Od momentu wydania Gabriel Knight jest podawany za przykład gier przeznaczonych dla osób dorosłych. I nic w tym dziwnego. Od pierwszych nut i kolorystyki głównego menu, przez tematykę i fabułę po wybór jednego z zakończeń gra traktuje gracza poważnie. Nie żeby była jedyną taką grą, choć zdecydowanie wybijała się ponad podobne produkcje z tego okresu. Duża w tym zasługa autorki – Jane Jensen, która współpracowała wcześniej przy takich przygodówkach jak Police Quest 3: The Kindred, EcoQuest: The Search for Cetus, czy King’s Quest 6: Heir Today, Gone Tomorrow. Gabriel Knight był jej pierwszym w pełni autorskim projektem.
Tytułowy Gabriel Knight to flejtuch i niespełniony podrywacz. Prowadzi sklep z rzadkimi książkami, a przy okazji stara się napisać własną. Inspiracją do tego ostatniego jest fala morderstw popełnionych ostatnio w Nowym Orleanie, o które podejrzewa się wyznawców voodoo. Jakby tego było mało, Gabriel jest nękany przez koszmary, które wydają się mieć coś wspólnego tak z jego śledztwem, jak i przeznaczeniem.
GK to typowa przygodówka point ‘n click z czasów, gdy trzeba było wybrać odpowiednią ikonę odpowiadającą za daną akcję z panelu, lub przeklikać się do niej PPM. Podobnie jak większość klasycznych gier przygodowych Sierry Sins of the Fathers posiada system punktów. Za każdą akcję związaną z głównym wątkiem otrzymujemy pewną ilość punktów. Odzwierciedlają one stopień zagłębienia się w opowieść. Można przebrnąć prze grę bez uzbierania kompletu punktów, gdyż nie wszystkie informacje są obowiązkowe, ale perfekcjoniści oraz zwolennicy stuprocentowego zaangażowania się w historię najpewniej postarają się, żeby zebrać całość.
Zbieranie informacji to podstawa działania naszego bohatera. Dokonuje się tego na kilka sposobów: klikając odpowiednią funkcją na otoczenie oraz posiadane przedmioty, przyglądanie się różnym rzeczom za pomocą lupy, zlecanie poszukiwań informacji naszej asystentce Grace oraz rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy. Niby oczywista oczywistość, ale od gier, w które grałem do tej pory, odróżnia ją jeden szczegół: wielokrotne wykorzystanie tych samych opcji dialogowych. W większości gier jeśli użyjemy jakiejś opcji w trakcie rozmowy, to po wypowiedzeniu kwestii znika, lub jest zaznaczona jako „użyta” i nie ma powodu, by do niej wracać. W GK wielokrotnie naciąłem się na to, gdyż tutaj o wielu rzeczach warto pogadać co najmniej 2 razy (a są tematy, które trzeba kliknąć i sześciokrotnie, by móc dalej poprowadzić akcję). Nie jest to wada, wręcz przeciwnie. Po prostu łatwo o tym zapomnieć.
Zagadki stoją na odpowiednio wymagającym poziomie, choć jeśli porównać je ze współczesnymi przygodówkami, to można powiedzieć, że są wręcz trudne, ale satysfakcja z ich rozwiązania jest tym większa. Niestety na tej płaszczyźnie pojawiają się 2 poważne problemy, które dla mało cierpliwych osób mogą dać solidnie w kość. W dwóch miejscach niezwykle ważne jest wyczucie czasu w trakcie konkretnych sytuacji (jedna podczas szóstego dnia, druga podczas dziewiątego). Otóż gra działa płynnie, ale za szybko. Początkowo nic na to nie wskazuje, jednak we wspomnianych momentach zwyczajnie nie mamy jak zareagować, bo bohaterowie niezależni przemieszczają się w takim tempie, że gra niemal pomija tę chwilę, w której powinniśmy działać. Problemy te były obecne w grze od zawsze, tyle że na starszych komputerach tempo było w sam raz. Od pewnej generacji wzwyż do wersji CD dołączany był nawet program spowalniający działanie systemu, by móc przejść owe momenty. Obecnie takiego programu trzeba poszukać na własną rękę, lub, w przypadku dosboxa, popróbować różnych prędkości działania emulatora (w moim przypadku pomogło zaniżenie wartości cycles do 5%).
Graficznie GK był świetny w swojej kategorii. Dzisiaj ma wartość czysto nostalgiczną, choć trzeba przyznać, że niektóre animacje oraz komiksowy styl kilku sekwencji nadal może zrobić wrażenie. Jedyną wadą, na którą chcę zwrócić uwagę, jest wielkość obiektów. Część z nich jest tak mała, że w natłoku pikseli mogą zlać się z tłem, a zważywszy na to, iż gra nie zawiera podpisów rzeczy wskazywanych kursorem, można się nieco pogubić. Dźwiękowo GK robił i nadal robi wrażenie. Muzyka jest świetna i zróżnicowana, a ichnia wersja When the Saints go Marching In wpada w ucho tak bardzo, że nuci się ją mimowolnie nawet po zamknięciu programu. Ciekawostką jest, iż w wersji CD gry (dostępnej na gogu) głosy podkładają tacy aktorzy jak Tim Curry, Michael Dorn, czy Mark Hamill. Co prawda ówczesna technologia jakością nie grzeszyła, więc z rozpoznaniem tychże można mieć pewne trudności, ale inicjatywa zacna, a i efekt końcowy ciekawy.
Podsumowując, jeśli lubisz ten gatunek, a do tego jego odmianę związaną z thrillerami i horrorami, to nie ma co się zastanawiać – Gabriel Knight jest grą dla ciebie. Pełnej 5 nie wystawiam głównie przez owe problemy z prędkością gry (trochę jednak napsuły mi krwi, zwłaszcza w dziewiątym dniu). Tak więc moja ocena: +4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz