poniedziałek, 28 lipca 2014

Diablo & Diablo: Hellfire

To, że nie pałam miłością do Diablo 3, nie jest tajemnicą. Jednak ciekawszą rzeczą są komentarze, na które można się natknąć przy okazji tego tytułu. Jedni mówią, że to samo pisano przy okazji Diablo 2, a inni poza jedynką świata nie widzą. Jak to właściwie jest z tą kultową niby jedynką? Czy naprawdę to taki ach och tytuł, że nawet dwójka może mu buty czyścić? Przekonajmy się.

Diablo


Przełom lat 1996/97, na rynku pojawia się tytułowa gra. Z miejsca zdobywa sobie popularność, a dla wielu jest ona RPG roku. Problem polega na tym, że z tym gatunkiem Diabeł ma niewiele wspólnego. Jest to najzwyczajniej w świecie uproszczony dungeon crawler, który dzięki zminimalizowaniu pewnych aspektów znanych choćby z Dungeon Mastera, definiuje i popularyzuje twór o nazwie hack and slash.

Historia wbrew pozorom… jest dość zagmatwana. Jasne, ogólny schemat to: zejdź na sam dół podziemi i wyrżnij w pień całe tałatajstwo, na jakie trafisz po drodze i na jej końcu. Jednak jak się wsłuchać w treść ksiąg znajdywanych podczas wędrówki, dowiemy się, że dawno temu 3 prime evils łaziły sobie po świecie i terroryzowały ludzkość. Nie każdy był jednak bierny, byli tacy, którzy potrafili się przeciwstawić złu. Powołali oni do życia zakon Horadrimów. Horadrimowie stworzyli soulstones, w których udało się uwięzić 2 z 3 prime evils. Wspomniana dwójka została ukryta gdzieś na wschodnich ziemiach. Trzeci z demonów uciekł na zachód. Dopiero tam Horadrimowie dopadli go, zamknęli w kamieniu dusz i ukryli głęboko pod ziemią, zaś na powierzchni wybudowano w tym miejscu katedrę. Nasza postać przybywa do Tristram (wioska w pobliżu owej katedry), gdy wszystko wskazuje na to, że Diablo chyba wyrwał się ze swego więzienia. Śmiechem żartem – wbrew pozorom to bardzo ogólnikowy opis fabuły. W trakcie questów dowiadujemy się jeszcze więcej.

Nasz bohater/ka będzie reprezentowany przez jedną ze standardowych dla gatunku klas: wojownik, mag lub łotr, a raczej łotrzyca, która jest łuczniczką. Mechanika jest prosta: bijemy potwory, otrzymujemy punkty doświadczenia potrzebne do awansu na wyższy poziom, zaś po jego osiągnięciu dostajemy 5 punktów, które możemy rozdysponować między cechy: siła, zręczność, magia, żywotność. Każda klasa charakteryzuje się inną wartością maksymalną dla danej cechy. Oprócz rozwoju postaci, będziemy ją także zbroić. Po podziemiach walają się całe tony żelastwa, a drugie tyle można nabyć we wsi, która będzie robić za nasze zaplecze. Jak na bohatera, to mieszkańcy Tristram słabo okazują swoją wdzięczność, każdy zdziera, ile wlezie, wliczając w to Caina. Choć tak naprawdę na brak pieniędzy w tej grze się nie narzeka.

Największą zaletą Diablo jest jego losowość. Każda rozgrywka to losowo generowane lochy (16 poziomów), losowe łupy, losowe rozmieszczenie potworów, nawet zadania są wybierane z pewnej puli i nie zawsze trafia się ten sam zestaw. Kolejną rzeczą, która urzekła grających, jest klimat. Jest on bez dwóch zdań najposępniejszy w całej serii. I nie chodzi tu nawet o grafikę, która zestarzała się i dziś cieszyć będzie określoną grupę graczy. Nie, na klimat składa się także muzyka, która sprawia, że nawet mając świadomość tego, że to gra oraz niespecjalnie przejmując się karykaturalnymi potworkami, gracz odczuwa niepokój. Skutecznym narzędziem jest tu mrok, w którym kryją się nasi adwersarze. Niektórzy zaczną do nas strzelać jeszcze zanim ich ujrzymy, inny podejmą szarżę, a pozostali… ustawią się grzecznie w przejściu i poczekają na spuszczenie łomotu. Tu wychodzi pierwsza poważna wada gry – przeciwnicy są strasznie głupi i jak tylko otrząśniemy się z tego, że podskoczyliśmy z powodu jakiegoś ryku, wyeliminowanie ich stanowi formalność.

Drugą wadą będzie toporność gry. Akcje postaci są bardzo łatwo przerywane przez ataki potworów, a wznowienie ich odbywa się z pewnym opóźnieniem. Do tego dochodzi jeszcze sposób, w jaki bohater reaguje na obrażenia, np. otrzymane podczas ruchu spowodują lekki cofnięcie. Mały problem może też stanowić uruchamianie gry na współczesnych systemach operacyjnych. Ale to akurat da się łatwo obejść. Największą wtopą jest… niedostępność tej gry. Nie kojarzę, by była sprzedawana w jakimś zestawie (kiedyś była), nie ma jej w wersji cyfrowej, a i do aukcji trzeba mieć szczęście. Niby można się rozejrzeć za obrazem płyty w sieci, ale to nie to samo. Szkoda, bo Diablo, tytuł, który między innymi przyczynił się do rozwoju BattleNetu, powinien zostać udostępniony choćby za jakąś symboliczną kwotę. W końcu to ważny fragment historii komputerowej rozrywki. Każdy fan siekanek powinien się z nim zapoznać, bo nawet pomimo swoich wad, jest on wciąż grywalny. Moja ocena: 4+.

Diablo: Hellfire


Historia tego dodatku (i jego dostępności) jest jeszcze bardziej popierniczona, niż pierwowzoru. Daruję sobie opis fabuły z kilku powodów, o których niżej. Najważniejsze dla gracza jest to, że dostanie on 8 nowych poziomów podziemi (2 wystroje: gniazdo robali oraz krypta), nową klasę postaci: mnich (choć po wyedytowaniu jednego z plików zyskujemy dostęp do dwóch innych) oraz tony nowego żelastwa, przedmiotów, zaklęć, kilka zadań, a także dostęp do poziomów trudności bez potrzeby levelowania postaci do określonego poziomu.

Wydawcą tego dodatku jest Sierra On-line, przez co jego zawartość nie była dostępna na serwerach BattleNet. Z powodu innego wydawcy pojawiły się także problemy z dostępnością samej gry. Przez długi czas można ją było nabyć wyłącznie osobno, nie trafiła nigdy do żadnego Battlechestu, a jedyna antologia zawierająca podstawkę i dodatek miała chyba wyjątkowo ograniczony nakład. Fabularne aspekty zostały przez Blizzarda kompletnie zignorowane w Diablo 2. Zapożyczono pewne rozwiązania oraz pomysły na otoczenie (wspomniane gniazdo robali), ale to drobiazgi. Nie żeby gracz był z tego powodu szczególnie stratny, fabuła Hellfire jest nawet w porównaniu do Diablo prostacka, jak cholera.

Do problemów wymienionych przy podstawce, dorzucę jeden, związany bezpośrednio z dodatkiem. Jego podziemia poziomem trudności naśladują 9-16 (jaskinie oraz piekło) z oryginału (nie licząc ostatniego bossa, który jest niemal jednostrzałowy…). Gdy po ich przejściu wracamy do głównego wątku i właściwych podziemi, gra jest… za łatwa. Pół biedy z jaskiniami, które można sobie pominąć, ale pozostaje jeszcze piekło. Paradoksalnie, sam Diablo zdaje się być niewzruszony naszym koksaniem postaci i bije tak samo mocno, niezależnie od tego, jaką kombinację podziemi zaliczymy.

Podsumowując, Hellfire nie jest może pozycją obowiązkową, ale ciekawie rozwija pomysły z oryginału (nawet jeśli czasem zahacza o plagiat) i warto mu poświęcić uwagę. Niestety trzeba liczyć się z tym, że instaluje się on do osobnego folderu i ma własne stany gry, a nie pamiętam, czy te można było przerzucać między podstawką i dodatkiem. Więc jeśli już się zdecydujecie spróbować, pamiętajcie, by grę uruchamiać z folderu Hellfire, a nie Diablo. Moja ocena: 4-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz