opowieści, wynagradzający początkowy bałagan finałem. Dlatego też ocena jest taka sama, jak 2 lata temu: 5-.

czwartek, 3 kwietnia 2014

Diablo 3: Reaper of Souls

Diablo dostał łomot. Tyrael postanowił ukryć Czarny Kamień Dusz, ale jeden z jego braci, anioł śmierci Maltael ma inny pomysł na zakończenie odwiecznej wojny między niebem, a piekłem – wyeliminować wszystko, co zawiera cząstkę demonów. Na pierwszy ogień idzie ludzkość.

Dodatki do wersji podstawowych w serii Diablo mają opinię zmieniających rozgrywkę. Choć gdybym miał być szczery, to Hellfire jakoś strasznie Diablo nie zmieniał, a owadzie poziomy były takie sobie. Dopiero Lord of Destruction do Diablo 2 był czymś, co mnie przekonało o metamorfozie. Jak wygląda sytuacja z RoS? Gdzieś tak po pomiędzy tymi dwoma tytułami. Zmian obecnie jest sporo, ale nie wszystkie są zasługą dodatku, jednak po kolei.

Fabuła – jest znośna, choć moim zdaniem psuje ją zakończenie, które jest strasznie głupie. Po jego obejrzeniu moją pierwszą myślą było: Znowu? Kolejne zdania nie będą zawierały spoilerów, ale mogą ukierunkować skojarzenia, więc jeśli ktoś chce uniknąć i tego, sugeruję przeskok do następnego akapitu. Wracając do tematu, po przełknięciu gorzkiej piguły, jaką było outro, naszła mnie myśl, że chyba ktoś tu chce powtórzyć finał pierwszego Diablo niejako po to, by zresetować pewne rzeczy w uniwersum, a nowa ekipa nie odczuwała ciężaru spadku po poprzednich autorach. Może nadinterpretuję, ale właśnie takie mam przeczucie.

Zmiany. Nie będę dzielił tego na poszczególne patche, tylko opiszę sytuację taką, jaka jest obecnie. Pożegnaliśmy się z aukcjami. Jeżeli ktoś ma jakieś nieodebrane przedmioty, to bodaj do czerwca ma czas, by je przerzucić na postacie. Gdyby przy okazji pozostawiono stary system lootu, gracz byłby udupiony, bo przydatnych przedmiotów było jak na lekarstwo. Na szczęście wprowadzono coś, co nazwano Loot 2.0 i widać ogromną poprawę. Teraz większość żelastwa na coś się przydaje, a wraz z dodaniem nowego rzemieślnika, odpowiedzialnego za zmianę wyglądu i podmianę statystyk, daje to sporą swobodę w doborze i motywację do farmienia sprzętu. Żeby trochę przyśpieszyć sprawę, nie trzeba już odblokowywać poziomów trudności każdą postacią z osobna. Od teraz dostępne poziomy zależą od najwyższego poziomu spośród wszystkich postaci, gdzie na 60 (z 70 z dodatkiem) dostępne są już wszystkie. Poziomów trudności jest teraz więcej i można je zmieniać w trakcie gry. Tych, którzy zabili bossów wg poprzedniego systemu, czeka lekki szok. Otóż wszystkie osiągnięcia związane ze starymi trudnościami straciły punkty i wylądowały jako ozdobniki w Feats of Strength. Teraz osiągnięcie za pokonanie bossa jest przyznawane niezależnie od trudności, a jeśli ma być związane z tym ostatnim, to wylądowało w Wyzwaniach.

Zmian w umiejętnościach nie będę omawiał, gdyż pełno tego i każdy musi się przekonać o nich na własną rękę. Ale po przejściu piątego aktu i bieganiu w Adventure Mode nie czuję, by zmieniały rozgrywkę diametralnie. Co innego Paragon points – przyznawane za kolejne poziomy, możemy je przypisać do pewnych pasywnych premii, modyfikując grę. Nowa klasa postaci – krzyżowiec – wpisuje się we wrażenia, jakie zrobiła podstawka. Skoro wspomniałem o Adventure Mode, parę słów wyjaśnienia. Jest to opcja dostępna po ukończeniu nowego aktu. Mamy w niej dostęp do całego Sanktuarium. W każdym z aktów otrzymujemy generowane losowo zlecenia, po 5 na akt. Takim zleceniem może być udział w jakimś evencie w grze, zabicie konkretnego potwora, czy wyczyszczenie konkretnej lokacji z wszelkiego plugastwa. W nagrodę tak za zlecenia, jak i cały zestaw z aktu, otrzymamy, między innymi, fragmenty klucza. Przy odpowiedniej ich liczbie możemy otworzyć przejście do nephalem rift, losowego wymiaru, w którym po zabiciu wymaganej liczby stworów, będziemy walczyć z jego strażnikiem. Po walce dostaniemy pewną ilość bloodshards, stanowiących walutę u jednego z kupców, który sprzedaje losowe przedmioty. Taki odpowiednik hazardzisty z D2. Rifty mogą budzić skojarzenie z losowymi mapami z obu Torchlightów, z tą różnicą, że tamte były jednopoziomowe, a rifty mają ich wiele.

Nowe lokacje są posępniejsze od swoich poprzedników. W połączeniu z niektórymi motywami z fabuły potrafią stworzyć przyzwoity klimat. No i oczywiście nie należy zapominać o muzyce, której, jak zwykle, słucha się z ochotą. Tradycyjnie nie ma szans na same nowe miejsca. Tym razem ofiarą recyklingu padło wieczne pole bitwy, fragment piekła oraz forteca Pandemonium (oba z 4 aktu D2).

Skoro zacząłem narzekać, pociągnę to dalej. Ponownie połączenie z BattleNetem jest największą bolączką gry. W dniu premiery było w porządku, ale później serwery ugięły się pod atakami ddos, zaś na koncie przez kilka dni wisiało ogłoszenie, że gracze mogą doświadczyć problemów z grami. Zakładając, że w ogóle zalogowałeś się na konto. Zdarzały się sytuacje, w których gracz mógł utknąć w kolejce logowania do BattleNetu, a co dopiero do konkretnej gry. Do tego dochodzi stosunek cena-zawartość. Jeśli ktoś chce ograniczyć się wyłącznie do V aktu, to długo nie pogra. Przed premierą i zaraz po niej cena dodatku wahała się od 160 do 100 złotych, podczas gdy zawartość stricte dodatkowa (10 poziomów postaci, nowy akt, adventure mode oraz nowa klasa) nijak tych cen nie usprawiedliwia. Uważam, że maksymalna kwota (biorąc pod uwagę nasze realia) powinna wynosić 80 złotych.

Jeżeli Diablo 3 podobało Ci się, to dodatek pewnie masz, a przynajmniej rozważasz. Reaper of Souls to więcej tego samego (ale bez przesady), może trochę bardziej dynamicznie. Dla miłośników, nawet po uwzględnieniu cyrków z połączeniem i ceny za zawartość, ocena to 4. Dla mnie, osoby, której podstawka niespecjalnie przypadła do gustu, ocena pozostaje taka, jak była: 3+. Jeżeli ktoś podziela moją opinię, sugeruję poczekać, aż cena spadnie.