niedziela, 25 marca 2018

Ernest Cline – Player One

„Rok 2044. Kryzys zrujnował największe mocarstwa. W Ameryce ludzie głodują i zamarzają na ulicach. Miasta zamieniły się w osiedla slumsów i przyczep kampingowych.

Osiemnastoletni Wade ucieka od rzeczywistości i cały wolny czas spędza w OASIS, globalnym wirtualnym świecie, w którym każdy może być tym, kim chce. To internet nowej grnrtsvji, wszechobecna symulacja, gdzie można robić wszystko – żyć, uczyć się, bawić i kochać.

W OASIS jej twórca, ekscentryczny geniusz-multimiliarder Halliday, zakodował zagadki – kod do kolosalnej fortuny i absolutnej władzy. Miliony ludzi bezowocnie próbowały go złamać, by zdobyć nagrodę. I odkrywały nowe znaczenie ucieczki od rzeczywistości i pogoni za szczęściem, obsesyjnie studiując ikony Hallidaya – enigmatyczne wskazówki, których nie odczyta nikt, kto nie jest maniakiem gier, filmów i muzyki z lat 80.

Nagle Wade odkrywa pierwszą zagadkę…

Cały świat patrzy, tysiące przyłączają się do gry – wśród nich potężni wirtualni gracze gotowi popełnić realne morderstwo, by przeszkodzić Wade’owi.

Teraz Wade żeby przeżyć, musi wygrać. Ale żeby wygrać, musi porzucić doskonały wirtualny świat i stanąć twarzą w twarz z życiem – i z miłością – w realu, z którego tak rozpaczliwie chciał ucieć.”

Na początek chciałbym podziękować Yoszowi, którego upór oraz egzemplarz książki sprawiły, iż zabrałem się za lekturę. Gdybym miał sugerować się powyższym streszczeniem, krzykliwymi hasłami o bestsellerze i nadchodzącym filmem, ten wpis powstałby jeszcze później, jeśli w ogóle. Przejdźmy jednak do rzeczy.

Osią fabuły jest poszukiwanie trzech kluczy otwierających trzy bramy. Za ostatnią z nich skrywa się easter egg pozwalający na przejęcie kontroli zarówno nad firmą, która wyprodukowała Oasis, jak i samą Oasis. Oprócz zwykłych użytkowników poszukiwania prowadzi korporacja IOI, która nie cofnie się przed niczym, by przejąć maszynę do generowania potencjalnie ogromnych zysków.

Przez pierwsze 50-60 stron miałem strasznie mieszane uczucia. Z jednej strony Player One podąża tym samym trendem, co obecnie Stranger Things, odwołując się do nostalgii za dzieciństwem oraz latami ’80, rzucając w czytelnika ilością fanservice, którą można porównać do tej z The Stick of Truth. Z drugiej przez tyle stron jakby zapomina, że czytelnik orientujący się w tych wszystkich odniesieniach chciałby szybciej wskoczyć w wir akcji. Dalej jest trochę lepiej, choć dla mnie rozwój wydarzeń był przewidywalny. Dopiero ostatnia 1/3 powieści nabrała takiego tempa, że siedziałem do północy, byle tylko doczytać do końca. Gdybym miał porównać większą część treści do czegoś znanego, to byłyby to książki o Langdonie autorstwa Dana Browna. W PO główny bohater – Wade – niczym profesor grany przez Toma Hanksa przemierza Oasis w celu rozwiązania tajemnicy Świętego Graala, jakim jest jajo Hallidaya. Oprócz licznych i bezpośrednich nawiązań (padają konkretne tytuły) do papierowych gier RPG, starych gier komputerowych, seriali, muzyki, filmów (chyba po raz pierwszy nie musiałem czytać ani jednego przypisu wyjaśniającego, o co chodzi) sama lektura budzi skojarzenia z klasykami cyberpunka, współczesnymi grami MMO, a nawet anime pokroju Sword Art Online.

Oprócz nawiązań i skojarzeń pod przykrywką s-f zawarto sporo ciągle aktualnych problemów. Izolacja od świata i poświęcenie się jakiemuś hobby to nic nowego, ale szczególnie głośno zaczęło się o tym robić, gdy panował boom na gry MMO. Co prawda obecnie ten gatunek nie jest tak popularny, jak 6 lat temu, ale zjawisko pozostało, zmieniają się tylko sposoby. Autor otwarcie wspomina m.in. o hikikomori, a jego postacie – odludki w rzeczywistości – są bohaterami i celebrytami wirtualnych światów. Żeby było zabawniej, koncepcja Oasis wcale nie jest taka wydumana i fikcyjna, jak się wydaje. Obok tradycyjnych gier MMO istnieją platformy pokroju Second Life (wydane w 2003 roku), których twórcy starają się dążyć mniej więcej do tego, co opisano w książce.

Generalnie każdy geek znajdzie tu coś dla siebie. Przykłady przechwalania się, kto osiągnął lepszy wynik, kłótnie o to, który film jest lepszy, albo że w grach oprócz umiejętności czasami jednak potrzebne jest szczęście (wątek z ćwierćdolarówką), a wszystko poparte tytułami, na których wielu z nas się wychowało lub o których słyszało. Pozostałe osoby orientujące się w popkulturze lub produkcjach sieciowych też niejednokrotnie uśmiechną się pod nosem, bo wiele fragmentów powieści zabrzmi znajomo.

Czasami miałem ubaw, że autorowi przy całym geekowym bagażu udało się pominąć jakąś drobnostkę, np. gdy Wade twierdzi, że oglądał wszystkie Star Treki, z jakiegoś powodu nie wspomniał o serii animowanej. Polskie tłumaczenie dorzuca kilka baboli od siebie – przede wszystkim literówki. Chociaż jakim cudem z Rebel Yell Billy’ego Idola udało się w polskiej wersji zrobić Rebel Uell, nie mam pojęcia. Największą bolączką jest chyba dla mnie to, że pierwsze 2/3 opowieści nie jest tak dynamiczne, jak pozostała część, ale jest to naprawdę czepialstwo z mojej strony i tylko dlatego zaniżam ocenę do 4+. Jeśli komuś tempo i stosunek akcji do fanservice w tych rozdziałach nie przeszkadza, to Player One jest bardzo dobrą, niekiedy przewidywalną powieścią z olbrzymimi pokładami nostalgii. Lektura obowiązkowa dla każdego geeka, zarówno zaawansowanego, jak i tego, który dopiero rozpoczyna swoją przygodę w takich klimatach (będzie wiedział, od czego zacząć).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz