sobota, 13 czerwca 2015

Jurassic World

Czwarta część serii Jurassic Park, która jawnie olewa sobie części numer #2 i #3, usilnie stara się nawiązywać do pierwowzoru (co z jednej strony zapewnia masę smaczków, a z drugiej kwestionuje kreatywność autorów). Akcja filmu ma miejsce 20 lat po wydarzeniach z jedynki. John Hammond przekazał swoją firmę nowemu pokoleniu przedsiębiorców. W ekipie znalazł się nawet jeden z jego laborantów – Henry Wu, grany ponownie przez BD Wonga. Natomiast główną gwiazdą widowiska będzie znany ze Strażników galaktyki Chris Pratt (w jego przypadku miałem nadzieję, że będzie to dorosły Tim, ale niestety, nie ma tak dobrze).

Jeśli chodzi o fabułę, to przypomina w zasadzie pierwszą część serii, tylko na sterydach. „Normalne” dinozaury są jako tako pod kontrolą, ludzie zwiedzają park, ale szlag wszystko trafia, gdy nowa hybryda wyrywa się na wolność.

Przedstawienie akcji sprawia wrażenie, jakby twórcy chcieli zrobić Park Jurajski tego pokolenia. Osoby znające oryginał w wielu scenach doznają uczucia deja vu. Najsłabszym elementem są kluczowe momenty fabularne oraz postacie. W przypadku tych ostatnich odnosi się wręcz wrażenie, że stanowią tylko punkty na liście do zrealizowania. Rodzeństwo, które musi przetrwać – jest. Chciwy zły – jest. Właściciele ufający ślepo swoim zabezpieczeniom – są. Zaś jeśli chodzi o wspomniane kluczowe sceny, widowisko cierpi na nadmiar klisz. Główny zły gad podczas polowania na głównych bohaterów odstawia ten sam numer z węszeniem tak ze 4 razy. Jeszcze żeby to było jakoś oryginalne, ale to zwykła kalka scen z t-rexem z jedynki.

Od strony wizualnej ciężko się przyczepić, bo Jurassic World zrealizowano z rozmachem i dbałością o szczegóły. Każdy pomysł z oryginalnego parku (trasy zwiedzania, sposób ich organizacji od strony personelu i sprzętu) sensownie uwspółcześniono i nic dziwnego, że taki park działał. Rozwałka, jak już się zacznie, też jest konkretna, a ostatnie starcie spokojnie może konkurować z innymi filmami o potworach. 3D nie przeszkadza, a kilka scen dzięki niemu wyglądało sympatycznie, ale specjalnie dla nich nie warto przepłacać. Tutaj dochodzimy do sedna odbioru seansu. Jeśli oglądać JW jako film o potworach, albo wręcz slasher z bestią w roli głównej – może się podobać. Ot, taki przeciętniak w wersji dla nastolatków (bo kto to widział, żeby krew się lała w filmie o dinozaurach…). Jako kontynuacja nierównej serii wypada lepiej niż 2 i 3, ale to nie znaczy, że dobrze. Nie żałuję wyjścia do kina, jednak w przeciwieństwie do oryginału, do tego filmu nie będę wracał. Moja ocena: 3+.

P.S. Jest jeden wątek poboczny, który został w trakcie filmu posprzątany, ale nie zamknięty, przez co oglądając ostatnią scenę widz się zastanawia, czy ma się spodziewać sequela, czy olać sprawę. Przydałoby się jakieś jedno dodatkowe ujęcie stawiające sprawę jasno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz