niedziela, 23 sierpnia 2015

Alone in the Dark (1992)

Gdy po raz pierwszy grałem w tę grę w połowie lat ’90, było to na PC, który nie miał karty muzycznej, ja nie kumałem angielskiego, a większość rzeczy wykonywałem po omacku. Miałem kolegę, który sporą część przeszkód zdążył rozkminić, więc podpowiadał, gdzie mógł, a później udało mi się dorwać archiwalny numer bodajże Top Secretu, zawierający solucję. Parę lat później Secret Service wydało ją w specjalnym numerze, na płycie CD, z odświeżoną ścieżką dźwiękową z utworami audio i czytanymi tekstami. Wersja cyfrowa jest tą samą, tylko ze zintegrowaną oprawą audio, nie wymagającą płyty w napędzie.

W AitD wcielimy się w jedną z dwóch postaci: Emily Hartwood lub Edwarda Carnby’ego, którzy będą starali się rozwikłać tajemnicę posiadłości o nazwie Derceto. Jej poprzedni właściciel, Jeremy Hartwood (wujek Emily) popełnił samobójstwo. Dla Emily to sprawa osobista, dla Edwarda zlecenie, które początkowo wyglądało zupełnie inaczej (miał tylko znaleźć list na strychu). Po przybyciu na miejsce drzwi za postacią się zatrzaskują, wędrówce towarzyszą potworne odgłosy, a odkrywane z czasem księgi i zapiski rysują naprawdę ponure tło wydarzeń.

Alone in the Dark jest uważany (nie bez powodu) za protoplastę gatunku survival horror, którego kanon później wyznaczyły takie produkcje, jak Resident Evil, czy Silent Hill (w częściach 1-3 nawet menu z przedmiotami wygląda trochę podobnie). Tytuł stanowił także poważne osiągnięcie technologiczne, zaś jego rozwiązania stosowano na różne sposoby w konkurencyjnych grach (wspomniane wyżej oraz np. wydane w latach ’90 Ecstatica, czy Bioforge). Nasza złożona z kilku polygonów postać będzie poruszała się po pre-renderowanych lokacjach, zaś akcję będziemy śledzić z różnych, sztywno ustawionych „kamer”.

Nie ma się co oszukiwać, gra jest stara i urodą nie grzeszy. Z tymże o ile wygląd można przełknąć, o tyle inne aspekty już niekoniecznie. Przoduje tu archaiczne sterowanie, które nawet w połowie lat ’90 do najwygodniejszych nie należało. Do tego postać rusza się strasznie wolno, a reakcja na komendę biegu bywa różna. W rezultacie wszelkie sekwencje wymagające od gracza szybkiego działania (walka i ucieczka) mogą irytować. Żeby było ciekawiej, wybór postaci nie jest stricte kosmetyczny. Zasięg ciosów Emily jest inny, niż u Edwarda. Przez co gra Carnbym jest zwyczajnie łatwiejsza. Na szczęście takie sytuacje zdarzają się rzadko, niektórych wrogów pokonamy bez walki, a przed pozostałymi będziemy uciekać.

Powyższe może sprawiać wrażenie, że ciężko będzie się wczuć w klimat horroru, jaki autorzy starają się stworzyć. Nic bardziej mylnego. Jeśli na moment zaakceptować wady, wiek gry i wykazać się cierpliwością, nie pożałujecie. W księgach znajdziecie fragmenty z krwawej przeszłości Derceto. Zapiski będą mówić o bluźnierczych tomach i plugawych rytuałach, zaś pamiętniki opowiedzą wam o szaleństwie ogarniającym tych, których ciekawość zabrnęła za daleko. Od piratów po kultystów rodem z uniwersum Lovecrafta, AitD was nie zawiedzie. Muzyka tylko spotęguje to uczucie. Na waszej drodze staną paskudne monstra oraz liczne zagadki, jakich nie powstydziłaby się żadna dobra przygodówka, a których rozwiązania skrywają zakamarki posiadłości.

Czy w dzisiejszych czasach warto sięgać po Alone in the Dark? To zależy. Jeśli macie cierpliwość na przebicie się przez wszystkie archaizmy – nie ma się co wahać, zdecydowanie warto. W przeciwnym razie lepiej obejrzeć longplay, choć nawet taki ze wszystkimi przeczytanymi tekstami umniejsza starania gry. Moja ocena: 4+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz