Wydana pierwotnie w 2012 na PS Vita, jako Assassin’s Creed 3: Liberation, stanowiła spin-off Assassin’s Creed 3. Nie mam pojęcia, dlaczego pozbyto się trójki z wersji HD, ale w ostatecznym rozrachunku nie wpływa to na odbiór gry. Niestety jej treść, realizacja, a nawet moment wydania – już tak.
Naszą bohaterką w tej odsłonie jest Aveline de Grandpré, córka francuskiego kupca i uwolnionej niewolnicy, zaś miejscem akcji jest Nowy Orlean w okresie przejmowania go przez hiszpańskie wojska. Ciekawy pomysł, pierwsza niewiasta w roli głównej w serii oraz oderwanie od linii przodków Desmonda – wydawałoby się, że nie da się tego zepsuć, a jednak – sama gra ma tyle samo wad, co zalet.
Aveline jest postacią dużo bardziej wyrazistą od Connora, czy nawet Edwarda. Do tego potrafi być urocza, ma gadane i umie odgryźć się w niebanalny sposób. Niestety pozostałe postacie na jej tle są przez to nijakie, a nagrodę dla największego kretyna w tej odsłonie uniwersum zdobywa Agaté – mentor naszej zabójczyni. Nic dziwnego, że bractwo regularnie dostaje łomot, skoro takie matoły nim dowodzą. To wręcz cud, że na przestrzeni wieków przetrwali jacykolwiek asasyni.
Fabuła mimo ciekawego tła i niezgorszych pomysłów na misje jest cholernie pocięta. Mogę tylko zgadywać, że oryginalna wersja na przenośną konsolę nie dałaby rady pomieścić takiej ilości mówionych dialogów, które potrzebne byłyby do opowiedzenia tej historii. Efektem są wymuszane przeskoki między fragmentami, nadrabianie opisami na ekranach ładowania i wrażenie, że nic się tu nie klei. A trzeba pamiętać, że, pomimo iż to gracz niejako wchodzi do animusa, żeby odkrywać historię zapisaną w DNA Obiektu 1, to warstwa współczesna też ma jakieś tło fabularne, które dodatkowo stara się mieszać w historii Aveline. Prawda ujawniana po zabijaniu osób oznaczonych, jako Citizen E jest ciekawym pomysłem na podtrzymanie napięcia, aczkolwiek za bardzo wciśniętym w twarz grającego. Przydałoby się ukryć to tak, by jej odnalezienie wymagało nieco więcej wysiłku. Doceniam, że starano się gracza zaskakiwać zwrotami akcji, gościnnym występem Connora, czy informacjami w lore, ale poszatkowanie całości odbiera wiele przyjemności z odbioru i czyni przebieg akcji przewidywalnym.
Moment wydania też jest średnio trafiony. No chyba, że nie graliście jeszcze w Assassin’s Creed 4, wtedy Liberation stanowi niezłe przejście z #3 do #4 i swego rodzaju przystawkę przed tą drugą. W moim przypadku była to jednak musztarda po obiedzie, gdyż, jak już wspominałem we wpisie o AC4, Black Flag zawiera spoliery dotyczące niemal wszystkich poprzednich odsłon uniwersum, co potrafi zepsuć końcówkę Liberation.
Zakładałem, że AC:L HD będzie hulało na silniku AC4. Myliłem się. Liberation to taka uboższa trójka. Podobne sterowanie, tekstury, efekty. Do czwórki nawiązuje system handlu za pomocą floty, ale tylko w niewielkim stopniu. Nowością, niespotykaną w żadnej innej odsłonie, jest system person. Aveline ma możliwość wyruszenia w teren jako dama, zabójczyni i niewolnica. Każde z tych wcieleń charakteryzuje się innym tempem zyskiwania rozgłosu, innym sposobem na pozbycie się go, dostępną bronią, czy miejscami do poruszania się. Np. dama może korzystać z ukrytych ostrzy i strzałek z trucizną, powoli zdobywa rozgłos, może odciągać strażników na bok, ale wolniej biega, nie może się wspinać i nie wykona serii zabójstw. Niewolnica zdobywa rozgłos za każdą, nawet najmniejszą przewinę (nawet tak absurdalną, jak przeskoczenie niektórych dziur), również nie wykona serii zabójstw, ale w zestawie ma dodatkowo lekką broń, śmiga bez problemu po dachach i sprawniej potrafi wmieszać się w tłum. Zabójczyni praktycznie cały czas jest rozpoznawalna, ale biorąc pod uwagę jej sprawność w zabijaniu i banalny system walki, nie robi to różnicy.
Fajny pomysł, lecz jak większość rzeczy w tej grze – ledwie nadgryziony. Asasyn powinien w każdych okolicznościach móc wtopić się w otoczenie, a przebrania (których nie kradnie się od kogoś na jedną misję) to doskonałe rozwiązanie. Każde z nich zapewnia też paletę dodatkowych zadań. Problem polega na tym, że w połączeniu z bugami i ograniczeniami, gra tworzy kuriozalne sytuacje. Np. dama nie potrafi się wspinać, natomiast pływa znakomicie. Jednak samo pływanie w jej wykonaniu powoduje wzrost rozgłosu… Inna sytuacja z jej udziałem: dama zbiera kosztowne brosze od uwodzonych mężczyzn. Dowcip polega na tym, że wielu z nich stoi na balkonach, a my musimy myśleć nad dotarciem tam, żeby zagadać. Kombinujemy więc z drabinami, a jeśli zaleziemy za wysoko, ze skokami w dół, by się do dżentelmenów dostać. Chyba nie muszę pisać, jak komiczny efekt uzyskujemy? Kolejną rzeczą, którą zmieniłbym w tym systemie, jest sposób obniżania rozgłosu. Niewolnica zrywa plakaty – ok, to akurat pasuje, ale że dama musi zabijać świadków, a asasynka przekupywać urzędników? Ja rozumiem, że w jednym przebraniu można obniżać rozgłos innego wcielenia, ale nadal zamieniłbym te dwa ostatnie miejscami. Nawiązując jeszcze do tych łapówek – jako że nie są małe i nie chcielibyście mieć problemu z pieniędzmi, pamiętajcie, by przekupionego urzędasa zawsze po tym okraść – zwraca się z nawiązką! I nie, wcale nie żartuję, rozgłos też od tego nie rośnie…
Niestety, jak na tak mały tytuł, dopuszczono się sporej liczby błędów. Liberation potrafi wykrzaczyć się na pulpit – ot tak, bez powodu. Postać może utknąć na jakimś drobiazgu (syndrom wystającego piksela) i odmówić dalszego biegu. Pełny antialiasing może spowodować wyświetlanie się konturów postaci i części tła, co wygląda jak karykaturalny szkic. Bayou jest pełne niewidzialnych przeszkód, a skośny teren zachowuje się niekiedy jak za wysoka, idealnie pionowa ściana. Zdarzało mi się także, że jeśli nie wcisnąłem prawidłowo QTE podczas ataku drapieżnika, leciał on w tekstury, a Aveline tkwiła dalej w tej samej pozycji – gotowa do obrony. Na to ostatnie pomagało tylko ponowne załadownie stanu gry. Zabijanie strażników na dachach też było opłacalne tylko, jeśli z daleka, lub w bezpośredniej konfrontacji. Atak z ukrycia (np. zza ścianki lub komina) powodował, że zwłoki nie do końca „wiedziały”, jak się ułożyć i po kilku akrobacjach na pochyłej powierzchni „postanawiały” spaść bezpiecznie na ziemię… Do tego doliczę problemy z postaciami NPC, które za nami podążają (notorycznie gubią drogę, lub zatrzymują się, cholera wie, po co). O dziwo, tym razem nie miałem problemów ze sterowaniem i kamerą – te aspekty gry działały w porządku. Sama Aveline też sprawniej radziła sobie ze zwrotami w ruchu. Ba, rzekłbym, że sprawniej niż wszyscy trzej Kenwayowie razem wzięci.
Decyzję, czy zakupić Liberation, każdy musi podjąć we własnym zakresie. Mamy tu kilka fajnych, ale niewykorzystanych pomysłów. Mamy dobrą główną bohaterkę, ale nijaką resztę. Mamy niską cenę (50 zł za sam klucz w dniu premiery, jeśli dobrze poszukacie), ale mnóstwo mniejszych bugów, zaś czas rozgrywki to maksymalnie 15 godzin (no 20, jeśli się ktoś opiernicza), wliczając w to wszystkie poboczne zadania, zbieractwo i ogólnie pojęte osiągnięcia. Początkowa dobra ocena spada u mnie do: 3+ – polecam tylko wielkim miłośnikom serii, którym wiecznie mało gier ze słowami Assassin’s Creed. Dla całej reszty jest to niekoniecznie udana powtórka z rozrywki po raz któryś.
revelations było słabe!!1!one ;)
OdpowiedzUsuńNie znasz się ;p
Usuńza duzo "pierdół" w tym tekscie - tyle jeśli chodzi o merytoryczne komcie.
UsuńRaptem 4 ;p
Usuń