środa, 1 kwietnia 2015

HuniePop

Nie, to nie jest primaaprilisowy żart. Naprawdę piszę o tej grze. Dla niewtajemniczonych: mowa o produkcji z gatunku hentai, która rzekomo ma parodiować dating simy, a przy okazji została okrzyknięta seksistowskim szajsem.

Do rzeczy. Nasz bohater/ka przesiaduje sobie w knajpie niedzielnym wieczorem, gdy nagle zaczepia go/ją jakaś laska. Owa niewiasta stwierdza, że jesteśmy beznadziejnym przypadkiem, ale ona to naprawi. Raz dwa okazuje się, że jest „love fairy” (której ulubioną zabawką są wibratory, a wolny czas spędza na oglądaniu porno w hurtowych ilościach) i nauczy nas randkowania. Potem udzieli jeszcze kilku rad odnośnie zachowania przy konkretnych rodzajach dziewczyn i jesteśmy zostawieni samopas.

Nie mam zielonego pojęcia, jak po powyższym opisie można potraktować ten tytuł poważnie. Zwłaszcza, że napotykane postacie (do grona których oprócz ludzi zalicza się wróżka, bogini, kosmitka oraz neko niewolnica…) stanowią ucieleśnienie stereotypów z dating simów, do tego przerysowanych do granic możliwości. I nie chodzi tu nawet o samą kreskę, czy napisane dialogi (które będą albo bawić do łez, albo wywoływać zażenowanie), to przede wszystkim zasługa aktorek podkładających głosy. Naprawdę, paniom należą się gratulacje, że potrafiły wygadywać takie bzdury bez zająknięcia i z zaangażowaniem.

Oprócz gadania, trzon rozgrywki stanowi tzw. dating grid, który jest niczym innym, jak wariacją na temat gier typu match 3 (seria Bejeweled, Candy Crush itp.). I tutaj zaczynają się schody. Napalony małolat, który chce sobie pooglądać nagie, rysowane biusty, powinien darować sobie granie i poszukać zrzutów ekranu w sieci (nie wierzę, że ktoś do tej pory ich nie uploadował). Owszem, obrazki hentai/porno w grze się znajdują, ale wspomniany trzon rozgrywki potrafi dać w kość nawet na zwykłym poziomie trudności, przez co nie każdy może chcieć przechodzić, byle je zobaczyć. Kto by się spodziewał, że taka głupawa gra może stanowić wyzwanie? Ano, może. Żeby randka z dziewczyną została zaliczona do udanych, musimy uzyskać konkretną liczbę punktów. Z randki na randkę (niezależnie od liczby podrywanych niewiast) punktowy pułap zwiększa się. Dowcip polega na tym, że na jego osiągnięcie mamy ograniczoną liczbę ruchów – zawsze taką samą.

Tokeny, które będziemy łączyć w trójki, lub większe kombinacje, występują w kilku odmianach. Każda dziewczyna preferuje inną, a kolejnej nie lubi. Do tego dochodzi swego rodzaju „mana”, która pozwala nam korzystać z przedmiotów (ograniczenie: 6) w trakcie randki, tokeny zwiększające mnożnik punktów, tokeny dodające dodatkowe ruchy oraz takie, które skutecznie mogą odejmować nasze punkty (a tym samym niwelować włożony trud) w ogromnych ilościach. Za każdą randkę (niezależnie od tego, czy była udana) dostajemy pieniądze (munie). Te możemy przeznaczyć na alkohol, jedzenie oraz prezenty. Każda interakcja z dziewczyną sprawia, że ta robi się głodna (oprócz zaproszenia na randkę, choć samo zaproszenie wymaga jakiegoś stopnia „najedzenia”). Za rozmowy, prawidłowe odpowiedzi oraz pytania, otrzymujemy inną „walutę” – hunie (jak miałbym zgadywać, jak to przetłumaczyć, to pewnie byłby to jakiś „urok osobisty” albo inna „pewność siebie”). Hunie będziemy wykorzystywać do poprawy swoich umiejętności, które z kolei przekładają się na ilość punktów zyskiwanych z połączeń tokenów na date gridzie. Ostatnim elementem mechaniki są prezenty, które oprócz tego, że dostarczają nam hunie, potrafią wygenerować przedmiot do wykorzystania na date gridzie, jeśli trafimy w gust dziewoi. Żeby ogarnąć cały ten bałagan, do swojej dyspozycji będziemy mieli urządzenie, marzenie każdego stalkera, HunieBee 4.0, zawierające informacje o wszystkim i wszystkich w grze. Na zakończenie opisu mechaniki dodam, że jeśli wersja podstawowa okazała się za łatwa, to po ukończeniu głównego wątku dostajemy Alpha mode – niekończący się ciąg randek o stale i drastycznie rosnącym poziomie trudności.

Oprawa graficzna jest kolorowa, dating grid słitaśny, a całość przyjemna w odbiorze (zakładając, że zgadzamy się na konwencję parodii, a nie będziemy toczyć pianę odnośnie przedmiotowego traktowania kobiet). O aktorstwie już wspominałem. Muzyka jest na tyle relaksująca, że śmiało można jej użyć jako tła do czegoś i poza grą.

Podsumowując, HuniePop to dobry wypełniacz czasu, bardziej wymagający, niż to wygląda na pierwszy rzut oka. Część hentaiową można zupełnie pominąć (parodia parodią, ale ten fragment dla niektórych pozostanie wulgarny), ba, sama zejdzie na dalszy plan, jeśli tylko pozwolimy grze się rozkręcić. Z dialogów można się pośmiać, a z rozgrywki czerpać satysfakcję. Natomiast jeśli ktoś nie potrafi się zdystansować do konwencji, niech zwyczajnie nie gra. Moja ocena: 4.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz