środa, 9 lipca 2014

The Wolf Among Us

Po ukończeniu pierwszego sezonu komputerowej wersji The Walking Dead byłem strasznie cięty na tę formę opowieści. Raz że ta z TWD niespecjalnie porywała, a dwa, że nazywanie tego grą przygodową było w moim mniemaniu sporym nadużyciem. Z podobnym nastawieniem podchodziłem do The Wolf Among Us i... bardzo miło się rozczarowałem.

TWAU jest, podobnie jak poprzednik, interaktywną opowieścią, wydawaną w odcinkach. Pięć takich odcinków tworzy sezon. Tym razem źródłem inspiracji są komiksy z serii Fables, opowiadające o losach postaci znanych z bajek, baśni i ogólnie pojętego folkloru zamieszkujących naszą rzeczywistość, a dokładniej część Nowego Jorku, którą same nazwały Fabletown. Te z postaci, które nie zdołały wtopić się w ludzkie społeczeństwo (dotyczy to przede wszystkim zwierząt), są odsyłane na Farmę. Naturalnie bohaterowie, jakich znamy, zostali tutaj potraktowani brutalnie przez… samą rzeczywistość, albo autora, jak kto woli. Np. królewna Śnieżka rozwiodła się z księciem z powodu zdrady, wielki zły wilk znany z Czerwonego kapturka postanowił skończyć z przemocą i teraz robi za szeryfa Fabletown. Graczowi przyjdzie wcielić się właśnie w jego postać, która w tym uniwersum znana jest, jako Bigby. Akcję rozpoczynamy sceną, w której szeryf zmierza do mieszkania w budynku należącym do Fables (to określenie odnosi się nie tylko do tytułu komiksu, ale także jego bohaterów), gdzie trwa jakaś burda.

Powiedzmy sobie szczerze: grania jest tu tyle, co nic, zaś momenty z interakcją, to w zasadzie same QTE. Wybór dialogów minimalnie zmienia ścieżkę fabularną, a i same wybory, jak na postać, która próbuje pohamować swój temperament, niespecjalnie mogą robić wrażenie. Ok, skoro takie oczywiste "problemy" mamy z głowy, albo uznajemy to za świadomie wybraną konwencję, przejdźmy do sedna, czyli fabuły. Cóż mogę o niej powiedzieć… zmiotła mnie z mojego wygodnego krzesła, rzuciła kilka razy o ścianę, sponiewierała, dała prosto w nos, a na koniec obdarowała buziakiem w policzek, bym szybko o niej nie zapomniał.

Wolf to niemalże liniowa opowieść w stylu noir, o stróżu prawa, który próbuje ogarnąć ten cały burdel zwany Fabletown, ale nic, ani nikt mu tego nie ułatwia. Samo zawiązanie akcji i jej rozwój wciągną każdego, kto lubi tego rodzaju historie o detektywach, policjantach i im podobnych. Pod tym względem TWAU jest bardzo blisko do takich przygodówek, jak np. Jack Orlando, z tą różnicą, iż tutaj wszelkie animozje oraz ujawniane sekrety dużo bardziej angażują. Napotykane postacie grają na uczuciach tak Bigby’ego, jak i gracza, a wraz z każdą kolejną linią dialogową, nasze wybory są coraz bardziej impulsywne. Sami odczuwamy powściąganą złość, sami mamy ochotę wyładować się na podsycających konflikt Fables. Co więcej, gra została zaprojektowana tak, że w momencie, gdy chcemy się wyżyć, taka sekwencja przeważnie ma miejsce. Właśnie to wpływanie na emocje grającego sprawia, że przestajemy zwracać uwagę na liniowość i minimalne różnice w konsekwencjach naszych decyzji. Zaczynamy przejmować się losem takich postaci, jak wspomniana Śnieżka, czy Piękna z Pięknej i bestii. Cholera, nawet Colin – jedna z Trzech małych świnek, tutaj nie taka mała i na pewno nie urocza – potrafi wjechać graczowi na sumienie, pomimo iż to nie my, a Bigby zdmuchnął mu kiedyś dom. To świadczy o naprawdę rewelacyjnej grze aktorskiej, świetnej mimice twarzy, dobrze napisanych dialogach, bezbłędnemu wyczuciu czasu oraz solidnej reżyserii (poszczególnych ujęć nie powstydziłby się dobry film). Na deser mamy jeszcze genialną ścieżkę dźwiękową, w której ilekroć słucha się motywu przewodniego, ciarki chodzą po plecach.

Z rzeczy czysto technicznych – sterowanie niby to samo, co w TWD, ale tutaj jakby lepiej reaguje na poczynania gracza. Poza tym cieszą takie drobiazgi, jak możliwość przerwania napisów końcowych, by móc przeskoczyć do następnego odcinka (ekipo od TWD, ucz się!). Co mi natomiast zgrzyta, i to już poważniejszy zarzut, niż niezadowolenie z konwencji, to długość poszczególnych odcinków. Niby dobrze, że tej opowieści jest tyle, ile jest, dzięki temu nie czuć przesytu. Z drugiej jednak strony jedno przejście zajęło mi 7-8 godzin, a do drugiego mi się nie śpieszy (no chyba, żeby achievementy pozbierać, bo za jednym razem wszystkiego się nie da zdobyć, z powodu wykluczających się wyborów). W związku z tym radzę poczekać do jakiejś przeceny. Moja ocena: 5-, gdzie minus jest właśnie za, moim zdaniem, nie do końca równy stosunek ceny do długości rozgrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz