wtorek, 13 grudnia 2011

Never pick up a stranger.

Są takie filmy, którym naprawdę zajebiście wychodzi samotna egzystencja – 1 film, żadnej serii. Niestety światem rządzi kasa, która nie uznaje żadnych świętości, przez co z single-shotów robi się serie, później remake’i/rebooty, a na koniec serie z tych ostatnich (no tu trochę wyolbrzymiam, ale niewątpliwie byłby to mokry sen każdego producenta). Poniżej przedstawiam przykład niekorzystnego wizerunku będącego wynikiem takiego obrotu spraw.


The Hitcher (1986)

Jim Halsey podejmuje się prostego zlecenia – dostarczenia samochodu z Chicago do San Diego. Po drodze zabiera autostopowicza, który najbliższą trasę/okolicę/nadchodzące dni zamieni w piekło.

Tak w gigantycznym skrócie można opisać akcję filmu. Jest on jednym z najlepszych thrillerów, jakie oglądałem. Aktorstwo Rutgera Hauera jest rewelacyjne, muzyka powoduje dreszcze, a poszczególne ujęcia nadawałyby się na horror. Ba, pierwsza połowa filmu ma naturę niemal oniryczną – widz do końca nie jest pewien, czy główny bohater nie wymyślił sobie tego autostopowicza. Tutaj niestety następuje druga połowa, która rozwiewa te wątpliwości, robiąc z klimaciarskiej opowieści trzymający w napięciu, ale tylko thriller.

Miłośnicy thrillerów oraz Rutgera Hauera muszą obowiązkowo obejrzeć ten film. Jeśli o mnie chodzi, to gdyby nie to stonowanie atmosfery w drugiej połowie, dałbym pełne 5, zamiast tego: 4+.


The Hitcher 2: I’ve been waiting

C. Thomas Howell powraca jako Jim Halsey, który po przeżyciach na teksańskiej autostradzie wciąż miewa zwidy i koszmary. Skutkuje to przekroczeniem pewnej granicy w trakcie rutynowej akcji policyjnej. Po zwolnieniu Jim postanawia wrócić tam, gdzie się wszystko zaczęło i stawić czoła swoim strachom. Towarzyszy mu jego dziewczyna Maggie.

Oto podręcznikowy przykład kompletnie zbędnego sequela, jadącego na opinii swojego poprzednika. Miło, że pan Thomas wrócił do postaci, uwiarygodnia to jego akcje i zachowania oraz usprawiedliwia flashbacki z nim samym, ale to za mało. Postać nowego autostopowicza jest tylko i wyłącznie powielaczem akcji z poprzedniego filmu i na tym się kończy. Nie ma on nawet krzty charakteru, jaki cechował protoplastę. Wydarzenia następują po sobie, ale płynności się nie odczuwa. Brak też napięcia, ujęć, czy specyficznej muzyki tworzącej klimat.

Jeżeli ktoś ogląda wszystkie filmy o autostopowiczach mordercach, od biedy może na własną odpowiedzialność sięgnąć po The Hitcher 2. Jeśli o mnie chodzi, to odradzam. Ocena: 1+, gdzie plus należy się za niezły początek pokazujący, jak bardzo wydarzenia z #1 wpłynęły na Jima.


The Hitcher (2007)

Firma Platinum Dunes została założona przez Michaela Baya, Brada Fullera i Andrew Forma. W zasadzie w tym wypadku nazwiska podałem pro forma, bo chcę zwrócić uwagę na coś innego. Otóż firma sama w sobie jest odpowiedzialna za wiele remake’ów-niewypałów wydanych na przestrzeni ostatnich ośmiu lat. To z ich hal produkcyjnych wyszły nowe wersje Texas Chainsaw Massacre (2003), The Amityville Horror (2005), Friday the 13th (2009), A Nightmare on Elm Street (2010) oraz opisywany tutaj: The Hitcher (2007).

Historia jest niemal identyczna z pierwowzorem: nastolatek podróżuje samochodem, spotyka autostopowicza, zabiera go ze sobą i tak zaczyna się koszmar. Pierwszą zauważalną różnicą jest fakt, że młodzieniec nie podróżuje sam – jedzie z dziewczyną. Drugą różnicą i to taką, która już od samego początku wpływa na nasze nastawienie w odbiorze filmu, jest to, że zamiast budowania napięcia film stosuje metody zwykłego slashera. Najkrótsze porównanie? Jeepers Creepers + The Hitcher (1986) = The Hitcher (2007).

Najgorsze w tej wersji jest to, że w ogóle nie próbuje ona korzystać z dobrodziejstw oryginału. Nie ma strachu kreowanego przez pojedyncze ujęcia, nie ma tej niepewności w stylu: czy ta postać aby na pewno istnieje (to wyklucza obecność dziewczyny). Całość wygląda tak, jakby pomysłodawca tej wersji krzyknął: słuchajcie, w remake’u ma być ta, ta i ta scena, a z resztą róbcie, co chcecie. Moja ocena: 2, a i to tylko za starania Seana Beana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz