Nie spodziewałem się, że ta gra zabierze mi tyle czasu. Na liczniku na Steamie mam lekko ponad 20 godzin, a stopień ukończenia gry pokazuje 60%... Nie oznacza to, że gry nie ukończyłem, po prostu nie odblokowałem wszystkiego.
Zacznijmy od fabuły… Cóż… Wszyscy znani przeciwnicy Batmana uciekają z Arkham i robią rozpierduchę. Batman i Robin ruszają na pomoc! To wszystko… serio… Ciekawszy będzie przebieg akcji.
Pierwszy Lego Batman pochodzi z okresu, gdy postacie jeszcze nie mówiły. Zamiast tego podśmiewały się i wydawały inne dźwięki stanowiące uzupełnienie mimiki ich prostych twarzy oraz zachowań. Dosyć wysokie wymagania względem ludzików Lego, ale autorzy wywiązali się z tego zadania znakomicie. Postacie są zabawne, ich intencje oczywiste, a forma (do tego pomysłowo i estetycznie zrealizowana) pozwala na to, by grą cieszyli się najmłodsi. Czego więc mają szukać starsi fani? Przede wszystkim mogą być zaskoczeni tym, że bodaj cała ścieżka dźwiękowa została wyjęta żywcem z Batmana z 1989. Tak jest, od A do Z towarzyszą nam utwory Danny’ego Elfmana. Z kolei samo intro i klimat przypominają Batmana: The Animated Series. A to nie wszystko, cała rozgrywka naszpikowana jest smaczkami, zaś finałowa potyczka z Jokerem może się wydać dziwnie znajoma.
Rozgrywka jest prosta: idziemy przed siebie (albo płyniemy/lecimy/jedziemy), tłuczemy przeciwników (lub ostrzeliwujemy), zbieramy każdy badziew, jaki możemy i budujemy z klocków brakujące elementy otoczenia. Od czasu do czasu musimy rozwiązać jakąś zagadkę związaną z konkretnym rodzajem kostiumu naszych bohaterów lub inną postacią (w trybie freeplay). Za pierwszym razem nie jest możliwe uzbieranie wszystkiego z samej tylko kampanii. Po przejściu danego rozdziału bohaterami, możemy go rozegrać łotrami. W tym przypadku każdy poziom łotrów to swego rodzaju prequel do tego, co już ukończyliśmy. Obie strony posiadają wymieniony już tryb freeplay, w którym możemy łączyć umiejętności odblokowanych postaci.
Walutą do odblokowania postaci, ulepszeń, dodatków i ciekawostek są Studs. Jakby ktoś nie wiedział, chodzi o te małe, okrągłe klocki, wręcz Lego kropki. Studs wysypują się dosłownie ze wszystkiego, więc najlepszym sposobem na ich zdobywanie jest totalna demolka otoczenia. Jakby tej radości było mało, można ją dzielić z drugim graczem, wtedy gra naprawdę nabiera rumieńców zwłaszcza, że jeden drugiemu może nakopać (a powiedzmy sobie szczerze, każdy chciał nastukać Robinowi).
Nawet w takiej niewinnej produkcji nie obyło się bez błędów. Po pierwsze – sterowanie. Poruszanie się postaci było opracowane z myślą o padach, przez co niektóre sekwencje na klawiaturze wykonuje się średnio wygodnie. Po drugie – blokowanie się postaci. Raz na jakiś czas zdarza się, że ktoś wlezie nie tam, gdzie trzeba. W przypadku bohaterów to przysłowiowe pół biedy, bo przełączając się między nimi, albo skacząc, da się jakoś wyleźć. W przypadku bandziorów też rybka, bo można ich zatłuc na odległość. Gorzej, jak boss przytnie się w trakcie walki. Większość z nich jest podzielona na fazy zależne od poziomu zdrowia. Więc jak bossowi zdarzy się utknąć, kolejna faza się nie uruchomi, a my nie możemy go tłuc, bo poziom zdrowia nie spadnie dopóki właściwa faza się nie rozpocznie. Jedynym sposobem jest powtórzenie CAŁEGO levelu. Po trzecie – jeśli nie mamy z kim grać, drugą postać przejmuje komputer… który potrafi zachować się niemiłosiernie głupio. Aż dziw bierze, że fragmenty jednoczesnego działania nie zostały spaprane.
Pomimo powyższych problemów Lego Batman to przyjemna, odpowiednio długa i wbrew pozorom klimaciarska gra. Nadająca się tak dla starych koni, jak i geeków juniorów. Moja ocena: 4+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz