Tytuł przetłumaczony jako Into the Mirror. Film ten stanowił podstawę do obu części amerykańskich remake’ów (bo mamy wątki pożaru i ponownego otwarcia centrum oraz wiele innych rozrzuconych po tamtych adaptacjach). Jak się ma koreański oryginał do amerykańskich potworków? Lepiej, aczkolwiek bez rewelacji.
Atmosfera panująca w tej wersji jest dużo bardziej stonowana. Nastrój jest kreowany subtelniej. Zamiast udźwiękowienia pokroju zombie wyskakującego z szafy, jest delikatny podkład budzący niepokój. Zamiast krwi sikającej na lewo i prawo mamy strużki powoli płynące wzdłuż szczelin między kaflami. Zamiast jednej wersji o samobójstwach, sceny śmierci zostały tak zrobione, że faktycznie bohaterowie mają prawo podejrzewać, że mogło to być równie dobrze morderstwo. Poza tym liczba postaci oraz pomniejszych wydarzeń (niekoniecznie mających wpływ na główny wątek) jest większa, co przybliża obraz do rzeczywistości. Główny bohater jest wciąż tylko człowiekiem, jednym z wielu, a nie zbawcą wyróżniającym się z tłumu (takie wrażenie odniosłem po obejrzeniu postaci Sutherlanda). Inna (i całkiem fajna) jest historia kryjąca się za samymi lustrami oraz ich działaniem. Zakończenie jest niemal identyczne z tym z Mirrors (a w zasadzie na odwrót).
Największymi problemami tego filmu są miejscami nieprzekonywująca gra aktorska oraz sceny zmniejszające napięcie. Owszem, one wszystkie są w zasadzie potrzebne i mają swoje uzasadnienie fabularne, ale czynią całość mniej straszną.
Lubię azjatyckie horrory. Całkiem możliwe, że to właśnie dlatego Into the Mirror oglądało mi się lepiej niż obie części Mirrors. Jednak nawet mimo mojego uwielbienia dla gatunku nie jestem w stanie dać Koreańczykom więcej niż 3+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz