Nie do końca miałem rację pisząc, że serial TF Prime stanowi zamkniętą całość. Okazuje się, że dorobiono do niego także film pełnometrażowy (o ile tak można nazwać godzinny odcinek specjalny). Jego fabuła rozgrywa się jakiś czas po wydarzeniach z serialu. Cybertron został odbudowany, Decepticony kryją się po kątach, Predaking lata wkurzony, a Megatron stał się kukłą w rękach Unicrona. Ten ostatni, zgodnie z tradycją, chce zniszczyć planetę Transformerów.
Stawka, o jaką toczy się gra, jest większa, niż kiedykolwiek w serialu… tym serialu… Bo niestety motyw z Unicronem powraca jak bumerang od momentu jego wprowadzenia, czyli filmu animowanego z 1986 roku. Ba, Predacons Rising ma zresztą podobny wydźwięk, ale nie zawiera i nie powoduje takich emocji. W zasadzie jego największą wadą jest to, że nie powoduje jakichkolwiek emocji. Jakby tego było mało, ta wersja Unicrona jest najbardziej nijaka ze wszystkich dotychczasowych, zaś jego plan przypomina intro do… Wrath of the Lich King… Nie żartuję… Podtytuł: Predacons Rising jest również tak słabo uwzględniony w fabule, że na dobrą sprawę mogłoby go nie być, zaś tytuł można by skrócić do TF Prime: The Movie. Na dodatek samo zakończenie jakby sugeruje, że seria mogła być kontynuowana, choćby przez jeszcze jeden film, ale nie, tym razem to naprawdę koniec.
Szkoda, że tak wyszło, bo od strony technicznej nie da się przyczepić. Aktorsko jest jak zwykle dobrze, muzycznie jest nieco lepiej, niż w serii tv, a o warstwę wizualną zadbano ze zwyczajową dbałością o szczegóły. Jeśli komuś podobał się pierwowzór, może obejrzeć film, ale i tak raczej pro forma. Moja ocena: 3+.
P.S. W tym filmie nie ma ani jednego człowieka! Niesamowite! Film Transformers o Transformerach!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz