O ile fani poprzedniej części cenią sobie TSL, o tyle patrząc na branżę ciężko nie odnieść wrażenia, iż ta gra jest traktowana jak czarna owca. Wrażenie to potęguje fakt, iż w oficjalnym timeline MMO The Old Republic wydarzeń z KotORa 2 nie uwzględniono. Z jednej strony rozumiem ten zabieg, gdyż ta gra jednak sporo miesza w lore, a z drugiej nie bardzo, gdyż odrzucono źródło z ogromną liczbą pomysłów na misje i nawiązania. Nie pomaga też stan, w jakim pierwotnie ją wydano. Jest to jeden z najbardziej pośpiesznie wydanych tytułów, a o ilości wyciętej zawartości do dziś mówi się na forach. Najbardziej współczuję tu braciom konsolowcom, którzy nijak nie byli w stanie naprawić swoich egzemplarzy. PCtowcy są w lepszej sytuacji, gdyż po wydaniu ostatniego oficjalnego patcha (nie żeby było ich jakoś wiele, bo raptem 4, z czego tylko 2 służyły naprawie błędów, pozostałe 2 poprawiają jakość filmów i muzyki) moderzy wzięli sprawę w swoje ręce. Dzięki ich wysiłkowi gra oferuje więcej zabawy. Niniejszy wpis powstał w oparciu o grę wzbogaconą o mod TSL Restored Content Mod.
Historia rozpoczyna się 5 lat po wydarzeniach z pierwszej części. W prologu mamy możliwość pokierować poczynaniami znanego nam już droida T3-M4. Okazuje się, że dryfuje on na pokładzie uszkodzonego Ebon Hawka gdzieś na rubieżach galaktyki. Jak do tego doszło? Co się stało z załogą, albo co ważniejsze, co się stało z galaktyką przez te 5 lat? Na to ostanie pytanie mogę w zasadzie odpowiedzieć i nie będzie to spoiler. Galaktyka wciąż nie może pozbierać się po wojnach: mandaloriańskiej oraz tej z Revanem. Echo tych wydarzeń wciąż przebrzmiewa w nawet najmniej istotnych częściach galaktyki. To, co zostało z zakonu Jedi, rozpierzchło się na wszystkie strony. Republika chyli się ku upadkowi. Niedobitki Mandalorian walczą o przetrwanie. Nieliczni Sithowie przemierzają kolejne sektory, siejąc strach i zniszczenie, najwyraźniej szukając czegoś... W całym tym zamieszaniu przyjdzie nam wcielić się w wygnańca, który swego czasu sprzeciwił się radzie Jedi i ruszył za Revanem na wojnę, by powstrzymać Mandalorian. Po powrocie ów osobnik został wygnany, czego rezultatem była jego nieobecność przez 5 kolejnych lat. W wyniku dość osobliwego zbiegu wydarzeń wygnaniec powraca. On sam chce uzyskać odpowiedzi na pewne pytania, ale galaktyka nie pozostanie obojętna na jego obecność i na każdym kroku będzie mu przypominać o jego wojennej przeszłości.
Jeśli brać pod uwagę wydźwięk tej opowieści, to jest to chyba jedna z cięższych klimatem oraz najbardziej ponurych i przygnębiających historii w uniwersum Star Wars. Wręcz do tego stopnia, że kiedy słucha się ostatnich dialogów i ogląda ostatnie sceny, to charakterystyczny motyw zamykający każdą produkcję gwiezdno-wojenną wydaje się być zbyt radosny i nie na miejscu. Atmosfera panująca w trakcie rozgrywki może też nieco odpychać przeciętnego fana uniwersum, jeśli jednak z tego powodu odrzuci on grę, popełni wielki błąd. Różnica w ciężkości między poszczególnymi częściami wynika z tego, które studio robiło daną część. Za pierwszą odpowiada Bioware znane z historii wywołujących emocje, ale z natury lekkich i na tyle uniwersalnych, że łatwo przyswajalnych dla każdego. Za The Sith Lords odpowiada Obsidian, którego gry nie zawsze są dopracowane technicznie (w przypadku takiego Alpha Protocol to wręcz nadużycie słowne), ale zawarte w nich opowieści są dojrzalsze, głębsze i tak też traktują odbiorcę.
W mechanice rozgrywki zaszło kilka poważnych zmian. Pierwsza część gry skupiała się przede wszystkim na naszej postaci. Towarzysze służyli raczej jako uzupełnienie umiejętności oraz jako pionki w walkach. Tutaj wielokrotnie dochodzi do sytuacji, w których jedna z postaci towarzyszących jest zdana sama na siebie. Wymusza to na graczu dbanie o każdą z nich, umiejętny rozwój oraz inwestowanie w sprzęt. Kolejną nowinką jest wprowadzenie stylów walki dla postaci Jedi. Każdy z nich ma zastosowanie dla innego rodzaju walki. Szkoda tylko, że gra nie zapamiętuje ostatnio wybranego stylu i zawsze go przełącza na defaultowy. Na niskim poziomie trudności nie ma to większego znaczenia, lecz na wyższych trzeba uważać. Następną zauważalną zmianą jest crafting. W poprzedniej części praktycznie go nie było, jeśli nie liczyć możliwości montowania podstawowych modyfikacji w przedmiotach. Obecnie każda z modyfikacji występuje w kilku wariantach. Do tego przedmioty można rozkładać na części/chemikalia i tworzyć z nich własne. Dzięki temu zabiegowi da się zaoszczędzić sporo kredytów na zakupie zaopatrzenia.
Lokacje, które przyjdzie nam odwiedzić, są zróżnicowane, ale wielkością nie odbiegają od tego, do czego nas przyzwyczaiła jedynka. Moc zaprowadzi nas zarówno w miejsca znane z oryginału, czy dodatkowe obszary w starych miejscach, jak i zupełnie nowe. Wszędzie daje się odczuć ponurą, zawiesistą atmosferę i nerwówkę związaną z obecnymi, powojennymi czasami. Nie brakuje tu postaci dopełniających tego wrażenia: biedaków próbujących przeżyć, skurwieli wykorzystujących sytuację, żołnierzy starających się zapanować nad tym bałaganem itd.
Graficznie niewiele się zmieniło. Można miejscami odnieść wrażenie, że wręcz zmniejszono liczbę detali, ale to raczej efekt zastosowania bardziej stonowanych kolorów. Animacja stoi na tym samym poziomie (odrobinę koślawym w przypadku modeli postaci), więc nie ma się co rozpisywać. Z oprawą dźwiękową jest podobnie. Pojawiło się wielu nowych aktorów, kilku powróciło w starych rolach. Jedyne, co mogę napisać, to że głos Bao-dura zwyczajnie mnie wkurza. Ni cholery nie brzmi jak weteran wojenny.
Pora wspomnieć o tym, co w tej grze najgorsze, czyli bugi. Pomimo czterech oficjalnych patchy oraz ogromnej liczby modów dostępnych w sieci, gra wciąż potrafi się wywalić losowo na pulpit lub zwyczajnie zwiesić. Na dzień dobry będziecie musieli obejść brak rozdzielczości panoramicznych. Aby uzyskać do nich dostęp, trzeba ściągnąć odpowiedni fanowski patch. Teraz dowcip polega na tym, że KotOR miał 2 takie patche: jeden do obrazu, drugi do interface’u. KotOR 2 zawiera tylko ten pierwszy, przez co interface będzie nienaturalnie rozciągnięty (a i to należy dorzucić łatkę poprawiającą zachowanie minimapy, inaczej ta nie jest odświeżana w nowej rozdzielczości). Do tego trzeba doliczyć postacie blokujące się na drobnych przeszkodach, opóźnione reakcje na próby interakcji z otoczeniem, wspomniany wyżej brak zapisu wybranego stylu walki, blokujące się niekiedy skrypty oraz błędy przy wczytywaniu lokacji (to ostatnie zdarzało mi się notorycznie na Onderonie). Oczywiście istnieje szansa, że nie traficie na żaden z tych błędów, ale i tak polecam zapisywanie stanu gry jak najczęściej.
Gdybym miał ocenić grę na podstawie samego scenariusza, dałbym bez wahania 5+. Niestety gra to nie tylko scenariusz, więc jeśli ktoś nie jest wystarczająco cierpliwy (a trzeba przyznać, iż akcja rozwija się powoli) i nie jest w stanie wybaczyć wszystkich potknięć technicznych (bo jednak potrzeba trochę zachodu, by znaleźć wszystkie potrzebne mody i patche), może się zniechęcić. Dla takich osób będzie to gra na 4. Niezależnie od tego, czy stawiacie ocenę za scenariusz, czy za całość, jeżeli gracie w komputerowe RPGi i lubicie Star Wars, The Sith Lords jest tytułem, którego trzeba przynajmniej spróbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz