O ile Gothic 3 został przyjęty z mieszanymi uczuciami, o tyle samodzielny dodatek – Zmierzch Bogów – zmiażdżono. Dosłownie, nie kojarzę ani jednej osoby, której przypadłby on do gustu, nawet w Edycji rozszerzonej, eliminującej większość bugów. Czy słusznie? Nie uważam się za wielkiego fana serii i byłbym w stanie wiele wybaczyć, ale w tym przypadku nawet ja mam ochotę kląć w niebogłosy.
ZB uwzględnia tylko 1 wariant zakończenia G3 – boskie artefakty zostały zniszczone, a Bezimienny wraz z Xardasem opuścili ten świat i udali się do nieznanego wymiaru. Stamtąd obserwowali, jak przez kolejne 2 lata radzili sobie ludzie z Myrtany. Okazało się, iż nie potrzeba wcale boskiej interwencji, by panował chaos. Ludzie podzielili się na frakcje pod wodzą takich osób jak Gorn, Lee, czy Thorus, po czym wzięli się za łby. Gdyby gra zaczęła się w tym momencie, gdy np. jako nikomu nieznany wojownik staramy się zaprowadzić pokój, a jednym ze środków byłoby przywołanie Bezimiennego – dałoby się to przełknąć. Niestety to nie koniec wstępu. Bezimienny dochodzi do wniosku, że nie może tak stać bezczynnie, trzeba działać i jednoczyć lud (choć sam dobrowolnie zgodził się w G3 na opuszczenie świata, gdyż władał zbyt wielką mocą). Xardas staje mu na drodze, twierdząc, iż trzeba pozostawić sprawy samym sobie. Obaj panowie tłuką się między sobą tak długo, aż Bezimiennemu udaje się pokonać starca i powrócić do Myrtany. Budzi się on w Silden i dopiero teraz gra jest nasza.
Co złego jest w pociągnięciu sytuacji do tego stopnia? A to że przechodząc przez portal między światami Bezimienny ZNOWU utracił całą swoją moc... No kurwa mać... Jakby tego było mało, wiele osób nas rozpoznaje, ale nie wierzy w nasze intencje, więc musimy zapierdzielać wszędzie, niczym chłopak na posyłki (stąd też pomysł, że lepsza byłaby nowa postać), by udowodnić, jacy to jesteśmy prawi. I nieważne, czy wysyła nas jakiś dupek, który tylko o nas słyszał, czy np. sam Gorn – dopóki nie spełnimy wszystkich zachcianek, panuje ogólny foch i nikt nikomu nie pomoże. Paradoksalnie wiele z zadań pobocznych, które opierają się na rozwiązywaniu lokalnych problemów, niezwiązanych z jednoczeniem Myrtany, jest całkiem niezłych, ale niestety giną one w natłoku bzdur głównego wątku oraz powodowanej nimi niechęci do ukończenia gry.
Sam dodatek jest książkowym przykładem pazerności wydawcy i chęci dorobienia się w tak zwanym międzyczasie. Był to moment, w którym wiadomo było, że a) Piranha Bytes utraciła (w pewnym sensie) prawa do marki Gothic, oraz b) mimo to powstanie Gothic 4. Jako że za potencjalny G4 miał być odpowiedzialny ktoś inny, to przecież nie będziemy ciągnąć wątków, o których nie wiemy, jak mają przebiegać dalej. Napiszemy coś po swojemu, a we wspomnianym międzyczasie zrobimy dodatek, który zrobi przejście z ich G3 do naszego G4 i tak powstał Chocapic! Tfu, Zmierzch bogów. Zrobiono go na wczesnej wersji silnika G3, upchnięto w osobne pudełko i rzucono na półki. Na chwilę obecną wiele bugów i problemów naprawiono patchami (za co należy się szacunek przede wszystkim gothicowemu community, bo to ich Edycja rozszerzona załatwia większość problemów). Co prawda w grze nadal występują wpadki techniczne, jednak te można obejść stosując cheaty/komendy z konsoli (mnie np. nie pojawiał się jeden z kluczowych NPCów, więc musiałem go ręcznie zespawnować). To nadal nie naprawia błędów i uproszczeń scenariusza. W trakcie rozgrywki mamy całe mnóstwo sytuacji, gdy potrzebnych informacji od przyjaciela nie idzie wydobyć bez pogróżek, podczas gdy wrogowie zdradzają swoje plany ot tak w pierwszej rozmowie... Kompletną bzdurą jest też losowe odpalanie się rozmów o rzeczach, które już miały miejsce ileś zadań temu, lub są jeszcze przed nami. Wersję polską udekorowano źle podłożonymi głosami (np. postać A pyta o coś Bezimiennego, następnie nasz bohater odpowiada głosem tej postaci) i, jak to powiedział pewien polski piłkarz, przeaktorzeniem. Nie dość, że same dialogi są zwyczajnie kiepskie, to jeszcze polska obsada starała się tak bardzo, że wyszło śmiesznie. Wisienką na torcie jest Milten mówiący głosem Diego.
Jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki, to zniknęła reputacja w poszczególnych miejscach. Pozostałe elementy bez zmian: punkty nauki zdobywane z kolejnymi poziomami doświadczenia wydajemy razem z ciężko zdobytymi funduszami u nauczycieli. Warto wspomnieć, że liczba tych ostatnich jest niewielka i jeśli nie wykonamy niektórych zadań, to w ogóle ich nie odblokujemy. Fakt, nie każdego rodzaju nauczyciela się to tyczy, ale nie sposób nie zauważyć. W ogóle bohaterowie niezależni zostali sprowadzeni do ról kukieł. Imiennych postaci jest stosunkowo niewiele, a i to jeśli nie są częścią wykonywanych zadań, nie otworzy się nawet okno rozmowy (co potęguje wrażenie, że autorzy chcą jak najszybciej przepchnąć nas przez fabułę, bez „zbędnej” eksploracji). O tych kukłach wspominam też z drugiego powodu. Otóż wiele z nich zapomina przerwać swoje zajęcie i udać się na noc do łóżka, niektóre snują się bez celu, a okradanie domostw stało się łatwiejsze, niż kiedykolwiek! Ponadto otoczenie w ogóle nie reaguje na to, kogo prowadzimy (pominę tu już fakt, że chyba 1/3 wszystkich zadań to znienawidzone przeze mnie eskorty). Najlepiej to wyglądało, gdy w Trelis musiałem uwolnić więźnia. Spuściłem łomot strażnikom, po czym razem z kolesiem przemaszerowaliśmy przez całą wioskę, nie wzbudzając nawet cienia zainteresowania u kogokolwiek. WTF?!
Odwiedzane przez nas tereny również świadczą o lenistwie autorów. Po pierwsze – zwiedzimy tylko Myrtanę. Przejścia do Nordmaru i Varantu są zawalone. Po drugie – niewiele się zmieniło. Minęły 2 lata w świecie gry, odkąd Bezimienny i Xardas zniknęli. Niektóre miejsca zdążyły opustoszeć, ale przeważnie nadal są w pełni umeblowane, a w ich paleniskach wesoło tli się ogień. Duchy? Albo jeszcze lepszy przykład: skrzynie, które plądrowaliśmy w G3 w większości przypadków wciąż są na swoich miejscach i, o dziwo, znowu są pełne! Po trzecie – rozmieszczenie potworów. Bez ładu i składu. I w ten oto sposób w lasach między Faring, a Vengardem można natknąć się na... mumie... Bez komentarza. Wilki, bizony, dziki, gobliny i zębacze upchnięto, gdzie się dało. Kamienne kręgi będą zawsze zawierały golemy (chyba z 1 wyjątkiem), a jako rodzynki dorzucimy demony, ogry, trolle i nosorożce. Chyba tylko jaskiniowe tałatajstwo nie wzbudzało we mnie zdziwienia lub reakcji typu: znowu oni?
Graficznie gra... pogorszyła się w stosunku do G3. Nie wiem, jak to się twórcom udało, ale zrobili to! Gratulacje! Tekstury są uboższe, kolory przy pewnych oświetleniach też dziwne. Animacje się tną, a optymalizacji nie stwierdzono. Jako bonus mamy także przenikające się modele, postacie wpadające w tekstury oraz trupy gubiące kości (efekt trzęsącej się galarety po zabiciu). Chyba tylko efektów świetlnych/atmosferycznych nie zdołano spieprzyć. Choć z tymi ostatnimi też nie do końca, bo np. deszcz znikał, ilekroć wychodziłem do głównego menu, po czym wracałem do gry. Dźwięk towarzyszący ulewie dalej był obecny, tylko opadów brak. Żeby było zabawniej – pojawiał się zawsze po pierwszym ładowaniu zapisanego stanu po uruchomieniu gry.
I jak tu polecić taką grę? Ba, komu? Jeżeli ktoś koniecznie chce mieć zaliczone wszystkie odsłony serii, to i tak się przemęczy bez polecania. Pozostałym doradzam przeczytanie jakiegoś streszczenia lub obejrzenie filmików na Youtube. Moja ocena: 1+ (plus za muzykę i te kilka niedrażniących questów pobocznych).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz