Siedziałem po skończeniu tej gry i czułem się, jakby ktoś zaprosił mnie na z dawien dawna oczekiwane spotkanie, na którym dał mi w mordę, a potem pożegnał i poprosił o kolejny termin, bo nie skończyliśmy...
Opowieść rozpoczyna się zobrazowaniem jednego z wydarzeń omawianych w pierwszej części. Chodzi o pożar, który miał miejsce na 12 lat przed powrotem Samuela (bohatera Black Mirror) do zamku. Zaraz potem jesteśmy rzucani na drugą stronę świata, do miasteczka Biddeford w stanie Maine, gdzie przyjdzie nam pokierować poczynaniami Darrena Michaelsa – studenta fizyki, który przyjechał do owego wygwizdowia, by odwiedzić matkę i dorobić trochę w czasie wakacji. Początek dosłownie jak u Stephena Kinga, nawet stan się zgadza. Żeby było zabawniej, to jego nazwisko przewija się też w podziękowaniach w napisach końcowych, więc coś musi być na rzeczy. Sposób prowadzenia fabuły sprawia wrażenie bardziej amerykańskiego (choć firma odpowiedzialna za grę jest z Niemiec), co moim zdaniem odebrało mu nieco uroku, ale co kto lubi.
O ile część związaną z Biddeford łyknąłem bardzo szybko, o tyle po przyjeździe Darrena do Willow Creek gra zaczęła mi się dłużyć. Niektóre przeskoki akcji (zwłaszcza między rozdziałami 3 i 4) wydawały mi się wymuszone i dodane tylko po ty, by odwiedzić jak największą liczbę miejsc znanych z Black Mirror, abyśmy koniecznie zobaczyli, jak czas odcisnął na nich swoje piętno. Brakowało mi swobody znanej z pierwszej gry. W pierwowzorze mogliśmy poruszać się po całej okolicy. Tutaj zawsze jesteśmy ograniczeni do 1-2 miejsc, np. Willow Creek i hotel, choć na mapie widać też zamek, ruiny, latarnię morską itd.
Z rzeczy czysto fabularnych – nie podobały mi się niektóre z nawiązań do poprzedniej części. To co zostało podane jako pewnik, teraz nagle okazało się, że wyglądało inaczej. Po prostu nikt o tym nie mówił. To rozwiązanie zapewniło z jednej strony kilka zwrotów akcji, ale z drugiej strasznie naciągnęło spójność obu części. Do tego należy doliczyć ‘urwane’ zakończenie, które potrafi zdenerwować. Już w momencie wydania gry wiadomym było, że taka sytuacja zwiastuje nadejście sequela, a żeby nie być gołosłownym – w tym miesiącu ma się odbyć światowa premiera Black Mirror 3 (reklamowanego jako zwieńczenie historii rodu Gordonów).
Ostatnią wadą, do jakiej się przyczepię, jest polonizacja. Dialogi i podpisy tłumaczyły chyba 2 różne osoby. Z czego dialogi zostały przetłumaczone całkiem dobrze (choć pojedyncze kwiatki też się trafią, np. „Get out of here!” przetłumaczone jako „Wynoś się stąd!” zamiast, jak wynika z kontekstu, czegoś w stylu: „Poważnie?!”). Natomiast podpisy (obiektów i miejsc) wyglądają, jakby je do translatora wrzucono. Najlepszym przykładem niech będzie studnia obok zamku Black Mirror, która w dialogu widnieje jako studnia, ale po najechaniu kursorem mamy fontannę.
Najśmieszniejsze jest to, że jeśli Black Mirror 2 rozpatrywać jako samodzielny produkt (zwłaszcza jeśli ktoś nie grał w jedynkę), to jest to dobra gra. Fabuła jest poprowadzona zgrabnie, do najgorszych nie należy, potrafi odrobinę zaskoczyć swoimi zwrotami i pozostawia minimum miejsca na snucie własnych domysłów. Zagadki nie są przesadnie skomplikowane, a łamigłówki dostarczają odpowiedniej dozy satysfakcji z ich rozwiązania. W trakcie rozgrywki istnieje ryzyko, iż Darren zginie. Nawet jeśli zapomnieliście zapisać stan gry odpowiednio wcześnie, program pamięta o tym, by zrobić auto-save na chwilę przed tym wydarzeniem.
Graficznie BM2 prezentuje się naprawdę zacnie. Postacie są duże i płynnie animowane (do tego ruszają się dość naturalnie), tła zróżnicowane i bogate w szczegóły (posiadają własne ruchome elementy, odbicia, efekty świetlne itd.) i potrafią stworzyć upiorny nastrój. Ten z kolei podkreślany jest przez bardzo dobrą muzykę. Głosy aktorów dobrano trafnie, aczkolwiek same kwestie mówione brzmią raczej jak wykład z fonetyki, niż faktyczne rozmowy (tyczy się to przede wszystkim chęci podkreślenia różnic w akcentach: angielskim i amerykańskim).
Podsumowując, Black Mirror 2 świetnie sprawdza się jako zamerykanizowany horror i samodzielna przygodówka. W tej kategorii należy się solidna 4. Niestety jako kontynuacja zasługuje co najwyżej na 3. Jak wspomniałem wcześniej, na rynku powinna niedługo ukazać się część trzecia. Śmiem wątpić, czy będzie lepsza od dwójki, ale mam nadzieję, że przynajmniej nie będzie gorsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz