poniedziałek, 27 grudnia 2010

Dan Simmons – Hyperion

Już dawno nie zbierałem szczęki z podłogi po przeczytaniu książki. Zacznę od zacytowania opisu z tyłu okładki: „W obliczu zbliżającej się nieuchronnie międzygalaktycznej wojny na planetę Hyperion przybywa siedmioro pielgrzymów: Kapłan, Żołnierz, Uczony, Poeta, Kapitan, Detektyw i Konsul. Mają za zadanie dotrzeć do mitycznych grobowców, by znaleźć w nich budzącą grozę istotę. Zna ona jednak, być może, tajemnicę, która pozwoli zapobiec zagładzie całej ludzkości. Każdy z pielgrzymów będzie mógł przedstawić swoją prośbę, lecz wysłuchany zostanie tylko jeden. Pozostali zginą.”

W ten oto sposób zaczyna się podróż będąca mieszanką niesamowitej liczby elementów. Mamy tu kosmiczne bitwy rodem z klasycznych filmów s-f, mamy rozważania na temat moralności, religijności oraz egzystencji, jest walka o przetrwanie, znajdzie się też miejsce na miłość, osobiste sukcesy i porażki, wzloty i upadki, grozę i tajemnicę, a wszystko to okraszone wspaniałymi opisami nieziemskich (dosłownie i w przenośni) technologii, istot, czy krajobrazów.

Akcja toczy się na kilku płaszczyznach. Na najdalszej z nich opisana jest sytuacja polityczno-militarna Hegemonii. Nieco bliżej znajduje się wspomniana wcześniej pielgrzymka, która wynikła częściowo z owej sytuacji, lecz w większej mierze przyczyniły się do tego wydarzenia z opowieści pielgrzymów. Przeszłość związała ich w jakiś sposób z Hyperionem. Dlatego to właśnie oni zostali wybrani, by odbyć tę wędrówkę. Ich historie stanowią główną treść książki. Każda z nich ma inny sposób narracji oraz inną atmosferę, a mimo to wszystkie wciągają z niesamowitą siłą.

Największą wadą Hyperiona jest jego zakończenie. Z jednej strony świetnie nawiązuje do pewnej znanej wszystkim historii (nie zdradzę jakiej, gdyż to akurat ma wpływ na odbiór całości) i zostawia sporo miejsca na własną interpretację, a z drugiej pozostawia wielki niedosyt (bo do naszej interpretacji chciałoby się dorzucić jeszcze kilka wypełniaczy).

Odniosę się jeszcze do przewijającego się w wielu opisach porównania do Diuny. Otóż Hyperion na samym początku faktycznie sprawia wrażenie podobnego, ale trwa to bardzo krótko. Jedyne, co łączy oba tytuły, to przynależność gatunkowa. Cała reszta jest zupełnie inna.

Hyperion oszałamia swoim bogactwem i różnorodnością. Zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla każdego fana s-f, choć tak po prawdzie to ludzie stroniący od tego również powinni spróbować.

P.S. Na okładce z tyłu można zauważyć napis głoszący, że wkrótce zobaczymy ekranizację. Cóż, najbliższy temu stwierdzeniu projekt, jaki można znaleźć na IMDB sugeruje, że stanie się to najwcześniej w 2013, więc nie takie wkrótce. Do tego projektu będzie trzeba nie lada wyczucia, gdyż biorąc pod uwagę jego złożoność, bardzo łatwo spieprzyć sprawę. Do czego, mam nadzieję, nie dojdzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz