A Nightmare on Elm Street (1984)
W Polsce znany jako Koszmar z ulicy Wiązów. Film ten opowiada historię grupy nastolatków, którym śni się makabryczna postać z poparzoną skórą, w nadpalonych ubraniach i z rękawicą z ostrzami. Ponadto nie wszyscy, którzy śnią o opisanym osobniku, dożywają pobudki.
Koszmar pojawił się na filmowym rynku w momencie, gdy dwie znane serie w zasadzie już się rozkręcały (Halloween i Piątek 13-ego). Scenariusz do niego odrzuciło kilka wytwórni, gdyż były przekonane, że opowieść o mordercy ze snów nie będzie wystarczająco straszna. Dopiero mała wówczas firma New Line Cinema zdecydowała się podjąć ryzyko. Koszmar raz dwa okazał się świetną inwestycją. Pomysłowo zrealizowany, z ciężką i mroczną atmosferą straszy po dziś dzień. Większość scen skąpanych jest w mroku, zabójstwa są różnorodne, a krew leje się litrami (i nie ma w tym krzty przesady, zwłaszcza, jeśli się pamięta scenę z łóżkiem Glena). W rolę mordercy, Freddy’ego Kruegera, wcielił się Robert Englund i o ile tutaj nie miał aż tak dużo do grania, rozkręcał się z filmu na film. ANoES zestarzał się chyba tylko pod jednym względem – muzycznym. Utwory są odpowiednio klimaciarskie, ale ich aranżacja potrafi wytrącić z nastroju.
Mnie ten film zauroczył (jako dorosłego, gdyż jako dzieciak byłem zbyt przerażony, żeby czymkolwiek się zachwycać) przede wszystkim kreatywnością, jaką musieli wykazać się jego autorzy. Pamiętajmy, że był to okres, w którym grafika komputerowa nie występowała, a wszelkiego rodzaju rzeczy nie z tego świata opierały się o animację poklatkową, animatronikę, wymyślne kostiumy lub inne ciekawe pomysły (i tu ponownie polecam scenę z łóżkiem Glena). Jako ciekawostkę należy też dodać, iż jest to pierwszy film w karierze Johnny’ego Deppa, zaś aktorem-weteranem na planie był John Saxon.
Koszmar z ulicy Wiązów to obowiązkowa pozycja dla wszystkich miłośników horrorów i slasherów, oraz doskonałe miejsce, by rozpocząć swoją znajomość z serią. Moja ocena: 5+.
A Nightmare on Elm Street Part 2: Freddy’s Revenge
“Minęło pięć lat odkąd szalony psychopata Freddy Krueger został odesłany z powrotem do piekła. Do domu, w którym mieszkała Nancy Thompson wprowadza się rodzina Walshów. Wkrótce 17-letni Jesse Walsh zaczyna mieć koszmarne sny. Pojawia się w nich krwawy morderca o spalonej twarzy. Jednak tym razem Freddy ma bardziej wyrafinowany plan. Nie chce już zabijać osobiście. Planuje opętać duszę Jesse’go i tym samym uczynić go swoim następcą. Wkrótce osoby z otoczenia chłopaka zaczynają ginąć…”
Prawdopodobnie film, któremu można byłoby wybaczyć wiele, gdyby pozostałe sequele nie istniały. Zabójstw jest niewiele, są mało kreatywne, klimat gdzieś ucieka, a poszczególne sceny nie mają nawet połowy tego nastroju, co poprzednik. Do tego dochodzi słaby pomysł na fabułę, w której umieszczono postacie niezwiązane nijak z linczem na Kruegerze. Więc niezależnie od tego, czy ktoś ginie, czy to Freddy przejmuje kontrolę nad Jessem, tak naprawdę nie ma powodu, by to robić (sam dom Nancy to jednak trochę za mało). Poza tym na tle poprzednika Koszmar 2 jest zwyczajnie nudny. Można obejrzeć tylko, jeśli chce się zaliczyć całą serię. Moja ocena: 2-.
A Nightmare on Elm Street 3: Dream Warriors
“W Springwood dochodzi do serii dziwnych prób samobójczych wśród nastolatków. Po odratowaniu młodzi ludzie wysyłani są na kurację do szpitala psychiatrycznego. Jedną z niedoszłych samobójczyń, Kristen Parker, w snach odwiedza monstrum o zniekształconej twarzy i brzytwach wyrastających z dłoni. Okazuje się, że te same koszmary męczą też pozostałych młodych pacjentów. Freddy Krueger powraca, aby móc znów zebrać swoje krwawe żniwo.”
Powrót do formy! Film dużo mroczniejszy i cięższy od poprzednika. Dodatkowo zahacza o bardzo niewygodne tematy, jak samobójstwa i terapia oraz lżejsze i równie ciekawe, jak swego rodzaju świadome śnienie. Jeżeli chodzi o morderstwa Freddy’ego, to ponownie autorzy popisali się kreatywnością. Koszmar 3 zawiera jedną z najbardziej makabrycznych (a przy tym, o zgrozo, ciekawych wizualnie) śmierci. Mam na myśli motyw związany z marionetkami.
Muzycznie nadal czuć lata ’80, ale coraz mniej w tym kiczu. Swego rodzaju nowością jest sposób portretowania Kruegera. W tej części zyskał swoje wulgarno-makabryczne poczucie humoru (Welcome to prime time, bitch!), co pozwoliło Robertowi rozkręcić się na dobre.
Trzecia część jest też momentem, od którego zaczęto udzielać informacji na temat samej postaci mordercy, jego matki, czy potwornego poczęcia. Pojawiło się wyjaśnienie, po co Freddy’emu strach zabijanych dzieciaków (oprócz samego motywu zemsty). Ważne role odgrywają tu także powracający jako Nancy i jej ojciec: Heather Langenkamp i John Saxon. Jako bonus dostajemy tu kolejny występ z cyklu: znani aktorzy w starych horrorach. Tym razem jest to Laurence Fishburne, którego obecnie większość ludzi kojarzy z roli Morfeusza z trylogii Matrix.
Sam tekst świadczy chyba o tym, że ta część bardzo mi się podoba. Niestety nie oznacza to, że jest pozbawiona wad. Rozumiem, że dzieciaki w snach chcą być kimś innym, niż na co dzień, oraz że twórcom taki patent pasuje, bo mogą tworzyć cuda w sekwencjach sennych, ale jak dla mnie to za bardzo odrywa widza od zagrożenia, jakim jest Krueger i powoduje spadek napięcia. Podsumowując Koszmar 3 to na pewno lepszy sequel od #2 i choć nie jest tak dobry jak #1, to nadal jest wart obejrzenia. Moja ocena: 4+.
A Nightmare on Elm Street 4: The Dream Master
“Kristen i dwoje jej przyjaciół po opuszczeniu szpitala psychiatrycznego starają się wrócić do normalnego życia nastolatków. Chcą zapomnieć o traumatycznych przeżyciach związanych psychopatycznym zabójcą ze snów. Jednak Freddy Krueger nie daje za wygraną. Pewnej nocy dziewczyna znowu ma koszmar z monstrum w kapeluszu w roli głównej. Co gorsza, Freddy’emu udaje się wykorzystać specyficzną umiejętność Kristen. Potrafi ona wciągać do swojego snu inne osoby. Tym sprytnym sposobem Freddy rozpoczyna kolejne masowe polowanie…”
Ten film to swego rodzaju zmiana warty. Postacie, które przeżyły Koszmar 3, przekazują pałeczkę nowej ekipie. Jako że jedna z dziewczyn przejmuje dar Kristen, stanowi to dobry pretekst dla Freddy’ego do kontynuowania rzezi na ulicy Wiązów. Nie sposób nie uśmiechnąć się na pewne zamierzone (lub nie) nawiązania do innych produkcji. Pies Kincaida nazywa się Jason, zaś scena regeneracji Kruegera przypomina uboższą wersję pierwszego Hellraisera.
Niestety poza niezłymi scenami zabójstw i efektami specjalnymi, ta część nie oferuje niczego specjalnego. Ot, kolejna rzeź, można obejrzeć pro forma, żeby być na bieżąco z tym, kto może się przewinąć w kolejnej części. Ale jeśli widz nie przykłada wagi do lore’a serii, to może rozważyć olanie seansu. Moja ocena: 3+.
A Nightmare on Elm Street: The Dream Child
“Alice jest jedyną ocalałą z koszmaru, jakim było spotkanie z Freddym Kruegerem. Jednak demoniczny morderca nie poddaje się tak łatwo. Po raz kolejny odwiedza dziewczynę w snach, wkrótce po tym zaczynają ginąć jej znajomi. Na dodatek Freddy planuje ponownie przenieść się do świata żywych (…).”
Specjalnie uciąłem opis z pudełka DVD, bo zawierał spoilery dotyczące fabuły. Normalnie gratulacje dla osoby odpowiedzialnej za ten wyczyn. Co do samego filmu, mamy tu znowu nawiązanie do matki Freddy’ego, jego narodzin oraz mocy Alice. Mamy śmierci zakrapiane czarnym humorem Kruegera oraz niezłymi efektami. Mamy też iście demoniczne i zakręcone wizje w niektórych ze scen, ale to i tak nie ratuje całości. Film jest nieco nudnawy i ogląda się go bez większych emocji. Gdyby nie pewien zwrot akcji, nuda byłaby jeszcze bardziej odczuwalna. Całość przypomina bardziej konkurs na: jak jeszcze da się udziwnić sekwencje snów? Pretekst co prawda jest, ale ciężko nie odnieść wrażenia, że niektóre z tych scen to zapchajdziury. Moja ocena: 3.
Freddy’s Dead: The Final Nightmare
„Ostatnia odsłona kultowej serii. Doktor Maggie Burroughs pracuje w specjalnym ośrodku dla młodzieży po przejściach. Jednym z jej wychowanków jest John Doe, jedyny ocalały z rzezi, jaką urządził wśród nastolatków ze Springwood słynny „gość ze snów” Freddy Krueger. Na skutek strasznych doświadczeń chłopak cierpi na amnezję. Maggie znajduje w jego kieszeni fragment gazety z artykułem dotyczącym Springwood. Razem postanawiają zbadać ten trop. (…)”
Po pierwsze – dupa, nie ostatnia (takie rzeczy można pisać w pierwszy wydaniu VHS, gdy nie było siódmego filmu, a nie w zbiorczym wydaniu wszystkich siedmiu). Po drugie – znowu spoilery na pudełku. Jako że mój zbiór filmów o Kruegerze to jeden zestaw, obstawiam, że jest za to odpowiedzialny ten sam gigant intelektu. Mniejsza o to. Sam film różni się od pozostałych. Springwood przeszło ogromne zmiany, zabójstw jest niewiele (i są bardziej pastiszem dotychczasowej formuły, do tego są rozwleczone i nudne), na szczęście sam pomysł na fabułę jest na tyle ciekawy, że chce się dooglądać do końca. Otrzymujemy sporo scen z przeszłości Kruegera, niezły zwrot akcji w środku filmu oraz jeszcze więcej popieprzonego humoru w wykonaniu Freddy’ego (nabijanie się z Nintendo i Powerglove wymiata). W trakcie napisów końcowych widać fragmenty poprzednich filmów, co (poza tytułem) podkreśla, iż rzeczywiście miał to być ostatni film. Cóż, rzeczywistość okazała się inna, ale o tym poniżej. Zaś Freddy’s Dead dostaje ode mnie: 4.
New Nightmare
„Aktorka Heather Langenkamp przed laty wcieliła się w postać Nancy, dziewczyny nękanej przez słynnego psychopatę z koszmarów sennych, Freddy’ego Kruegera. Teraz jest szczęśliwą żoną Chase’a i matką małego Dylana. Reżyser Wes Craven planuje nakręcić kolejną część filmu o demonie ze spaloną twarzą i proponuje Heather udział w nim. Aktorka ma wrażenie, że nie powinna przyjmować tej roli – w ostatnim czasie ma dziwne, nieprzyjemne sny, tajemnicze telefony, a na dodatek jej synek Dylan zaczyna zachowywać się w bardzo niepokojący sposób. (…)”
Film mocno nietypowy jak na serię. Już po opisie widać, że nie jest do końca związany z mitologią poprzedników. Jako nastolatek uważałem go za nudny, bo scen z Freddym było niewiele. Po latach jest on jednym z moich ulubionych w cyklu. Po pierwsze – jego akcja odbiega od slasherowej formuły, New Nightmare to horror pełną gębą. Po drugie – nastrój grozy jest wprowadzany dużo bardziej subtelnie. Po trzecie – sama opowieść jest pełna nawiązań do… innych opowieści, zaś na koniec można pokusić się o wyciągnięcie morału. Po czwarte – nowa wersja Freddy’ego jest bardziej demoniczna i przerażająca, a przy tym idealnie wpasowuje się w resztę filmu. Jedynym problemem tego filmu może być to, że co mniej cierpliwym osobom seans może się dłużyć. Niemniej jednak niezależnie od cierpliwości, warto zrobić podejście do tego tytułu. Moja ocena: 4+.
A Nightmare on Elm Street (2010)
Wrażenia z remake’u pierwotnie opisałem na tym blogu w 2010 roku, ale postanowiłem tamten wpis usunąć, film odświeżyć i dorzucić do niniejszego zestawienia, minimalnie modyfikując treść (ale nie ocenę).
Nowy film nie podoba mi się, choć posiada w zasadzie większość rzeczy znanych z pierwszego Koszmaru. Freddy w wykonaniu Roberta Englunda nie zawsze był straszny, najczęściej groteskowy i z popierdzielonym poczuciem humoru. Co czyniło go potwornym (poza morderstwami) to to, jak przyszedł na świat, z jakim okrucieństwem traktował swoje ofiary oraz, że pomimo dowodów uniewinniono go. W świetle tych wydarzeń lincz na zwykłym pedofilu z remake’u jest po prostu cienki. Zresztą nowy Freddy sam w sobie jest kiepski. Jego wygląd próbowano urealnić, a wyszła z tego ofiara botoksu. Pan Haley świetnie wypadł w Watchmen, ale tu niestety sobie nie radzi. Nie żeby nie próbował, po prostu tak bardzo przywykłem do stylu Englunda, że nikt tego przyzwyczajenia nie przeskoczy. Dodatkowo wykonanie Roberta straszyło na różne mniej, lub bardziej subtelne sposoby. Wersja Haley’a została sprowadzona do roli potwora wyskakującego z szafy. Prawie zawsze pojawia się nagle, a z jego linii dialogowych w pamięć zapada tylko: „Remember me?”
Pozostałe postacie są jeszcze gorsze. Zwyczajnie mdłe, a ich śmierć nie robi żadnego wrażenia. Czy to ma świadczyć o tym, że dzisiejsza młodzież jest właśnie taka bezpłciowa? Czy może daje o sobie znać dziedzictwo wytwórni Platinum Dunes (wspomniałem o niej przy okazji wpisu o Autostopowiczu), która remake’uje stare filmy na potęgę i chyba żadne z tych odświeżeń nie odniosło sukcesu. Jest to tym bardziej przykre, że w filmie widać nazwiska, które zapadły w pamięć przy innych okazjach (Clancy Brown – Highlander, The Shawshank Redemption; Thomas Dekker – Terminator: The Sarah Connor Chronicles; Katie Cassidy – Harper’s Island, Arrow; Connie Britton – Spin City). Jedynym wyjątkiem jest tu chyba tylko Rooney Mara, której postać zapamiętałem, bo nazywała się tak samo, jak w oryginale.
Morderstwa też wypadły blado, zwłaszcza w porównaniu do pierwowzoru. Dorzućmy rodziców, którzy od samego początku wręcz krzyczą do widza: jesteśmy w to zamieszani! W oryginale tajemnica była zachowana dużo lepiej. No i jeszcze motyw z wymazaniem pamięci, rodem z Freddy vs. Jason.
Przyczepię się też do montażu. Sceny napieprzają jedna po drugiej. Ktoś na forum Filmwebu stwierdził, że nowy film ogląda się przez to jak teledysk. Podpisuję się pod tym rękami i nogami. Kolejne fragmenty nie tworzą żadnej atmosfery, sprawiają wrażenie niespójnie połączonych i bez napięcia.
A Nightmare on Elm Street (2010) nie dorównuje swojemu protoplaście. Jest po prostu słaby. Nawet głupawy Freddy vs. Jason wypadł przy nim lepiej, bo od początku nie traktował swojej tematyki serio (o tym w osobnym wpisie). Moja ocena: 2, a i to tylko za smaczki nawiązujące do pierwszego filmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz