Horror – nawiedzony dom – przygodówka. Nie ma szans, by to połączenie się nie udało, prawda? PRAWDA? Cóż…
Na początek przyznam jedno – The 7th Guest jest kamieniem milowym w historii rozrywki komputerowej. To właśnie ten tytuł przyczynił się do powstawania kolejnych filmów interaktywnych oraz wykorzystania technologii CD-Rom w grach. Ba, była to jedna z pierwszych gier sprzedawanych wyłącznie na płycie. W dzisiejszych czasach wiek produkcji daje o sobie znać na każdym kroku. Tła 3D są niskiej jakości z niemal nieistniejącymi teksturami. Filmiki z aktorami są w niskiej rozdzielczości, zaś gra aktorska jest mocno dyskusyjna, co jest prawdopodobnie związane z nagrywaniem dźwięku. Efekt końcowy jest taki, że odgrywanie postaci poświęcono na rzecz wyraźnej mowy. Kreuje to specyficzny, nieco kiczowaty klimat, ale ze zrozumieniem dialogów faktycznie nie ma problemów, co jest o tyle istotne, iż w trakcie rozgrywki nie ma możliwości włączenia napisów.
Gracz wciela się w anonimową postać, która trafiła do domu owianego złą sławą twórcy zabawek – Henry’ego Staufa. Podczas eksploracji ponurego domostwa przyjdzie nam rozwiązać 21 zagadek o rosnącym stopniu trudności oraz być świadkiem historii, jaka miała miejsce dawno temu, a której echa wciąż przebrzmiewają w posiadłości.
Jeżeli ktoś chce banalne podsumowanie rozgrywki – tak, łazimy po domu i rozwiązujemy zagadki – nic więcej. Nie ma tam żadnej innej postaci, żadnej dodatkowej interakcji. Co najwyżej złośliwe komentarze ducha. Nie zmienia to jednak tego, że jak na staroszkolny horror, The 7th Guest tworzy nie lada nastrój, posługując się właśnie tymi strzępkami fabuły, jakich możemy doświadczyć przed i po zagadkach. Narzędziem podbudowującym ową atmosferę jest także muzyka – zróżnicowana, świetnie wpasowująca się w akcję i miejsce. Niektórych z utworów (a już na pewno tego z napisów końcowych – Skeletons in My Closet) fajnie słucha się także poza grą. Wersja z gog.com zawiera pełną ścieżkę dźwiękową, tak w wersji MIDI, jak i mp3, które pochodzą z albumu 7/11, będącego kompilacją soundtracków 7th Guest i 11th Hour.
Niestety, nawet fanom przygodówek/horrorów nie jestem w stanie polecić Gościa z czystym sumieniem. Po pierwsze, eksploracja jest oparta na tym samym mechanizmie, co oryginalny Myst – węzłach. Przejścia między nimi bywają strasznie ślamazarne/powolne, zaś każda wizyta na mapie lub ekranie zapisu stanu gry cofa naszą postać do pozycji startowej w danym pomieszczeniu. Pół biedy w przypadku pokojów, bo tam przeważnie i tak nie da się ruszyć, ale w paru miejscach jest to strasznie upierdliwe. Po drugie, konstrukcja zagadek. Niektóre mogą posiadać taką konfigurację, że zwyczajnie NIE DA się ich rozwiązać, ale to akurat nie problem – reset zagadki i jedziemy od nowa. Problemem jest to, że po każdym resecie słyszymy jeszcze raz te same komentarze, których nie da się wyłączyć, a które przeważnie pauzują akcję. Po trzecie, zagadka z mikroskopem to w zasadzie nie zagadka, tylko zdrowo przegięta minigra, którą na szczęście można pominąć, ale co przy niej napsujecie krwi, to wasze. Jako ciekawostkę dodam, że akurat tę zagadkę/minigrę pominięto (wraz z bodaj dwoma innymi) w wersji na IOS.
The 7th Guest jest niezłą grą oraz wartościowym kawałkiem historii. Jako przygodówce chciałem dać mu 4, jednak powyższe problemy irytowały mnie na tyle, że jestem zmuszony obniżyć ocenę do: 3+. Na pewno warto spróbować zagrać w niego, ale jeśli odpadniecie przez wzgląd na jego przestarzałość/konwencję, nic nie stracicie. Nawet fani przygodówek nie powinni mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz