niedziela, 21 marca 2010

Prince of Persia: The Two Thrones

Dwa trony zamykają trylogię Piasków czasu. Gra została wydana rok po Warrior Within, z kolei jej akcja ma miejsce mniej więcej 3 tygodnie po wydarzeniach z poprzednika. Co ciekawe intro uwzględnia oba zakończenia, gdyż pada w nim kwestia, jakoby byli ludzie, którzy słyszeli jedną wersję wydarzeń, a pozostali znali drugą. Fajny zabieg. Książę razem z Kaileeną wracają do Babilonu. Okazuje się, iż miasto płonie, a siłami wroga dowodzi nie kto inny, jak wezyr znany z The Sands of Time. Jak to możliwe? Cóż, nasz bohater powstrzymał powstanie piasków, więc wydarzenia z TSoT w ogóle nie miały miejsca, a tym samym wezyr nigdy nie zginął z ręki młodzieńca. Jakby tego było mało, w trakcie przygody budzi się w księciu jego mroczne alter ego, które usilnie próbuje przejąć kontrolę. W całą aferę ponownie zamieszana jest też Farah. Na szczęście tym razem będzie nas wspomagać tylko fabularnie, więc nie trzeba się martwić, że ją wrogowie ubiją.

Po raz kolejny czeka nas skakanie, przebijanie się przez tłumy wrogów, unikanie śmiercionośnych pułapek, spowalnianie i cofanie czasu. Rozgrywkę wzbogacono o nowe elementy. Dodano możliwość wykończenia niektórych wrogów praktycznie bez walki. Nazywa się to speed kill i przypomina zabójstwa ze skradanek. By go wykonać, należy podejść niezauważonym za plecy ofiary i gdy ekran zabłyśnie, można zainicjować speed killa. Kiedy się go już odpali, należy w momentach dyktowanych przez grę naciskać klawisz ataku. Jeżeli zaatakowaliśmy za szybko lub za wolno, sekwencja jest przerywana, przeciwnicy w okolicy zaalarmowani i dochodzi do normalnej walki.

Skakanie urozmaicono poprzez umieszczenie wąskich przesmyków (do zsuwania lub wspinaczki) oraz otwartych okiennic, od których można się odbić pod kątem 45 stopni. Prawdziwym akrobatycznym rarytasem są popisy mrocznego księcia. Posiada on bardzo ciekawą broń – daggertail, który jest swego rodzaju łańcuchem/batem ze sztyletów. Jako broń ma naprawdę duży zasięg i pozwala bardzo szybko atakować dosłownie wszystko dookoła nas. Pięciu przeciwników właśnie cię osacza? Żaden problem, kilka okrężnych ciosów daggertailem i wszyscy będą zwijać się na ziemi. Dzięki niemu jesteśmy w stanie pokonywać większe przepaście (pod warunkiem, że po środku jest jakiś drąg, który można daggertailem zahaczyć i w ten sposób przedłużyć skok), wydłużyć bieg po ścianie, a jako speedkill mamy duszenie przeciwników z różnych pozycji. Zbyt piękne, by było prawdziwe. Z taką ilością bajerów musi wiązać się jakaś cena. Mroczny książę, podobnie jak upiór w Warrior Within, nieustannie traci życie. Jedynym sposobem na odnowienie tegoż jest wchłanianie piasków z pokonanych wrogów, bądź ze zniszczonych przedmiotów z otoczenia. Odległości między takimi punktami regeneracji są spore, więc nie ma czasu do stracenia. Na początku może się to wydawać zbyt trudne, ale po zapoznaniu się z charakterystycznymi cechami walki oraz akrobatyki mrocznego ja okazuje się, iż są to najbardziej dynamiczne i najfajniejsze fragmenty.

Jest jedna rzecz, która jest zupełną nowością w serii – jazda. W T2T mamy możliwość dwukrotnie pojeździć rydwanem oraz pokierować rozpędzonym golemem. Celem tego jest przede wszystkim wyrabianie się na zakrętach, omijanie przeszkód i ewentualne pozbywanie się wrogów. Miłe urozmaicenie.

Klimat opowieści jest lżejszy od tego z Duszy wojownika. Gdyby próbować go sklasyfikować, to pewnie trafiłby gdzieś między The Sands of Time, a Warrior Within. Tyczy się to dosłownie wszystkiego: grafiki, muzyki, panującego nastroju. Fakt, że trudno, żeby wojna była tak baśniowa, jak Piaski czasu, ale z drugiej strony nie ma tutaj tego uczucia beznadziei i osamotnienia, jakie towarzyszyło desperackiemu przebijaniu się przez fortecę czasu. Jako opowieść Dwa trony w świetny sposób zamykają historię. Udowadniają też, że nie chodziło wyłącznie o przeżycie księcia. Nasz bohater w trakcie trylogii dojrzewa do wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny. Zaczyna rozumieć, że nie wszystko da się naprawić, że niektórym konsekwencjom trzeba stawić czoła. Właśnie ten motyw sprawia, iż uważam trylogię Piasków czasu za wspaniałą i wartą uwagi oraz regularnego odświeżania.

Gdybym miał wytykać błędy T2T, to skupiłbym się przede wszystkim na walce z bliźniakami. Trafiamy na małą, okrągłą arenę, otoczoną przez płomienie, a przeciw nam staje dwóch generałów wezyra. W tym starciu wyłażą na wierzch wszystkie niedoróby silnika serii. W zamkniętych przestrzeniach łatwiej nawigować, bo jeśli trafimy na ścianę, to albo się od niej odbijemy, albo wbiegniemy nań i zaatakujemy z góry. U bliźniaków są płomienie, więc ta wersja odpada. Co to ma wspólnego z niedoróbami? Otóż system celowania we wroga jest cholernie nieprecyzyjny i sztywny w swoim autonaprowadzaniu. Sprawia to, że książę bardzo często sam zmienia sobie cel. W trakcie wykonywania uników poruszamy się dookoła obecnego celu. Bliźniaki zawsze starają się mieć księcia między sobą, by atakować z dwóch stron równocześnie. Kończy się to tym, że chcąc uskoczyć przed mieczem pierwszego, uchylamy się przed drugim (który akurat nic nie robi, więc nie ma przed czym uciekać), a miecz ląduje na naszych plecach, bo książę przełączył sobie cel w międzyczasie, albo turlamy się we wspomniane wcześniej płomienie, bo drugi wojownik był blisko nich. Na domiar złego ta dwójka nie reaguje na zwykłe ciosy i trzeba się ich pozbyć sposobem. Kilka podejść gwarantowane, a do tego szlag trafia, bo za każdym razem jesteśmy zmuszeni oglądać przerywnik z początku walki.

Przez to nieprecyzyjne sterowanie obniżam ocenę z 5 do 4+, bo poza tą jedną pierdołą jest to naprawdę dobra, napakowana akcją gra. I po raz kolejny, gdy ogląda się outro, padają ostatnie słowa, ekran robi się czarny, pojawiają się napisy, człowiek siedzi z tym dreszczem, że oto właśnie skończyła się świetna historia i dopiero teraz zdaje sobie sprawę z otaczającej go rzeczywistości. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz