Tom zamykający trylogię Millennium.Historia zaczyna się w momencie, w którym zostawiła nas „Dziewczyna, która igrała z ogniem”. Przeszłość Lisbeth ponownie wyciąga po nią swe szpony. Ludzie, którzy z jej dzieciństwa zrobili piekło wracają, by skończyć z nią na dobre i nie zawahają się, by rozprawić się z każdym, kto stanie im na drodze. Oczywiście to nie powstrzymuje Mikaela Blomkivsta, który postanawia ujawnić wszystko, niezależnie od tego, ile struktur państwowych miałby pogrążyć.
Lubiłem pierwszy tom przede wszystkim za pomysł na fabułę, dobrze mi się go czytało. Ale gdybym miał wskazać najlepszy tom (jako całość) trylogii, byłby to Zamek (co automatycznie stawia drugi tom na ostatnim miejscu). W tej książce jest wszystko, co potrzebne, by czytelnik z wypiekami na twarzy przerzucał kolejne strony. Mamy śledztwa, piętrzące się intrygi, spiski, zacieranie śladów oraz dramat sądowy. W przeciwieństwie do poprzednich części, tutaj nie ma budowania podstaw fabularnych przez 100-200 stron. Powieść rusza z kopyta już od pierwszych słów. Sporadyczne spowolnienia zdarzają się, gdy pojawia się jakaś nowa postać, lub gdy autor wypełnia luki czasowe między niektórymi wydarzeniami, ale zazwyczaj nie trwa to dłużej niż 20-30 stron i trafia się na tyle rzadko, że zmianę tempa można określić jako naprawdę subtelną. Najzabawniejsze jest to, że im mniej się w tej książce dzieje, tym szybciej się ją czyta. Przez końcową rozprawę sądową (około 100 stron) przelatuje się w takim tempie, że kartki się palą. Jedyną wadą (o której wspominam raczej pro forma, nie rzutuje ona na ocenę książki jako takiej) jest to, iż TRZEBA znać wydarzenia z nieco słabszej Dziewczyny, która igrała z ogniem. Nie zmienia to faktu, iż Zamek to pozycja obowiązkowa tak dla fanów trylogii, jak i kryminałów ogólnie. Moja ocena: 5.
Zgodnie z tradycją poprzednich wpisów osobny akapit należy się szwedzkiej adaptacji w wersji standardowej. Muszę przyznać, iż tym razem zostałem pozytywnie zaskoczony. Film nawet w krótszej wersji jest na tyle zwięzły, że osoba, która nie czytała książki, połapie się we wszystkich wydarzeniach. Naturalnie wprowadzono sporo zmian, wycięto też całe wątki poboczne (jak choćby wątek Eriki i jej pracy, czy Mikaela i Moniki). Jest to normalny zabieg, którego nie da się przeskoczyć przy adaptowaniu powieści, ale widowisko zdecydowanie lepiej (choć nie tak dobrze, jak amerykańska adaptacja pierwszego tomu) trzyma się chronologii wydarzeń z książki. Niestety kiepsko maskuje fakt istnienia wersji rozszerzonej, np. Mikael w jednej z rozmów odnosi się do spotkania, którego w filmie nie ma.
Nie podobał mi się kompletny brak emocji ze strony aktorki grającej siostrę Mikaela – Annikę Giannini. Nie dość, że scena kradzieży z jej udziałem została złagodzona, to jej reakcja przypomina raczej, jakby ktoś przez przypadek popchnął ją na chodniku. Szkoda też, że film nie potrafi utrzymać napięcia poszczególnych wydarzeń z książki. Muzyka stara się to nadrobić po swojemu (i jak zwykle jest bardzo fajna, stonowana i klimaciarska), ale sama tego ciężaru nie udźwignie.
Gdyby nie te mankamenty, dałbym z czystym sumieniem 4, gdyż ten film naprawdę ogląda się lepiej, niż poprzedni. Moja ocena: 3+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz