sobota, 25 kwietnia 2015

Assassin’s Creed: Unity DLC: Dead Kings

Gdy po świecie rozeszła się wieść, w jak złym stanie została wydana podstawowa gra, wydawca autentycznie odczuł skutki. Do tego stopnia, że w ramach zadośćuczynienia anulował Season Pass, a DLC Dead Kings rozdał wszystkim posiadaczom Unity za darmo. Osoby, które już miały przepustkę, miały do wyboru jedną z gier firmy oraz obiecany wcześniej pierwszy rozdział Assassin’s Creed Chronicles, China. Nawet po naprawieniu niektórych problemów podstawka nie musi się podobać. Czy dodatek jest w stanie zrobić lepsze wrażenie? Cóż…

Dead Kings to 13 sekwencja, która pomimo tego, iż jest dostępna w trakcie głównego wątku, ma miejsce po nim. Po wydarzeniach w Paryżu Arno zamierza opuścić Francję. W tym celu spotyka się z jednym z bohaterów pobocznych Unity w miejscowości Franciada, by dopełnić formalności. Na miejscu trafia jednak na ślad pewnego artefaktu. W zasadzie nie angażowałby się w całe zajście bardziej, niż chciał, gdyby nie entuzjazm pewnego chłopaka oraz notoryczne wywoływanie wyrzutów sumienia.

Prawdę powiedziawszy, idiotyzm niektórych pomysłów z podstawki sprawiał, że spodziewałem się kolejnego wylądowania Arno w rynsztoku. Na szczęście, tak się nie stało. Sam początek jest naprawdę ponury. Niemal współczułem naszemu bohaterowi. Jego podejście, człowieka dobitego przez życie oraz odrodzona wiara w idee bractwa zostały pokazane dość wiarygodnie, choć z pewną dozą naiwności.

Projektanci miejsca akcji znowu wspięli się na wyżyny swoich umiejętności. Franciada jest dość mała, ale robi wrażenie, przygnębiające, ale to wciąż wrażenie. Małe miasteczko nawet za dnia jest posępne. Taki odbiór potęguje ruina bazyliki oraz opłakany stan okolicy. Śmiechem żartem, stan bazyliki oraz fakt, że w jej podziemiach są rozległe katakumby, notorycznie kojarzył mi się z Diablo. Z kolei prowizoryczne kwatery w jaskiniach przywodziły na myśl… Gothica… Franciada podzielona jest na 3 „dzielnice”, pod którymi znajdziemy trzy kolejne. Oprócz wątku głównego autorzy tradycyjnie zapchali mapę masą pobocznych bzdetów. Jeśli zdecydujemy się na robienie wszystkiego, jak leci, czas gry wyniesie około sześciu godzin.

Warto wspomnieć, że ciężar rozgrywki został przeniesiony. Zamiast notorycznego eliminowania kolejnych celów, skupiono się na eksploracji i zagadkach. Stanowi to swego rodzaju nawiązanie do trylogii o Ezio (Assassin’s Creed 2, Brotherhood, Revelations), w której „zwiedzaliśmy” stare grobowce. Nowościami w stosunku do Unity są: eliminowanie szefów bandytów oraz korzystanie z lampy olejowej. To pierwsze powoduje, że po zabiciu typa jego podwładni rozbiegają się w panice, to drugie służy rozświetlaniu ciemności, szukaniu ukrytych wskazówek oraz przeganianiu stworzeń wrażliwych na światło, np. robali albo nietoperzy.

Pomijając na moment wszystkie niedoróby protoplasty, Dead Kings zawiera jedną swoją. Otóż misje fabularne nie zapewniają punktów synchronizacji. Więc jeśli chcemy dokupić brakujące umiejętności, musimy wrócić do farmienia zadań kooperacyjnych z podstawki. Jeśli jednak to wam nie przeszkadza, a dodatkowo lubiliście Unity, dodatek jest obowiązkowy. Ja, niestety, żałuję, że nie trafił się on bardziej kompetentnej od strony mechaniki części serii. Bawiłem się dobrze, ale przez cały czas odczuwałem, że błędy poprzednika nie pozwoliły rozwinąć skrzydeł następcy. Moja ocena: 3+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz