Crank
Muszę przyznać, że tak jak większość filmów sensacyjnych z lat ’80 i ’90 działała mi na nerwy, tak te wyprodukowane po 2000 roku zwyczajnie mnie bawią. Może dlatego że wiele z nich przestała traktować siebie poważnie i zaczęła mniej lub bardziej świadomie parodiować samych siebie.
Crank (w Polsce film został wydany pod tytułem Adrenalina) jest właśnie takim kinem, które nie traktuje serio ani siebie, ani widza. Z drugiej strony widz również nie powinien poważnie traktować serio tego, co się dzieje w trakcie seansu. A dzieje się sporo. Jason Statham jako Chev Chelios przehlapał sobie za niewykonanie pewnego zadania. W ramach zapłaty wstrzyknięto mu truciznę, która go zabije, jeśli jego organizm nie będzie produkował wystarczającej ilości adrenaliny. Chelios rusza więc w pogoń za oprawcami, robiąc przy okazji wszystko, by adrenalina płynęła.
Pomysł sam w sobie wydaje jest odpowiedni dla tego gatunku. Co kompletnie mnie rozwaliło, to jego realizacja. Trochę to wyglądało jakby ktoś grający w Grand Theft Auto olał sobie główny wątek i zaczął rozpierdzielać miasto w trakcie szaleńczej jazdy często zmienianymi pojazdami. No dobra, może nie do końca olał, bo jednak fabuła idzie do przodu. Akcja goni akcję, wydarzenia balansują na granicy absurdu, a całość jest okraszona ogromną dawką przemocy, wulgarności i czarnego humoru niskich lotów. Liczba poszczególnych składowych jest mimo to świetnie wyważona.
Adrenalinę najlepiej byłoby obejrzeć w gronie znajomych fanów kiczu i akcji, popijając zupkę chmielową oraz zagryzając czymś do smaku. Jest to film cholernie specyficzny i jeśli nie podejdzie się do niego z odpowiednim dystansem, będzie po prostu idiotyczną naparzanką. Jeżeli taki dystans posiadacie, to przygotujcie się na rozrywkę w najczystszej, nieozobowiązującej postaci.
Crank: High Voltage
Tak jak jedynka bardzo mi się podobała, tak do dwójki nijak nie potrafiłem się zdystansować. Niby formuła ta sama, kilka postaci zalicza powrót (włącznie z głównym bohaterem, co może się wydawać naprawdę dziwne, zważywszy na zakończenie Crank), a do tego wszystko jeszcze bardziej przesadzone.
Chelios ponownie goni za dupkami, którzy mu podpadli oraz sercem, które mu wycięli. Tym razem zamiast adrenaliny jego ciało potrzebuje ładunków elektrycznych, by sztuczne serce pracowało.
Pierwsza część balansowała na granicy absurdu, druga ją przekroczyła. Kilka scen z poprzedniczki ubrano w nowe okoliczności i pokazano ponownie. Pełnią one rolę zarówno nawiązań, jak i elementów fabuły, ale przez to ma się wrażenie, że twórcom zabrakło pomysłów. Zabawne jest mniej więcej pierwsze 20 minut, potem film się wlecze. Głównie przez wspomniane odgrzewane pomysły, kilka naprawdę zbędnych zapychaczy oraz ogólny brak polotu. Można obejrzeć raz, ale to już na własną odpowiedzialność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz