wtorek, 3 lutego 2015

Star Wars: Republic Commando

Jedna z tych gier, które pokazują, że nawet z kiczu da się zrobić coś sensownego. Powiedzmy sobie szczerze, Epizody 1-3 nie cieszą się wielką popularnością, a dojone na ich bazie Wojny klonów stanowią często obiekt pogardy, choć nie do końca słusznie. Seriale animowane wyszły całkiem nieźle, a niektóre z gier potrafią zaskoczyć.

Gracz wciela się w dowódcę oddziału Delta, składającego się z klonów nieco lepszej jakości. Do akcji wchodzimy w momencie rozpoczęcia Wojen klonów, zaś pierwszą kampanię odbędziemy na Geonosis. Potem czekają nas jeszcze dwie. Na każdą kampanię składa się szereg misji. Pomimo liniowości, całość jest poprowadzona na tyle intensywnie, że niespecjalnie nam ona przeszkadza, jeśli nie liczyć końcówki. Ostatnie starcie wręcz prosi się o kilka decyzji w kwestii obrania kierunku rozwoju akcji, ale nie – lecimy po sznurku do samych napisów końcowych. Tu właśnie pojawia się mój pierwszy problem z tą grą – brak dodatkowego wpływu na wydarzenia oraz to, że gra zostawia nas w związku z tym z połowicznym cliffhangerem. W planach był sequel – Imperial Commando, ale jego żywot zakończył się na etapie szkiców koncepcyjnych. Szkoda.

W kwestii uzbrojenia RC podąża ścieżką charakterystyczną dla militarnych shooterów: niewielki arsenał i byle do przodu. Do dyspozycji mamy zawsze pistolet i karabin z 3 modyfikacjami: szturmową, snajperską oraz wyrzutnią granatów. Do tego dochodzą zwykłe granaty oraz slot na broń, którą zostawią wrogowie (jest tego kilka rodzajów i zawsze można nieść tylko 1). Parcie przed siebie jest urozmaicone zarządzaniem naszym oddziałem. Nie spodziewajcie się jednak jakiejś nadzwyczaj poważnej gry taktycznej, nic z tych rzeczy. W większości miejsc znajdują się z góry rozmieszczone punkty strategiczne (niektóre strasznie głupio) lub cele z narzuconą czynnością. Do nas będzie należeć decyzja wyłącznie o tym, czy skorzystamy z tego sami, czy przypiszemy któregoś z podwładnych. Dostępnych jest także kilka rozkazów dla oddziału, jako całości, ale szału nie ma.

Przez większość czasu nasi towarzysze są dość kompetentni i można na nich polegać. Jednak jak tylko trafi się grupa złożona z większej liczby wytrzymałych wrogów, szlag wszystko trafia. Klony schodzą raz dwa, zaś walka solo jest strasznie upierdliwa. Jakby tego było mało, wszystkie postacie (tak nasi bracia, jak i wrogowie) potrafią zablokować się na byle krawędzi. Ot, syndrom wystającego piksela.

W jednym z filmów opowiadających o produkcji gry pada takie stwierdzenie, iż filmy Star Wars przedstawiają wydarzenia z perspektywy Jedi, dlatego też wiele rzeczy jest takich ach, och, ładniusich. Natomiast Republic Commando to świat widziany oczami klona – świat brudny, brutalny i bardzo przyziemny… I wiecie co? Po tych wszystkich odsłonach Jedi Knight, czy Knights of the Old Republic takie podejście stanowi prawdziwy powiew świeżości. Klimat ten potęguje ścieżka dźwiękowa, która oprócz kilku znanych motywów, składa się w dużej mierze z nowych utworów – dużo bardziej posępnych i być może cięższych w odbiorze. Temuera Morrison powraca tutaj przede wszystkim w roli naszego dowódcy. Nie jestem w stanie potwierdzić, ile dodatkowych głosów podłożył, ale niezależnie od tego, kto za nimi stał, wszystkich słucha się z przyjemnością. Wczucie się w rolę wspomaga także dobrze pomyślany interfejs, którego elementy pokazano na wyświetlaczu hełmu (np. poziom zdrowia i tarcz) oraz broni (ilość amunicji).

Sama gra była wyposażona w tryb multiplayer, jednak szczęścia i powodzenia, jeśli zamierzacie spróbować w nim sił. Aby znaleźć jakiś serwer, potrzebne będzie zewnętrzne oprogramowanie, a i to wg opinii znalezionych bodaj na Steamie, rzadko coś się trafia. Tym samym ten tryb nie stanowi składowej oceny gry.

Jeżeli lubicie proste, pierwszoosobowe strzelanki z jakimś gimmickiem (w tym wypadku „dowodzenie” oddziałem), powinniście spróbować Republic Commando. Pomimo przynależności do specyficznego uniwersum, jakim są Star Wars, może się wam spodobać. Z kolei fani powinni brać w ciemno, choćby dlatego, że zawsze to nieco inne spojrzenie na ich ukochany franchise. Moja ocena: 4.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz