niedziela, 11 grudnia 2016

Party Hard

Jest trzecia rano, chcesz spać, ale impreza sąsiadów jest tak głośna, że to zwyczajnie niemożliwe. Pora ich uspokoić… permanentnie.

Założenie fabularne jest zdecydowanie najsłabszą stroną Party Hard. I nawet nie chodzi o to, co napisałem wyżej, bo gdyby się trzymać tylko tego (i przewrotnego poczucia humoru dialogów: Te wszystkie zwłoki przyprawiają mnie o deprechę…), byłoby w porządku. Sęk w tym, że tło przewijające się pomiędzy poszczególnymi poziomami jest jak dorabianie ideologii do wypróżniania się. Poziom bełkotu jest mniej więcej ten sam, co w pierwszym Postalu, tylko tu jest bardziej nachalny.

Jeśli jednak olejemy sobie całą sprawę i skupimy się na samej rozgrywce – to zupełnie inna bajka. W tym wariancie otrzymujemy całą masę rzezi i multum możliwości do jej przeprowadzenia. Większość poziomów (12 z kampanii + 7 dodatkowych i jeden z darmowego DLC) zawiera pewne elementy generowane losowo. Możliwe, że wszystkie, ale kilka z nich ładowało mi się zawsze w takiej samej konfiguracji, niezależnie od liczby podejść, więc nie jestem w stanie tego potwierdzić. Losowość przejawia się w postaci dostępnych pułapek i przedmiotów, jakie możemy znaleźć. Niestety, to potrafi mieć duży wpływ na przebieg danej imprezy. Zdarzyło mi się, że na party z okazji Halloween na środku parkietu pojawił się… koń. W tak zatłoczonym miejscu to prawie jak przycisk „I win!”, bo zwierzę można zdenerwować, a ono zajmie się wszystkimi, którzy stoją za blisko kopyta. W innych sytuacjach brak jakiegoś przedmiotu, albo pułapki potrafi wydłużyć pobyt w danym miejscu lub wręcz przyczynić się do zaliczenia wtopy i powtórki.

Niezależnie od ułatwiaczy, gra potrafi być bezlitosna. Trzeba być naprawdę precyzyjnym i szybkim, żeby nikt nas nie zobaczył w akcji. Tutaj sporadycznie można trafić na buga, który sprawia, że pomimo braku świadków policja i tak nas goni. Podejrzewam, że to kwestia znalezienia się zbyt blisko zwłok w złym momencie. Trupy czasami można chować, a niekiedy mamy też opcję takiego zabicia, że ciało samo znika (rzucanie ludzi za burtę, prosto w szczęki wygłodniałego rekina). Nawet jeśli zostawimy nieboszczyka na widoku, może to nam ujść na sucho, pod warunkiem, iż nie było świadka zbrodni, a od ciała uciekliśmy odpowiednio daleko, zanim ktoś je znalazł. Z imprezy może nas zabrać policja, agenci FBI, albo ochrona. O ile przed policją lepiej uciekać (jeśli nadużyjecie ukrytych przejść, przyjdzie pan Marian i je zablokuje), o tyle przedstawicieli pozostałych grup łatwiej wyeliminować własnoręcznie. Jednak przy planowaniu (którego momentami nie powstydziłaby się seria Commandos) musimy uważać, żeby potem nie wleźć we własne sidła, bo zginąć tutaj to kwestia chwili nieuwagi. No chyba że lubicie chaos, niekiedy dostępna jest opcja zadzwonienia po kogoś, kto może namieszać, np. zombie (przychodzi para zombie i zaczyna jeść gości).

Zapewne już wam się rysuje pewien obraz gry, skoro wspomniałem o łatwych zejściach oraz powtarzaniu lokacji. Każdą balangę da się rozegrać w 10-15 minut (absolutny rekord to autobus, który da się zaliczyć w minutę), co całościowo nie świadczy dobrze o długości gry… prawie. Party Hard to jeden z tytułów zaprojektowanych pod wielokrotne przechodzenie tej samej zawartości, śrubowanie wyników (każdy poziom jest punktowany) oraz zdobywanie osiągnięć, z zapisywaniem stanu pomiędzy rozwałkami. Przy czym twórcy musieli zdawać sobie sprawę, że nie każdemu będzie chciało się powtarzać ukończony fragment, a samych dodatków może nie być za wiele w przyszłości, bo udostępnili solidny edytor pozwalający na projektowanie własnych poziomów.

Graficznie Party Hard zrealizowano w popularnym obecnie stylu pixel art. Z jednej strony zapewniono ogromną masę detali nadających grze klimatu. Ludziki niby mają tylko po te kilkanaście pikseli, ale gdy jakaś para idzie w ustronne miejsce, ich pozycja nie pozostawia wątpliwości odnośnie tego, co robią. Z drugiej strony kolorystyka potrafi zaleźć za skórę, bo w pewnych sytuacjach sprawia, że widok na ekranie jest nieczytelny. Do tego należy dodać problemy z przenikaniem, przez które postacie potrafią schować się np. za czymś wiszącym na ścianie, oraz fakt, że po godzinie grania i gapienia się w setki ruchomych figurek oczy zaczynają boleć.

Całość okraszono syntezatorową ścieżką dźwiękową nawiązującą do lat osiemdziesiątych. Szkoda tylko, że utworów nie ma za wiele, a ich powtarzalność oraz zapętlenie mogą zacząć irytować przy dłuższych sesjach z grą.

Jeżeli lubicie gry nadające się na krótkie sesje, w których można pokombinować, z punktacją do przebijania, a przy tym nie odstrasza was tematyka oraz wymagana doza refleksu, warto spróbować Party Hard, zwłaszcza w przecenie. Bawiłem się przy niej dobrze (a nie wspomniałem nawet o trybie kooperacji, czy integracji z serwisami streamowymi, pozwalającej widowni na udział w naszej grze) i tak naprawdę krwi napsuły mi (nie za dużo, ale jednak) babole graficzne oraz absurdalne sytuacje kreowane przez losowość. Na szczęście jedno i drugie zdarzało się rzadko. Moja ocena: 4-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz