wtorek, 16 lutego 2010

Post Mortem

Zauważyłem w sprzedaży stosunkowo niedawno grę Still Life 2. Zanim się za nią zabiorę, postanowiłem odświeżyć sobie poprzednie części, by zobaczyć, jak zniosły próbę czasu. Pierwszy w serii jest Post Mortem. Generalnie rzecz biorąc, nie kojarzę, by ta gra wywołała jakąś sensację. Wręcz odwrotnie. Kto się miał na nią natknąć, na pewno to zrobił, kto miał zagrać, to zagrał, a reszta i tak oleje sprawę.

Postacią, w którą wcielimy się na czas śledztwa, jest Gustav McPherson – prywatny detektyw z Nowego Jorku, który postanowił porzucić swą karierę i zająć się malarstwem w Paryżu. Mamy tutaj do czynienia z klimatem rodem z filmów noir. Intro przedstawia nam brutalne morderstwo jakiejś pary, zaś do naszych drzwi puka piękna nieznajoma, która zleca nam odnalezienie mordercy, sowicie przy tym płacąc. Jako że z malowania Gus nie jest w stanie się utrzymać, ofertę przyjmuje. Od tej pory gra jest nasza.

Śledztwo prowadzimy przede wszystkim rozmawiając ze świadkami, podejrzanymi i osobami, które mogą być powiązane ze sprawą na różne inne sposoby. Raz na jakiś czas trafi nam się łamigłówka (ta z proszkiem alchemicznym do tej pory mnie prześladuje). Konstrukcja samej gry pozwala na pewną swobodę w prowadzeniu dochodzenia oraz swego rodzaju nieliniowość. To od nas zależy w jakiej kolejności będziemy pozyskiwać informacje oraz jakie zakończenie otrzymamy. Problemem jest niestety to, że te założenia nie zawsze ze sobą współdziałają. Jeżeli zbieramy informacje w sposób przewidziany przez twórców, to w zasadzie niczego nie zauważymy. Natomiast gdy mamy fantazję zrobić to po swojemu, bardzo często natykamy się na dialogi o rzeczach, które dopiero mieliśmy odkryć, co ułatwia sprawę, ale też i spoiluje główny wątek.
 
Najmocniejszą stroną Post Mortem jest zdecydowanie klimat tworzony przez świetną muzykę i lokacje. Co prawda lokacje są w niskiej rozdzielczości i mogą tym niektórych odrzucać, ale to nie zmienia faktu, że bardzo dobrze pozwalają się wczuć w atmosferę Paryża z tamtych lat. Bardziej niż wspomniana niska rozdzielczość lokacji przeszkadzały mi modele postaci. Ich wygląd jest nieciekawy, a animacja cokolwiek pokraczna. W jednej scence, gdy Gus chce pocałować Bebe na pożegnanie, miałem wrażenie, że postacie się wręcz połamią.

Wersja, w którą grałem, jest w pełni spolszczona. Rewelacji nie ma, po prostu dobrze zagrane dialogi oraz dobrze przetłumaczony tekst. Jednakże kwestie mówione rozbiły się niczym fala o skałę na mechanizmie zbierania informacji. Gdy klikamy na kolejne pytania, jakie chcemy zadać przesłuchiwanej osobie, to odnosi się wrażenie, że każde zdanie było nagrywane osobno. Co w sumie jest bardzo prawdopodobne, zważywszy na fakt, iż mogą być one odtwarzanie w różnej kolejności. Niestety przejawia się to nienaturalnymi zmianami tonu wypowiedzi.

Ocenianie takiej gry to dla mnie bolączka, gdyż darzę ją sentymentem. Tak więc ocena będzie podwójna: sentymentalna 4 i obiektywna 3. Miłośnicy przygodówek, zwłaszcza tych z wątkiem detektywistycznym, z pewnością powinni przynajmniej spróbować Post Mortem. Nie jest ona specjalnie trudna, a do tego potrafi zrelaksować muzyką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz