O ile w kinie Marvel ze swoim uniwersum triumfuje, o tyle na małym ekranie jest to kwestia co najmniej dyskusyjna. Agents of S.H.I.E.L.D. są serialem co najwyżej przeciętnym, a w wielu miejscach zwyczajnie słabym. Agent Carter była całkiem sympatyczna i bardzo klimaciarska (zakładając, że ktoś lubi atmosferę kina szpiegowskiego, utrzymanego w powojennym okresie, z domieszką marvelowej fantastyki), ale to raptem 8 odcinków i jeszcze nie widziałem żadnej informacji o tym, że ten serial przedłużą. Produkcji z wcześniejszych lat w ogóle nie biorę pod uwagę.
Postać Daredevila przewijała się zarówno w produkcjach animowanych, jak i filmach: Hulk z 1977 oraz samodzielnym filmie z Benem Affleckiem z 2003 roku. Ten ostatni zebrał ogromne ilości krytyki, ale chyba tylko dlatego, że za bardzo trzymał się trendów kina o super bohaterach wyznaczonych przez Spider-Mana Raimiego i z dość mrocznego settingu zrobił strasznie kiczowate widowisko. Ja nadal twierdzę, że mimo wszystko wyszło nieźle, a wersja reżyserska w ogóle nie zasługuje na gównoburzę tego kalibru.
Niemniej jednak, co się stało, to się nie odstanie. Z powodu tego filmu ludzie krzywo patrzą na Afflecka, jako nowego Batmana oraz sceptycznie podchodzą do nowego serialu. Bena-Batmana nie mogę jeszcze ocenić, ale pierwszy sezon nowej serii Netflix jak najbardziej.
Od samego początku możecie wyrzucić wszystkie uprzedzenia, jakie mieliście z powodu obrazu z 2003 roku. Serialowy Daredevil trzyma się mocno swoich komiksowych korzeni. Notorycznie korzysta z ujęć naśladujących kadry komiksu, odnosi się do wielu ważnych historii i wątków pierwowzoru, w tym tak lubianego Man Without Fear. Całość zrealizowano trochę, jak typowo komiksowy year one. Matt Murdock działa jako bohater w swoim czarnym wdzianku. Często zbiera baty, ale brnie przed siebie. Żeby nie zanudzać widza, jesteśmy rzucani od razu w wir akcji, natomiast pochodzenie, trening i tym podobne elementy są serwowane w postaci retrospekcji.
Do postaci nie mam się jak przyczepić, są dobrze napisane i jeszcze lepiej zagrane. Osobny komentarz należy się jednak osobie Wilsona Fiska. W filmie był on przerysowany do bólu, pewny siebie i w zasadzie pajacujący (choć palma pierwszeństwa należy wciąż do Bullseye’a). Tutaj informacje są zdawkowe, ale skutecznie budują nieprzyjemną atmosferę. W rezultacie, gdy Fisk w końcu pojawia się na ekranie, wydaje się… niepozorny…. Po czym udowadnia, że ta chwilowa ulga była fałszywa. Świetny zabieg.
Atmosfera serialu potrafi być przytłaczająca. Jak na Marvela, jest dość ciężka, posępna i odzierająca z nadziei nie tylko bohaterów, ale także widza. Wejściówka kojarzy się z serialowym Hannibalem, a wszystko tonie w mroku i przemocy. Autentycznie, po pierwszych czterech odcinkach zastanawiałem się, czy chce mi się w to brnąć dalej. Brnąłem – nie żałuję.
Daredevil to specyficzny show, który nie każdemu się spodoba. Ja bawiłem się dobrze, choć przed każdym posiedzeniem musiałem się odpowiednio nastawiać. Nie jest to typowy Marvel, jednak wart tego, by przynajmniej spróbować. Moja ocena pierwszego sezonu: 5-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz