niedziela, 30 czerwca 2019

The Flash (2014) – Season 5

Sezon zaczyna się dokładnie w momencie, w którym poprzedni się skończył. Nie ma żadnego przeskoku typu: pół roku później. W poprzednim sezonie od czasu do czasu pojawiała się tajemnicza dziewczyna. Tutaj od razu dowiadujemy się, że jest nią Nora West-Allen, córka Barry’ego i Iris z przyszłości, a także speedster o pseudonimie XS. Tym samym obsada znowu rośnie.

Nie wiem, co jest dziwniejsze w tym sezonie. Fakt, że motyw przewodni stanowi dokładne przeciwieństwo siódmego sezonu Arrow (w Arrow osoba z zewnątrz stara się rozbić rodzinę/dziedzictwo, we Flashu osoba z zewnątrz stara się utrzymać to w kupie), czy to że panuje tu taki sam bałagan.

Mniej więcej połowa odcinków nadaje się do oglądania. Przypominają klimat sezonów jeden i dwa, tylko trochę bardziej stonowany (z nielicznymi wyjątkami, które właśnie są tymi najlepszymi). Pozostałe odcinki to straszenie nowym łotrem – Cicadą, który cierpi na ten sam syndrom przepakowania, co Thinker, z tą różnicą, że zamiast kombinować, ten ma przypadkowo potężny gadżet do dyspozycji. Mało tego (tutaj rzucę spoilerem), gdy widz ma wrażenie, że ekipie udało się załatwić problem wcześniej, niż ustawa przewiduje, okazuje się, że w linii czasu jest kolejna osoba z tymi samymi możliwościami i trudniej ją pokonać… Yay? Poza tym, gdy robi się wielkie halo z powodu powrotu Reverse Flasha, kolejnego Wellsa oraz pojawienia się Godspeeda, a potem wszystko słabo wykorzystuje, ciężko się nie zdenerwować. Kiczowate perełki pokroju nawalanki między Groddem i King Sharkiem to za mało.

Wracając do bałaganu. Barry pozostaje hipokrytą w kwestii podróży w czasie. Non-stop przypomina Norze, że to jest be, bo przecież o Flashpoincie rzadko się już wspomina. Iris i Barry wreszcie wracają do swoich zawodów, ale nie są nawet w połowie tak wydajni w tym, jak Ralph w swojej działce. Ba, w ogóle wszystko, co nie dotyczy głównych bohaterów jest lepiej zrealizowane, nawet wątek z poszukiwaniem ojca Caitlin. Największa wtopa to jednak szkolenie XS, które wygląda, jakby było pisane z myślą o Kid Flashu, ale ten przecież siedzi w Tybecie i pomimo tego, że mógłby się przydać, nikt po niego nie dzwoni (ba, w piątym odcinku Iris twierdzi, że nie ma po kogo…). A dlaczego akurat to jest słabe? Bo zakończenie sezonu sprawia, że cały ten wysiłek można rozbić o kant tyłka. Na deser zostaje eksploatowany znany choćby z X-Men: The Last Stand wątek lekarstwa na meta umiejętności oraz to, że aktor grający Cisco podobno odchodzi z serialu, a aktorka odpowiedzialna za Caitlin rozważa to samo.

Jeśli więc macie cierpliwość, by wyłapać te przyjemnie kiczowate odcinki, piąty sezon zasługuje na 3-. Jeśli nie macie cierpliwości (co jest bardziej prawdopodobnym wariantem), to sezon jest tak samo słaby jak siódmy Arrow.

niedziela, 23 czerwca 2019

Child’s Play (2019)


Oto kolejna seria, która nie oparła się współczesnym trendom i została odświeżona… choć nie do końca. Zazwyczaj tego typu remake’i lądują w momencie, gdy oryginalna seria jest zakończona i nikt nie chce dorabiać kolejnego numerka. Z Chuckym wyszło inaczej, gdyż nie dość, że jego ostatnia odsłona (Cult of Chucky) gościła na moim ekranie zaledwie rok temu, to jeszcze wytwórnia ma zamiar ją kontynuować chyba w formie serialu. W rezultacie otrzymujemy dwie podobne serie. Niby fajnie, bo zawsze to więcej slasherowej dobroci, ale nie od dziś wiadomo, że produkcja produkcji nierówna.

Ogólny zamysł jest dokładnie ten sam, co w pierwowzorze z 1988 roku. Andy, dzieciak, odludek, mieszkający z matką otrzymuje na urodziny zabawkę-hit: lalkę Good Guy/Buddi. Szybko wychodzi na jaw, że taka zwykła lalka to nie jest, ale nawet gdy zaczynają padać trupy, nikt nie wierzy Andy’emu, że to zabawka jest mordercą.

Tutaj napiszę tak: jeśli lubicie slashery jako gatunek, to nowa Laleczka (z jakiegoś powodu polski tytuł pomija tym razem imię) jest poprawnie zrealizowanym widowiskiem. Jedynym jej grzechem jest tempo. Autorzy starają się budować atmosferę, napięcie, ale na każdym kroku czuć, że już nie mogą doczekać się, aby zacząć zabijać. Przez co każda scenka wydaje się być przycięta. Natomiast samo zabijanie wychodzi im spektakularnie, krwawo i dość różnorodnie, choć niezbyt oryginalnie (jedna ze scen przypomina klimatem serię Saw, a jak na ironię – zawiera właśnie piłę). Wizualnie jest w porządku i faktycznie da się odczuć, że ktoś z nowej wersji filmowej To maczał w tym palce (a jeśli nie, to dobrze naśladuje).

Nowe Child’s Play wypada gorzej jako… właśnie Child’s Play. Każda bardziej znana seria slasherów stara się mieć jakiś patent, który odróżnia ją od pozostałych. Dzięki czemu wiadomo, że jak widzimy faceta w masce hokejowej i z maczetą – chodzi o Jasona Voorheesa. Koleś w masce Williama Shatnera, w kombinezonie i z nożem kuchennym – Michael Myers. A poparzeniec z rękawicą z ostrzami – Freddy Krueger. Natomiast Chucky to była lalka z duszą mordercy: Charlesa Lee Raya. No i to jest największa zmiana. Zamiast opętanej zabawki mamy anty-Johnny’ego 5, który po usunięciu protokołów bezpieczeństwa zamiast oglądania The Three Stooges i scen tanecznych z Saturday Night Fever zalicza Teksańską masakrę piłą mechaniczną. Nowego Chucky’ego definiują dosłownie trzy rzeczy: a) Andy ma być radosny/bawić się – ktokolwiek przeszkadza w zabawie, musi zginąć, b) Andy ma być bezpieczny – ktokolwiek go krzywdzi, musi zginąć, c) Chucky jest najlepszym przyjacielem Andy’ego, inni najlepsi przyjaciele muszą zginąć. Przy czym warto jeszcze wspomnieć o tym, że w przypadku sytuacji a) Chucky ma sposobność widzieć Andy’ego rechoczącego na widok rzezi we wspomnianej Masakrze. Dlatego też temu filmowi jest znacznie bliżej do opowieści o zbuntowanych  urządzeniach, pojazdach i innych gadżetach. I to tylko tych, które zyskały świadomość, a nie były opętane. Końcowa scena wręcz przypomina niezamierzoną parodię finału… trzeciego Terminatora… Pewnie, że daje to spore pole do popisu, bo Chucky jako zabawka nowej generacji potrafi komunikować się z innymi urządzeniami firmy, która go wyprodukowała, ale przez to ciężko mi było traktować go jako Chucky’ego. Zwłaszcza, że w ramach takiej wisienki na torcie ten w wykonaniu Brada Dourifa klął jak szewc, a ten Marka Hamilla (swoją drogą, świetnie mu wyszło bycie strasznym w sposób inny, niż jego Joker) tylko cytuje zasłyszane bluzgi. Podsumowując: to mogłaby być zupełnie inna zabawka/postać, tylko przez wzgląd na chęć szybkiego zysku podpięto się pod tę serię.

Pozostają jeszcze smaczki nawiązujące do innych filmów wytwórni, ale to już dla wytrwałych. Jako slasher nowa Laleczka to film na 4-, zaś jako część serii wypada, moim zdaniem, słabiej. W tym wariancie: 3.

niedziela, 16 czerwca 2019

Arrow – Season 7

Sezon zaczyna się takim bałaganem, że nawet gdyby oglądać go bez znajomości słabych poprzedników, odechciewa się na starcie. Oliver siedzi w więzieniu, Felicity wraz z Williamem ukrywają się przed Diazem, Dinah próbuje działać w policji, Diggle wrócił do ARGUSa, a Rene kręci się wokół nowego Green Arrow, który pojawił się w mieście. Na deser mamy przebłyski przyszłości z udziałem m.in. Roya Harpera, która wydarzy się za 20 lat.

Nie licząc samych scen akcji oraz zakończenia wiodącego ku Crisis on Infinite Earths (choć nie oszukujmy się, nie ma co się nastawiać, bo lepiej opowiedzianego Flashpointa też potrafili zarżnąć), ten sezon to porażka. Pierwsze siedem odcinków koncentrujących się wokół Ricardo i więzienia jest tak nudne, że chce się je oglądać na podglądzie. Z kolei ostatnia 1/3 sezonu powoli wspina się z powrotem na stany średnie z sezonu 3, aby potem zaserwować kilka odcinków niemal pozbawionych głównego bohatera… W ogóle Arrowa jest tak mało, a jego wątek więzienny tak słaby, że pora na zmianę tytułu serialu na Oliver’s friends in action. Przynajmniej byłaby pora, gdyby nie to, że zapowiedziany sezon 8, składający się z 10 odcinków, będzie ostatnim. Pozostaje więc tylko odbębnić i ruszyć dalej.

Obsada również zachowuje się tak (ze Stephenem Amellem na czele), jakby im się nie chciało. Chociaż z takim materiałem to niespecjalnie ich winię. Dodatkowo następuje wykruszanie. Serial opuścili Mr Terrific, syn Olivera z teraźniejszości oraz, po zakończeniu sezonu, Felicity (no o jakieś 3-4 sezony za późno…).

Ostatnim gwoździem do trumny jest mowa podsumowująca serial. Tak jest, nie sezon, tylko wszystko, co było do tej pory. Oliver stwierdza w niej, że nie udałoby mu się nic osiągnąć, gdyby nie wszyscy ludzie, którzy wtedy stali wokół niego. Czyli z czepialskiego punktu widzenia dwa najlepsze sezony Arrow, w których Queen działał przede wszystkim sam, można rozbić o kant dupy. To trochę tak, jakby powiedzieć, że Year One Batmana, na którym po dziś dzień wzorują się różni twórcy, jest nieistotny… Bez komentarza. Moja ocena: 2-.

niedziela, 9 czerwca 2019

Black Lightning - Season 2

Tak jak pierwszy sezon zostawił mnie z uczuciem obojętności (bez rewelacji, ale i bez żałowania zainwestowanego czasu), tak drugi to istna kolejka górska. Niestety, nie do końca przemyślana, bo zamiast serwowania różnych wrażeń, na każdy dobry pomysł przypada spadek formy.

Otwarcie sezonu jest jednym najbardziej konsekwentnych, jakie widziałem w serialach, a już na pewno w Arrowverse. Oprócz kontynuacji wątków osobistych, pociągnięto też te społecznościowe – to na plus. Na minus trzeba policzyć to, że te drugie szybko się rozmywają, przez co gdy w późniejszych odcinkach pojawia się jakiś protest, to nie do końca wiadomo, przeciwko czemu (oprócz ogólnie pojętej niesprawiedliwości).

Kolejnym takim przykładem oraz powodem do zwiększenia zaangażowania widza są zmiany w postaciach. Drugi sezon uświadomił mi, dlaczego pierwszy nie dość, że był średni, to jeszcze pozostawiał mnie obojętnym na losy bohaterów. Otóż tutaj autorzy wreszcie postanowili naruszyć nietykalność postaci w zauważalny sposób. BL przynajmniej raz dostaje konkretny łomot, Jefferson traci stanowisko w pracy, struktura rodziny zostaje zachwiana, a do tego mamy powracającą osobę, która przechodzi przemianę. Ten ostatni wątek poprowadzono na tyle dobrze, że wręcz kibicowałem zaangażowanym personom. Ba, jego (prawie) koniec naprawdę mnie zaskoczył… Tylko że efekt końcowy strasznie rozmyto kolejnymi odcinkami, a w finale sezonu pokazano, że tak naprawdę wszystkie te starania można rozbić o kant tyłka…

Pozostałe elementy stoją na tym samym poziomie, co poprzednio. Średnie sceny akcji oraz efekty specjalne (choć tych jest więcej przez wzgląd na większą liczbę zaangażowanych metaludzi). Muzyka ciut bardziej zróżnicowana i całkiem fajna. Nawet główny zły powrócił, tylko przydupasów zmienił. Gdyby nie zakończenie sezonu, dałbym mu wyższą ocenę, a tak S2 jest dla mnie górną półką stanów średnich. Moja ocena: 3+.

niedziela, 2 czerwca 2019

Titans – Season 1

Titans od początku mieli pod górkę. Zaczęło się od projektu kostiumów, przez dobór aktorów, a skończyło na zwiastunie, w którym postanowiono wykreować „mroczniejszy” klimat niż w filmach Snydera. Przez pierwsze trzy odcinki oglądałem serial bez większego przekonania, ale jak tylko wyzbyto się głupawego tonu, jaki wykreował zwiastun, historia zaczęła mnie wciągać, przekonywać do siebie, a po zakończeniu... czekam na więcej. Żeby nie było, to nadal próba poważniejszego i mroczniejszego potraktowania Tytanów. Np. Robin nie przebiera w środkach, łamie kości przeciwnikom, kaleczy ich, a twórcy serialu nie kryją się z przelewaniem krwi. Jednak nie licząc paskudnego filtru na obrazie, te zabiegi nie wypadają tak karykaturalnie, jak to sugerował wspomniany zwiastun.

Gdybym miał krótko opisać fabułę, powiedziałbym, że jest ona o postaciach szukających swojego miejsca na świecie. Ich przeszłość co jakiś czas upomina się o nie, a los postanowił zebrać je do kupy. Dzięki takiemu zabiegowi, gdzie by nie rzucić bohaterów, intryga sama się nakręca, a jeśli nawet na moment spowolni, mamy drugoplanowców do dyspozycji.

Postacie to dla mnie najmocniejsza strona serialu. Gdy byłem młodszy, nie cierpiałem Dicka Graysona. Przynajmniej jako Robina. Z wiekiem zmieniłem nastawienie, zwłaszcza po tym, jak został Nightwingiem. W serialu mamy okazję obserwować okres między opuszczeniem Batmana (gdy chłopak jest wciąż rozczarowany swoim mentorem), a przyjęciem nowej tożsamości. Dick koniecznie chce udowodnić, że nie musi działać jak Batman, ale za każdym razem robi dokładnie odwrotnie. Raven jest przerażona swoją mocą. Starfire w ogóle nie wie, kim jest. I chciałbym powiedzieć, że Beast Boy jest na doczepkę, ale to nie do końca prawda. Wyrusza z ekipą dlatego, że poprzednia (Doom Patrol) była jeszcze bardziej porypana. Aktorzy dobrze spisują się w swoich rolach, dzięki czemu nie ma wątpliwości, jakimi emocjami jest targana dana postać. To samo tyczy się pozostałych superbohaterów: Hawk i Dove są zwyczajnie sympatyczni, Doom Patrol pogibany (tutaj przyznam się, że oprócz faktu istnienia grupy w momencie oglądania serialu nie znałem oryginału), ale najlepszym gościem z tego szeregu jest bez dwóch zdań Jason Todd. Dla niewtajemniczonych: w komiksach Jason był drugim Robinem. Jednak w przeciwieństwie do Dicka był krnąbrny, zachowywał się jak największy buc i w ogóle mało kto go lubił. Dzięki Titans nie trzeba nadganiać żadnego komiksu, by się o tym przekonać. Epizod poświęcony Jasonowi idealnie odwzorowuje jego charakter.

Sceny akcji i efekty specjalne są w porządku, ale bez rewelacji. Te pierwsze ciut słabsze, niż np. pierwsze dwa sezony Arrow, z kolei te drugie ciut lepsze niż poziom prezentowany w Arrowverse.

Jeśli chodzi o wady, wspomniałem już o pierwszych trzech odcinkach oraz paskudnym filtrze na obraz. Jest jeszcze jedna rzecz, która zgrzytała mi przez większość seansu – wygląd Starfire. Nie chodzi mi o dobór aktorki, tylko jej charakteryzację i kostium. Z jednej strony mają jakieś tam uzasadnienie fabularne, z drugiej w większości recenzji napotkacie stwierdzenie, iż wizualnie robią z niej prostytutkę. Pozostaje mieć nadzieję, iż drugi sezon podniesie poprzeczkę we wszystkich tych aspektach i nie trzeba będzie czekać X odcinków, aż zacznie wciągać.

Jeśli brać pod uwagę pozycję startową Tytanów, wybrnięto z niej z tarczą, a proponowana opowieść jest warta tego, by dać jej szansę. Zakładając, że lubicie gatunek superhero i jesteście w stanie przeboleć te 3 odcinki na start. Moja ocena: 4.