piątek, 4 lipca 2014

Transformers Prime

Przyznam się, że czwarta odsłona filmów Baya zwyczajnie mnie sponiewierała. Poprzednie trzy filmy lubię w ten, czy inny sposób. Czwartego nie strawiłem. Zacząłem wręcz zastanawiać się, czy nostalgia nie przesłania mi prawdziwego obrazu prostej kreskówki z lat osiemdziesiątych, a ja nie wyolbrzymiam sprawy. Zabrałem się więc za dość świeży serial o robotach, żeby się przekonać, co zaserwowano obecnej dzieciarni.


Do serii Prime podszedłem nieco niechętnie: ludzkimi przedstawicielami są przede wszystkim dzieci, a przy Transformerach wykorzystano pomysły i projekty z filmów Baya. Na pocieszenie miałem weteranów tego uniwersum, powracających w swoich rolach, czyli Petera Cullena jako Optimusa Prime i Franka Welkera jako Megatrona. Cóż, już teraz mogę powiedzieć, że moja niechęć została przezwyciężona w pierwszym odcinku. Autorzy serialu dokonali tego, co najwyraźniej cały czas umyka Bayowi. To show o napieprzających się robotach, nie ludziach. I pomimo iż seria telewizyjna nie jest tak widowiskowa, nie nudzi ani trochę. Świetnie oddano tu ducha pierwowzoru, Transformery sensownie zmodernizowano, ale bez przesady, osobowości niektórych z nich stały się bardziej wyraziste (np. nowa Arcee jest po prostu świetna, a Shockwave groźny), a postacie ludzkie są naprawdę dobrym uzupełnieniem tej opowieści. Co więcej, jako produkt skierowany domyślnie do dzieci, ma dużo przyjemniejszy i stonowany humor, pozbawiony głupich stereotypów i kloacznego poziomu, a jednocześnie jest on na tyle zabawny, że nawet dorosłemu zdarzy się uśmiechnąć. Żeby było jeszcze ciekawiej, filmom Michaela B. obrywa się także od dzieci z serialu. Jedyne, co łączy ludzi z obu wersji opowieści, to że zostali wplątani w konflikt przybyszów z Cybertronu przez przypadek. Na tym koniec. Dzieci z Prime są mądrzejsze, potrafią przyczynić się do popchnięcia fabuły w sporym stopniu, łatwo się z nimi identyfikować, a do tego „nauczki” z ich udziałem mają podstawy tak fabularne, jak i biorą pod uwagę wiek potencjalnego odbiorcy.

Muzyki jakoś specjalnie się nie zauważa. W motywie przewodnim da się słyszeć inspirację niedawnymi kinówkami, ale nie jest to bezczelna kopia i przyjemnie się go słucha. Animacja jest pierwszorzędna (cały serial jest w CGI), a obraz na tyle szczegółowy, by wiedzieć, że nie został zrealizowany na odwal. Aktorzy w oryginalnej wersji językowej to klasa sama w sobie. Jeżeli naprawdę miałbym się do czegoś przyczepić, to że nie wszystkie współczesne wersje robotów spodobały mi się, np. do Starscreama musiałem się przez jakiś czas przyzwyczajać. Na serial składają się 3 sezony, a w zasadzie 2,5, gdyż w trzecim (który posiada własny tytuł: Transformers Prime: Beast Hunters) jest o połowę mniej odcinków, niż w pozostałych. Stanowią one zamkniętą opowieść. Jeśli ktoś chciałby poznać Transformery, a boi się, że szmirowatość kinówek go odepchnie, zaś stare animacje nie są dla niego, seria Prime jest świetnym miejscem, by zacząć. Moja ocena: 5-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz