czwartek, 7 sierpnia 2014

This ain’t no place for no hero

Staram się unikać uogólniania, bo jest to przeważnie krzywdzące, ale jak się człowiekowi nazbiera odpowiednio dużo na sercu/wątrobie/wstaw bolący organ, to ma ochotę powiedzieć coś w stylu: ludzie w tym kraju są nieznośni (to już po opadnięciu emocji, pierwsza wersja jest bardziej dosadna). Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nasze społeczeństwo (a przynajmniej ta jego część, z którą zetknąłem się w grach sieciowych) jest takie uparte (i głupie w tym uporze), takie roszczeniowe i przesiąknięte chamstwem do granic możliwości. Reprezentanci tej grupy potrafią wykłócać się o rzeczy, na które nie mają wpływu, ale jeśli coś faktycznie mogą zmienić, to palcem nie kiwną. Łatwiej nawrzucać komuś w sieci, niż ruszyć dupę sprzed komputera.

Roszczeniowość jest jeszcze gorsza, bo niczym nieuzasadniona. Nie mam pojęcia, skąd się wzięło to przekonanie, że komuś się coś należy. Bo co, bo zapłaciłem 15zł w ciągu kilku lat grania w grę społecznościową? Bo w ogóle gram? Ja jestem pan na włościach, mam dom, gromadkę dzieci, żonę i nie będziesz mi, chamie, mówił, że jestem niedojrzały!

To ostatnie zdanie zakrawa na ironię, gdyż to właśnie ludzie tego rodzaju nie stronią od rzucania inwektywami lekką ręką. Przeklinam i wyzywam, bo mogę i co mi zrobisz, *uju!? Już dawno porzucono chowanie się za ksywkami, teraz takie zachowanie, nawet na portalach społecznościowych, to norma. Dumnie podpisuję się imieniem i nazwiskiem pod tym, jakim jestem bucem.

Ręce opadają, gdy człowiek stara się współpracować z takimi ludźmi. Na nic zdaje się dobra wola i starania, bo opisywany rodzaj człowieka musi mieć wroga, dla zasady. Tłumaczysz, wyjaśniasz, robisz, co możesz, ale nic z tego, dalej będziesz znieważany. Najgorsze jest to, że większość wspomnianych zachowań nasze społeczeństwo przekłada na inne warstwy życia, nie tylko internet. Większość osób, które w jakikolwiek sposób myślą o tym, że coś mogłoby być nie halo w stosunku do drugiej osoby, koncentruje się na spokojnym życiu i swojej rodzinie (nie, żebym miał im za złe, ich święte prawo). Tych kilku idealistów, którzy próbowali to przenieść na większą skalę, już dawno wyjechało lub zostali zakrzyczani. A reszta… cóż, reszta będzie twierdzić, że: „Moja racja jest najmojsza”, a ty spierdalaj, łajzo.

P.S. Tytuł i klimat towarzyszący wpisowi inspirowany piosenką zespołu The Heavy: Short Change Hero.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz