Spear of Destiny jest prequelem opisanego już przeze mnie Wolfensteina 3D. W zasadzie niewiele więcej da się o tej grze powiedzieć, ale spróbuję.
Naszym celem będzie wykradzenie wojskom Hitlera tytułowej włóczni. Przez co tematyką ten tytuł stoi jeszcze bliżej religii (jak ktoś nie wie dlaczego, niech poszuka informacji o owej włóczni), okultyzmu (tu należy przejść grę do końca) i zachęca do ponownego obejrzenia Poszukiwaczy zaginionej Arki.
W konstrukcji gry nie zmieniło się praktycznie nic. Zamiast podziału na epizody, mamy 19 poziomów z rzędu (21, jeśli liczyć 2 ukryte) z bossem (tu faktycznie sami nowi) co 5 z nich (nie licząc końcówki). Na ścianach chyba pojawiła się jedna, czy dwie nowe tekstury, a do przedmiotów dodano skrzynie z amunicją. Labirynty są jeszcze bardziej zakręcone, warstwa muzyczna zawiera świeże utwory, a poziom trudności lekko wzrósł.
Ciekawostką jest to, iż obecna wersja Spear of Destiny jest sprzedawana z dwoma mission packami, o których mało kto wie. Return to Danger i Ultimate Challenge jako całość stanowią zestaw zwany także: Lost Episodes. Oba pakiety otrzymały zupełnie nowe (niekiedy strasznie pstrokate i męczące oczy) tekstury, przeciwników, głosy i poziomy (kolejne 19-21 na pack), ale to tyle. Całość oparta o te same (na tym etapie wyeksploatowane) rozwiązania, przez co stanowiąca pozycję tylko dla wytrwałych.
Niezależnie od tego, czy gramy z mission packami, czy bez, SoD będzie sprawiał wrażenie zapchajdziury i odcinania kuponów. Co zresztą nie jest takie dalekie od prawdy, gdyż powstał na fali popularności poprzednika, na szybko i w momencie, gdy pracowano już nad Doomem. W zależności od tego, jak bardzo podobał się wam Wolfenstein 3D, Spear of Destiny zasługuje albo na 4 (bo to więcej tego samego), albo na 3 (bo to więcej tego samego, a zmiany są minimalne). W moim przypadku będzie to opcja numer dwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz