Serial animowany, emitowany w latach 2004-2008. Nie jest powiązany z innymi odsłonami uniwersum, więc nie wymaga nadrabiania zaległości. Jednakże jeśli ktoś nie wie absolutnie nic o uniwersum człowieka nietoperza, a The Batman będzie jedyną wersją, jaką zna, może się zdziwić po zobaczeniu czegokolwiek innego. W zasadzie w drugą stronę też to działa.
Zacznijmy od tego, że serial wygląda na miks pomysłów ze Spectacular Spider-man i Batmana z Adamem Westem. Składa się na to odmłodzenie wszystkich postaci (Bruce działa dopiero trzeci rok i jest przed trzydziestką, Batgirl to nastolatka, a Robin jest jeszcze młodszy) oraz stylistyka wielu elementów, przywodząca na myśli produkcję z 1966, wliczając w to drugi motyw przewodni, wprowadzony w trzecim sezonie.
Największy szok można przeżyć patrząc na nowe wersje znanych łotrów. Pół biedy, jeśli chodzi o Pingwina, Clayface’a, czy Firefly’a, choć w przypadku tego pierwszego zaskakuje jego zwinność. Z niedowierzaniem patrzyłem na Jokera, Riddlera, czy Mr. Freeza (tu nie dość, że wygląd zmieniono, to z całkiem dramatycznej postaci zrobiono zwykłego oprycha). Po oswojeniu się z nowym imidżem pozostaje kwestia, jak to się w ogóle prezentuje. No i jest niestety nierówno. Joker wygląda jak zaginiony kuzyn Blanki ze Street Fightera 2, ale nadrabia typowym dla postaci humorem. Riddler wygląda, jak odrzut goth-dzieciaków z South Park, ale również nadrabia zachowaniem. Mr. Freeza… nie ratuje w zasadzie nic. No może niektórym przypadnie do gustu fakt, że jest bardziej badass.
Wiele powyższych zmian powstało chyba w celu trafienia do niskiej grupy wiekowej, co niestety mści się na jakości. Taki Spectacular Spider-Man pomimo tego, że był przystępny dla młodszych, nie traktował dorosłego jak kretyna, czy też nie dawał do zrozumienia: sorry, stary, nie masz tu czego szukać. The Batman jest pod tym względem paskudny. Humor miejscami jest świetny, ale te miejsca uświadamiają, jak bardzo go ograniczono. Podobnie z poszczególnymi pomysłami na odcinki. Pierwszy sezon to w zasadzie przedstawienie postaci (tak do dziesiątego odcinka). Drugi to rozwinięcie pomysłów z pierwszego. Do tej pory seanse to kolejka górska, raz w górę, raz w dół. Trzeci wprowadza Batgirl i jest… najnudniejszy ze wszystkich. W czwartym pojawia się Robin… i, o dziwo, dodaje naprawdę potrzebnego kolorytu batdrużynie. Piąty sezon oglądało mi się chyba najlepiej, gdyż na tym etapie autorzy powoli zaczęli korzystać z Justice League.
Jeżeli chcecie, żeby pociecha jak najszybciej wciągała się w uniwersum wykreowane przez DC, to… zacznijcie od zagrania w Lego Batman. Dopiero potem można serwować The Batman, a jak pociecha podrośnie, danie główne, czyli Batman The Animated Series. Szkoda, że serial z 2004 jest tak nierówny, bo sama animacja jest przyzwoita, a nazwiska ludzi podkładających głos potrafią zrobić wrażenie (np. Ron Perlman jako Killer Croc). Starszy fan może potraktować tę odsłonę, jako ciekawostkę, albo pominąć zupełnie. Moja ocena: 3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz