Serial zrealizowany jako spin-off innej serii, będącej adaptacją komiksu wydawnictwa DC. Przyznam się, że dopóki nie zacząłem oglądać Justice League, Flash jako bohater niespecjalnie mnie interesował. Ot, był niezłym (niezależnie od tego, o którym mówimy) uzupełnieniem większej historii. Dodatkowo lektura Flashpoint spowodowała opad szczęki, a finał Young Justice sprawił, że scarlet speedster stał się jedną z bardziej lubianych przeze mnie postaci komiksowych. Tym większa radocha mnie ogarnęła na wieść, że ekipa odpowiedzialna za Arrow szykuje nowe widowisko. Z drugiej strony niepokoiłem się, że za nowy show jest odpowiedzialna ekipa z Arrow… Już tłumaczę. Otóż pierwszy sezon Arrow był co najwyżej średni. Albo ogląda się go jako zapychacz, albo wręcz męczy. Drugi sezon był zaskakująco dobry. Trzeci gdzieś tak po środku. Na moje szczęście Flash nie czeka cały sezon, by się rozkręcić. Rusza z kopyta już w pilocie.
Osobną historią jest obsadzenie Granta Gustina w roli Barry’ego Allena. Spotkał go ten sam los, co Heatha Ledgera oraz Chrisa Evansa. Zaangażowanie aktora znanego przede wszystkim z Glee oraz 90210 wywołało gównoburzę, jakiej można doświadczyć tylko w internecie. Cholera, cała sprawa była na tyle kontrowersyjna, że producenci serialu podobno dokonali kontrolowanego wycieku, pilot można było obejrzeć na kilka miesięcy przed właściwą premierą widowiska (tzn. wyciek faktycznie miał miejsce, a na ile był kontrolowany – tego nie wiadomo). I co się okazało? Że chłopak doskonale sobie radzi, serial się spodobał, a ostatnia scena pierwszego odcinka uderzyła widza po łbie mniej więcej z taką samą mocą, jak pierwszy występ Fury’ego w Iron Manie w 2008 lub Thanosa w Avengers.
Zanim jednak serial wystartował, samą postać Barry’ego Allena przedstawiono w drugim sezonie Arrow. Od tamtej pory oba tytuły przenikają się, zawierają gościnne występy i generalnie dają do zrozumienia, że to jedno uniwersum. Nie będę omawiał poszczególnych wątków Flasha, a już zwłaszcza głównego, którego streszczenie słychać na początku każdego odcinka. We Flashu zastosowano patent znany ze Smallville. W tym drugim deszcz meteorytów, w trakcie którego Kal-El przybywa na Ziemię, przyczynił się do powstania metaludzi. Tutaj takim zjawiskiem jest eksplozja. Pierwszą obawą związaną z tym pomysłem jest potencjalne zaśmiecenie nowo powstałego serialowego uniwersum pierdyliardem postaci, których nikt nie zapamięta, a przy okazji zamiecenie fabuły pod dywan. Na szczęście do niczego takiego nie doszło. Owszem, pojawiło się multum nowych łotrów, bohaterów i potencjalnych furtek na przyszłość, ale nijak nie odwracają one uwagi od głównego wątku. Za to należą się brawa. Flash bardzo zgrabnie balansuje na granicy serialu dla geeków oraz przeciętnych widzów. Ci pierwsi znajdą wiele smaczków oraz odniesień do kanonicznych już wydarzeń i osobistości, ci drudzy otrzymają niezobowiązującą rozrywkę, łączącą w sobie bohaterskie kino akcji z kiczem rodem z lat ’90 we współczesnej oprawie. Gdyby zebrać obecne produkcje telewizyjne poświęcone superbohaterom, powstałby kij. Jego jednym końcem jest Daredevil, drugim The Flash.
W dzisiejszych czasach, gdy większość adaptacji komiksowych stara się być uber realistyczna, albo tak mroczna, że goth-dzieciaki z South Park czują jej ból, widowisko koncentrujące się na naiwnym idealiście walczącym o ogólnie pojęte dobro i sprawiedliwość, podane w lekkostrawnej postaci, stanowi powiew świeżości. Nawet motyw przewodni serialu ma w sobie coś inspirującego. Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to byłoby to kreowane napięcie. Po kilku odcinkach zaczyna ono zauważalnie wzrastać, aż w końcu bańka pęka. Problem jest taki, że nie pęka ona w ostatnim odcinku sezonu. Do jego finału pozostaje jeszcze kilka, które są dobre, ale gdzieś w nas pozostawiają to uczucie, że mogło być ciut lepiej. Na szczęście wspomniany finał wraz ze swoim cliffhangerem przywraca 100% radochy z oglądania i daje pretekst do czekania na ciąg dalszy. Moja ocena pierwszego sezonu The Flash: 5-.
P.S. Tożsamość jednej z postaci stanowi dość istotny motyw. W związku z tym nie polecam przeglądać spisu obsady na portalach filmowych, gdyż niektóre z nich zawierają zbyt szczegółowy opis, a tym samym mega paskudny spoiler.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz