Wyobraźcie sobie postać Amazonki z mocno przeinaczonej mitologii greckiej, z lassem prawdy, bransoletami odbijającymi pociski, niewidzialnym samolotem, diademem zachowującym się jak bumerang oraz obracającej się w towarzystwie Supermana i Batmana… Jasne, dla wielbicieli komiksów to nic nowego, ale ktoś spoza fandomu po usłyszeniu takich informacji stwierdzi, że kogoś nieźle pokręciło. Prawdopodobnie jest to też jeden z powodów przyczyniających się do opóźnień/wahania nad wypuszczeniem pełnometrażówki z WW w roli głównej. No bo jak przeciętnemu widzowi sprzedać worek tak absurdalnych pomysłów (na ich tle techno-Asgard z marvelowego cinemaverse to wręcz ostoja realizmu)? Otóż da się, jeśli poważnie potraktujemy widza.
Wonder Woman to film z 2009 roku, bazujący na motywach Gods and Mortals z komiksu z 1978. Jeśli odciąć się od pierwowzoru, to widowisko można określić jako origin postaci. Niezależnie od tego, jak absurdalnie brzmiał mój wstęp, w trakcie oglądania wszystkie te dziwne pomysły wskakują na swoje miejsce i naprawdę pasują do wykreowanego świata. No dobra, przyznam, że niewidzialny samolot trochę mnie bawił, bo przywykłem do późniejszych wersji Diany, które już go nie posiadały lub rzadko korzystały. WW całe życie spędziła wśród Amazonek, więc jej pierwsza wizyta w naszym świecie będzie miała swoje konsekwencje. No i tu dochodzimy do treści, która z jednej strony porusza naprawdę dojrzałe i poważne tematy, jednak z drugiej przedstawia je pod postacią kontrastujących ze sobą, przerysowanych stereotypów. Przerysowanych do tego stopnia, że dla niektórych wręcz niestrawnych, przez co od filmu pewnie się odbiją.
Ja nie zdążyłem. Seans trwający lekko ponad godzinę wciągnął mnie tak bardzo, że olałem wszystkie jego wady. Tak – postacie i sytuacje mogą być zanadto przerysowane. Tak – jest kilka niekonsekwencji w prowadzeniu akcji oraz brak wyjaśnienia paru drobiazgów. Tak – czuć, że akcja miejscami pędzi na złamanie karku, zaś długość poszczególnych segmentów nie każdemu się spodoba. Mimo to bawiłem się naprawdę świetnie. Urzekła mnie pierwszorzędna animacja, dobra muzyka, doborowa obsada (m.in. Nathan Fillion, Alfred Molina, John DiMaggio, Tara Strong, czy Rosario Dawson) oraz, pomimo przerysowania, dorosłe postacie z dorosłymi problemami. Dodatkowo ani przez moment nie czułem, że oglądam coś, co przesadnie ogłupiono na rzecz najmłodszych. Ba, są tam dowcipy i sytuacje, których w pewnym wieku się nie wyłapie, a sami twórcy nie stronili od przemocy i rozlewu krwi. Jeżeli ktoś chciałby zapoznać się z postacią Wonder Woman choćby pobieżnie, zanim duet DC/WB na dobre rozkręci swoje kinowe uniwersum, ten film jest do tego idealny. Moja ocena: 5-.
poniedziałek, 23 marca 2015
wtorek, 17 marca 2015
Assassin’s Creed: Rogue
Po raz pierwszy w serii muszę też ponarzekać na muzykę – w ogóle nie zapada w pamięć. Szanty to w większości kopia BF, a w menu najbardziej charakterystyczny jest remiks motywu przewodniego rodziny Auditore. Choć co on właściwie tutaj robi – nie mam pojęcia. Jedyny utwór, który naprawdę znakomicie
Rogue to przedziwna bestia. Nie wiadomo, do kogo skierowana. Od strony grywalnej stanowi idealne podsumowanie serii przed skokiem w nowsze, jaki stanowi Unity. Tyle że osoby, które grały we wszystkie poprzednie części, mogą się tutaj nudzić, bo poza obroną przed zamachowcami / przechwytywaniem asasynów nie ma tu absolutnie niczego nowego. Od
Jako gra, Rogue zasługuje na 4, pod warunkiem, że akceptujemy go z jego całą zawartością (lub jej brakami) i absolutnie olejemy DLC przyśpieszające. Jak ktoś chce więcej Black Flag, również powinien spróbować. Natomiast ludzie, którzy odpadli z serii jeszcze przed BF, mogą dać szansę, bo a nuż coś ich zaskoczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)