Doug Walker jako Bum zacząłby recenzję w następujący sposób: Oh my god, this is the greatest movie I’ve ever seen in my life. Niestety ja nawet gdybym chciał zrobić parodię recenzji tego filmu – nie dałbym rady. Całe widowisko pozostawiło we mnie uczucie niedosytu, ale po kolei.
Film zaczyna się pseudo mądrą gadką na temat dwojga ludzi, którzy nawet rozdzieleni przez czas, odnajdą się. Niestety nie ma w tym ani krzty niepokoju, jaki powodowała muzyka z gry The Sands of Time i słowa księcia wypowiadane w trakcie: Most people think time is a river that runs swift and sure in one direction... Na dodatek w filmie mamy też historię sieroty – Dastana – przygarniętej przez Szaramana. Dlaczego od razu nie uczynić go księciem? Że niby odarłoby go to z mistycyzmu (wedle którego zwykły żebrak został wybrany do wielkich czynów) oraz umiejętności akrobatycznych? No ale dobra, tu się ewidentnie czepiam – po prostu dali chłopakowi nieco inne korzenie, ale reszta się tak pi razy drzwi zgadza. Jest atak na jakieś miasto, jest jego księżniczka oraz sztylet czasu. Co ciekawe – w grze już w pierwszych chwilach wiadomo, kto jest naszym adwersarzem, a w filmie jest to ciut zagmatwane. Żeby było zabawniej – akcja pędzi na złamanie karku właśnie do momentu pełnego ujawnienia tożsamości zdrajcy. Zaraz potem zaczyna spowalniać i ostatnie 40 minut (pomimo iż naładowane akcją) zwyczajnie się wlecze.
Prince of Persia bardzo, ale to bardzo będzie kojarzyć się z Piratami z Karaibów. Nie chodzi nawet o to, że to ta sama wytwórnia, czy producent. Sposób prezentacji postaci na początku jest jakiś taki podobny – mały Dastan, szybka akcja i bum, 15 lat później widzimy już właściwego księcia. W niemal identyczny sposób pokazano pierwsze spotkanie Willa Turnera i Elizabeth Swan.
Film jest ciekawą mieszanką pomysłów z niemal wszystkich gier. Przynajmniej ja miałem skojarzenia z Prince of Persia 2: Shadow and Flame, The Sands of Time, Warrior Within, The Two Thrones oraz Prince of Persia z 2008. Są to w dużej mierze szczegóły i szczególiki, ale zauważalne. Zastanawiam się, czy było to zamierzone, czy nie. Odnośnie tych szczegółów - należą się za nie ogromne brawa. Zdjęcia, lokacje, kostiumy, broń, efekty – wszystko dopieszczono, jak się tylko dało. Wizualnie jest to po prostu uczta dla oczu. Cofanie czasu pokazano po prostu rewelacyjnie.
Postacie są na tyle wyraziste, że zapadają w pamięć. Zwłaszcza Dastan, Tamina i Amar. Jest sporo humoru, a jego poziom przypomina (znowu) Piratów z Karaibów. Książę sam w sobie sprawia wrażenie wypadkowej między Jackiem Sparrowem i Willem Turnerem.
Zakończenie, pomimo iż podobne do tego z gry, nie satysfakcjonuje. Z jednej strony dobrze, że nawiązali do gry na tyle, by móc stworzyć filmowy sequel. Z drugiej odnosi się wrażenie, że twórcy nie do końca chcieli się odnosić do tejże gry i woleliby zrobić to po swojemu. To niezdecydowanie daje się odczuć przez większość filmu. Podróż, jaką mają odbyć Dastan i Tamina, wedle historii filmu jest długa. Ba, w samym filmie pada kwestia, że od tygodnia (czy dwóch) się ich szuka. Natomiast widz za cholerę nie ma tego wrażenia, że ich wędrówka faktycznie już tyle trwa. Próbowano dodać ujęcia podróży a’la Władca pierścieni, lecz również wyszło to jakoś bez polotu. Stąd też przeświadczenie, że im bliżej końca, tym wolniej wszystko się dzieje, a gdy się wreszcie kończy – bez emocji wychodzi się z kina. Jeśli ktoś grał w Piaski czasu, zapewne pamięta, jakie wrażenie robiły ostatnie słowa księcia do Farah i genialnie wpasowana piosenka: Time Only Knows. W filmie tego impetu, tego uczucia niesamowitości opowieści zwyczajnie nie ma. W przypadku znajomości komputerowej wersji trylogii o Piaskach czasu, widz wie, że to nie koniec, ale go to zupełnie nie rusza.
Moimi głównymi zarzutami w kierunku tej produkcji nie są niezgodność imion, czy niektórych wydarzeń. Moimi zarzutami jest brak jakiejkolwiek zażyłości między widzem, a postaciami; brak jakichkolwiek emocji na koniec filmu (ot, skończył się – tyle); brak tego dreszczu przy przeżywaniu przygody. Jest to film, jaki zaczynamy oglądać całym sobą, aby na jego koniec zupełnie zobojętnieć. Ciężko ocenić coś takiego. Książę Persji ma swoje zalety, ale nie wykorzystano jego potencjału. Uważam, iż film zasługuje na 3 w skali szkolnej.
P.S. Brak jakiegokolwiek opisu muzyki wiąże się z tym, że nic ze ścieżki dźwiękowej nie zapadło mi w pamięć, ergo podpada pod nijakość niektórych z wymienionych elementów.
piątek, 21 maja 2010
poniedziałek, 17 maja 2010
Batman: Arkham Asylum
Jest kilka gier wykorzystujących postacie
Wróćmy jednak do Bruce’a i najnowszej odsłony jego przygód. Batman po raz kolejny łapie Jokera i sprowadza go do Arkham Asylum, które to miejsce zaczynało jako szpital dla psychicznie chorych, a ostatecznie dorobiło się oddziału dla super łotrów. Poza Jokerem zazwyczaj przebywają tam takie osobistości jak Poison Ivy,
Grę można podzielić na 2 części – eksplorację i walkę. W obu przypadkach potrzebne nam będą batgadżety. W trakcie zwiedzania pomogą nam dotrzeć do miejsc, do których normalnie nie moglibyśmy ani dojść, ani doskoczyć. Z kolei w walce przydadzą się do obezwładniania przeciwników.
Słowo płynnie znalazło się tam nie bez przyczyny. Otóż każdy pierwszy atak inicjuje sekwencję. Im więcej naszych ciosów trafi, tym potężniejsze stają się kolejne z nich. Wystarczy jednak, gdy jakiś zbir nam przyłoży, albo sami przerwiemy combo, wtedy licznik spada do zera i trzeba go napełniać od nowa. Warto to robić,
Innym sposobem na zdobywanie punktów doświadczenia jest rozwiązywanie zagadek Riddlera rozrzuconych po całej wyspie. Zagadki same w sobie są banalne, bo w zasadzie ograniczają się tylko do odnajdywania
Na teren naszych działań składa się kilka budynków oraz obszarów łączących (tunele,
Dopełnieniem świetnej całości jest oprawa dźwiękowa. Począwszy od kapitalnej muzyki, przez dźwięki otoczenia (tutaj nawet woda spadająca na płaszcz Batmana robi wrażenie, a odgłosy ciosów nadają im ciężkości), na kwestiach mówionych skończywszy. Same dialogi napisane są po prostu genialnie: Joker
Jeśli interesuje Was, jak wyglądałoby połączenie Nolanowskiego realizmu z groteską Burtona i głosami z serii animowanej, to macie okazję. Polecam tę grę zarówno wielbicielom Batmana, jak i miłośnikom gier akcji TPP. Co prawda może pozostawić jakieś uczucie niedosytu, ale nadal nie zmienia to faktu, że jest to tytuł na 5+ w skali szkolnej.
sobota, 8 maja 2010
Seks w grach
Wpis zawiera spoilujące filmiki/opisy fragmentów gier Mass Effect 1-2, Dragon Age.
Do napisania tego tekstu zainspirował mnie poniższy artykuł:
http://polygamia.pl/Polygamia/1,96455,7840680,Wirtualny_seks.html
Tekst sam w sobie chodził mi po głowie już jakiś czas, ale wspomniany artykuł był tym bodźcem, którego potrzebowałem, by wreszcie nad tym przysiąść. Nie zamierzam analizować głupoty ludzi, którzy są świątojebliwie oburzeni nagością/seksem/erotyką w grach. Większości z tych konserwatywnych baranów i tak nie przekona się, że gry są nie tylko dla dzieci (taa, podobny szok przeżyli dorośli w Polsce, gdy okazało się, że anime zawiera taki podgatunek jak hentai). Mnie zastanawia raczej postawa twórców gier, a najlepszym przykładem będzie Bioware.
Roku pańskiego 2007 ukazał się Mass Effect. Wraz z nim wielka afera o nagie pośladki kosmitki i do tego baraszkującej z ludzką kobietą! Nie kojarzę, czy dokładnie o to była cała draka, czy może o goliznę jako taką. W tym momencie nie ma to też większego znaczenia – było głośno. Co prawda scena była zrobiona ze smakiem i dobrze podsumowywała budowanie związku z gry, ale czy to obchodziło kaczki dziennikarskie? Ni cholery. Poniżej przykład kombinacji, do jakiej można doprowadzić: żeńska postać gracza, oraz wspomniana wcześniej kosmitka – asari – Liara.
I co, istna Sodoma i Gomora? Wedle specjalistów od durnologii stosowanej na pewno. Kilka lat przed tym incydentem było GTA: San Andreas i słynne Hot Coffee. Tylko między Rockstar a Bioware jest jedna znacząca różnica: Rockstar ma to wszystko w dupie. Dalej robi gry oznaczone 18+ i zapełnia je treściami, które są dla tej grupy wiekowej przeznaczone. I chwała im za to. A co z Bioware? Bioware grzecznie podkuliło ogon. Scena miłosna w ME2 została ‘ubrana’.
W porównaniu do ME1 to nagości w zasadzie tam nie ma, a powyższy filmik jest najodważniejszym wariantem w całej grze (Jack nie liczę, bo ją samą ledwie widać spod jej tatuaży). Drugi przykład – scena erotyczna w Dragon Age – tu nie ma niedomówień, czy delikatnych pieszczot rodem z ME2, widać 2 postacie splecione w miłosnym uścisku.
Tylko dlaczego w bieliźnie, do cholery?! Nie chodzi mi o to, by z RPGów robić japońskie porno symulatory. Mam te grubo ponad 18 lat, ale wedle producenta i tak mogę się zgorszyć kawałkiem animowanego cycka? Litości… Najgorsze jest to, że Bioware ma jakąś tendencję do pogłębiającej się autocenzury. Gry były wydawane w tej kolejności: Mass Effect (scena erotyczna, obie postacie kompletnie nagie), Dragon Age (scena erotyczna, obie postacie w bieliźnie), Mass Effect 2 (scena… jakiś tam zaczątek miłosnych igraszek, Miranda rozpina górną część swojego kombinezonu, Jack w tych swoich tatuażach i bieliźnie i tak już więcej nie odkryje, pozostałe opcje kończą się w zasadzie w momencie zbliżenia). Mam wrażenie, że w Mass Effect 3 całe nasze zaangażowanie w budowanie relacji z wybraną postacią zostanie skwitowane pocałunkiem i gasnącym światłem.
Z innych gier mieszczących się w tym przedziale wiekowym wymieniłbym Fallout 3 i Age of Conan. W obu można znaleźć odniesienia do seksu, ale to tyle. Dlaczego tak skąpo? W Fallout 2 można było nawet zostać gwiazdą porno, a w sequelu już nie? Już Fable, które było dozwolone od 16 lat, miało tu do powiedzenia więcej, niż wspomniane F3 czy AoC. Jak widać jest to tylko i wyłącznie kwestia podejścia. Z aspektem erotycznym dobrze sobie też radzi nasz rodzimy Wiedźmin, który podchodzi do tematu na 2 sposoby: humorystyczny – jak spotkanie z jedną z niewiast w młynie (wioska przed Wyzimą) oraz poważny – gdy chodzi o związek Geralta z Triss/Shani.
Tak jak mówiłem, nie chodzi o robienie z gier porno symulatorów (bo takie już są i jest to osobna kategoria), ale nie ugrzeczniajmy treści, które są z założenia dla dorosłych. To że jakieś konserwatywne oszołomy biorą prysznic z zamkniętymi oczami, bo boją się/wstydzą nagiego ciała, to ja też mam udawać, że erotyka, seks i pochodne zagadnienia nie istnieją tak w grach, jak i rzeczywistości? Takiego wała! Drodzy autorzy gier, jeśli tworzycie coś dla dorosłych, to korzystajcie z całej różnorodności tematów, jaką ta grupa wiekowa oferuje. Nie traktujcie graczy 18+ jak dzieci zamkniętych w dojrzałych ciałach (choć takie egzemplarze też się trafią). Nie bójcie się przeciwstawić niedojrzałości ujadających pseudo moralistów. Seks to naturalna część naszej egzystencji. Jeśli staracie się naśladować rzeczywistość, a omijacie zbliżenia cielesne szerokim łukiem, bo boicie się [wstaw powód, prawie na pewno będzie się zgadzać], to Wasza historia traci na wiarygodności. I znowu – Dragon Age – gra, która porusza wątki rasistowskie, jest cholernie brutalna, przeznaczona docelowo dla dorosłych odbiorców, zawiera scenę erotyczną w bieliźnie… Bo oczywiście nasz zabijaka umarłby na widok kompletnie nagiego ciała… Autorzy, nie tędy droga. Jak już zabieracie się za grę dla 18+, to nie pomijajcie niczego i bądźcie w tym konsekwentni. Rzekłem.
Do napisania tego tekstu zainspirował mnie poniższy artykuł:
http://polygamia.pl/Polygamia/1,96455,7840680,Wirtualny_seks.html
Tekst sam w sobie chodził mi po głowie już jakiś czas, ale wspomniany artykuł był tym bodźcem, którego potrzebowałem, by wreszcie nad tym przysiąść. Nie zamierzam analizować głupoty ludzi, którzy są świątojebliwie oburzeni nagością/seksem/erotyką w grach. Większości z tych konserwatywnych baranów i tak nie przekona się, że gry są nie tylko dla dzieci (taa, podobny szok przeżyli dorośli w Polsce, gdy okazało się, że anime zawiera taki podgatunek jak hentai). Mnie zastanawia raczej postawa twórców gier, a najlepszym przykładem będzie Bioware.
Roku pańskiego 2007 ukazał się Mass Effect. Wraz z nim wielka afera o nagie pośladki kosmitki i do tego baraszkującej z ludzką kobietą! Nie kojarzę, czy dokładnie o to była cała draka, czy może o goliznę jako taką. W tym momencie nie ma to też większego znaczenia – było głośno. Co prawda scena była zrobiona ze smakiem i dobrze podsumowywała budowanie związku z gry, ale czy to obchodziło kaczki dziennikarskie? Ni cholery. Poniżej przykład kombinacji, do jakiej można doprowadzić: żeńska postać gracza, oraz wspomniana wcześniej kosmitka – asari – Liara.
I co, istna Sodoma i Gomora? Wedle specjalistów od durnologii stosowanej na pewno. Kilka lat przed tym incydentem było GTA: San Andreas i słynne Hot Coffee. Tylko między Rockstar a Bioware jest jedna znacząca różnica: Rockstar ma to wszystko w dupie. Dalej robi gry oznaczone 18+ i zapełnia je treściami, które są dla tej grupy wiekowej przeznaczone. I chwała im za to. A co z Bioware? Bioware grzecznie podkuliło ogon. Scena miłosna w ME2 została ‘ubrana’.
W porównaniu do ME1 to nagości w zasadzie tam nie ma, a powyższy filmik jest najodważniejszym wariantem w całej grze (Jack nie liczę, bo ją samą ledwie widać spod jej tatuaży). Drugi przykład – scena erotyczna w Dragon Age – tu nie ma niedomówień, czy delikatnych pieszczot rodem z ME2, widać 2 postacie splecione w miłosnym uścisku.
Tylko dlaczego w bieliźnie, do cholery?! Nie chodzi mi o to, by z RPGów robić japońskie porno symulatory. Mam te grubo ponad 18 lat, ale wedle producenta i tak mogę się zgorszyć kawałkiem animowanego cycka? Litości… Najgorsze jest to, że Bioware ma jakąś tendencję do pogłębiającej się autocenzury. Gry były wydawane w tej kolejności: Mass Effect (scena erotyczna, obie postacie kompletnie nagie), Dragon Age (scena erotyczna, obie postacie w bieliźnie), Mass Effect 2 (scena… jakiś tam zaczątek miłosnych igraszek, Miranda rozpina górną część swojego kombinezonu, Jack w tych swoich tatuażach i bieliźnie i tak już więcej nie odkryje, pozostałe opcje kończą się w zasadzie w momencie zbliżenia). Mam wrażenie, że w Mass Effect 3 całe nasze zaangażowanie w budowanie relacji z wybraną postacią zostanie skwitowane pocałunkiem i gasnącym światłem.
Z innych gier mieszczących się w tym przedziale wiekowym wymieniłbym Fallout 3 i Age of Conan. W obu można znaleźć odniesienia do seksu, ale to tyle. Dlaczego tak skąpo? W Fallout 2 można było nawet zostać gwiazdą porno, a w sequelu już nie? Już Fable, które było dozwolone od 16 lat, miało tu do powiedzenia więcej, niż wspomniane F3 czy AoC. Jak widać jest to tylko i wyłącznie kwestia podejścia. Z aspektem erotycznym dobrze sobie też radzi nasz rodzimy Wiedźmin, który podchodzi do tematu na 2 sposoby: humorystyczny – jak spotkanie z jedną z niewiast w młynie (wioska przed Wyzimą) oraz poważny – gdy chodzi o związek Geralta z Triss/Shani.
Tak jak mówiłem, nie chodzi o robienie z gier porno symulatorów (bo takie już są i jest to osobna kategoria), ale nie ugrzeczniajmy treści, które są z założenia dla dorosłych. To że jakieś konserwatywne oszołomy biorą prysznic z zamkniętymi oczami, bo boją się/wstydzą nagiego ciała, to ja też mam udawać, że erotyka, seks i pochodne zagadnienia nie istnieją tak w grach, jak i rzeczywistości? Takiego wała! Drodzy autorzy gier, jeśli tworzycie coś dla dorosłych, to korzystajcie z całej różnorodności tematów, jaką ta grupa wiekowa oferuje. Nie traktujcie graczy 18+ jak dzieci zamkniętych w dojrzałych ciałach (choć takie egzemplarze też się trafią). Nie bójcie się przeciwstawić niedojrzałości ujadających pseudo moralistów. Seks to naturalna część naszej egzystencji. Jeśli staracie się naśladować rzeczywistość, a omijacie zbliżenia cielesne szerokim łukiem, bo boicie się [wstaw powód, prawie na pewno będzie się zgadzać], to Wasza historia traci na wiarygodności. I znowu – Dragon Age – gra, która porusza wątki rasistowskie, jest cholernie brutalna, przeznaczona docelowo dla dorosłych odbiorców, zawiera scenę erotyczną w bieliźnie… Bo oczywiście nasz zabijaka umarłby na widok kompletnie nagiego ciała… Autorzy, nie tędy droga. Jak już zabieracie się za grę dla 18+, to nie pomijajcie niczego i bądźcie w tym konsekwentni. Rzekłem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)