niedziela, 22 października 2017

Looking for a cop?

Kolejna seria (o ile tak można nazwać parę) filmów o tematyce zbliżonej do Maniac Copa. Mało tego, pierwszy Psycho Cop wyszedł w tym samym roku, co MC, przez co pomówienia o plagiat były na porządku dziennym. Jest to o tyle zabawne, że ten gatunek jest tak schematyczny i sztywny, że jeśli zacząć przerzucać się takimi oskarżeniami, to każdy coś od kogoś zżynał i powinien za to beknąć. Tylko po co? Z perspektywy widza nie ma to najmniejszego znaczenia. Dla niego będzie liczył się efekt końcowy: duży wybór slasherów.


Psycho Cop


Klasyczne fundamenty: dom na odludziu, grupa nastolatków i zabójca. Tym razem człowiek, psychol przebrany za policjanta.

Mam takie przeczucie, że do tego filmu da się podejść tylko na dwa sposoby: całkowite uwielbienie, albo zanudzenie się na śmierć. Byłem bliski tego drugiego.

Nie przeszkadza mi schematyczny pomysł, czy założenia. Ba, psychol – policjant – satanista z poczuciem humoru to na papierze niezły antagonista. Zwłaszcza że morderstwa w jego wykonaniu to chyba największy plus całego widowiska. Tylko reszta skutecznie przeszkadza w cieszeniu się nawet tym.

Brak słów na to, jak nudne i źle zagrane są postacie. Ja rozumiem, od slasherów nie wymaga się wykonania na poziomie Hamleta, ale tutaj aktorstwo jest tak żenujące, że cała produkcja sprawia wrażenie amatorszczyzny rodem ze szkoły średniej (co prawdopodobnie stanowi obelgę dla uczniów lub komplement dla obsady). Przy okazji dialogi są kiczowate i paskudne, aż mdli. Dodatkowo stanowią pretekst do opisywania „bohaterów”. Ktoś tu ewidentnie zapomniał o podstawach. Film jako medium opiera się na pokazywaniu, dzięki któremu można zaoszczędzić sporo miejsca w rozmowach. No chyba, że ów ktoś zupełnie nie miał pomysłu na odpowiednie sceny, przez co musi ratować się gadaniem o nich. Np. w filmie pada tak chyba z pierdyliard razy stwierdzenie: jakieś tam wydarzenie to pewnie „one of Zach’s practical jokes”. Jednak sam Zach nijak do tego obrazu żartownisia nie pasuje. Z jego zachowania wynika raczej, iż jedyną cechą charakterystyczną jest bycie bucem. Antagonista również wpisuje się w ten trend. Teksty są tak suche i tragiczne, że Freddy Krueger przy nim to George Carlin.
   
Sceny akcji straszą... bardzo małą dynamiką. Chyba tylko ślimak pędzący na żółwiu dostanie od nich zawału. Z kolei muzyka wydaje się usilnie naśladować Friday the 13th Part VI: Jason Lives i wychodzi jej to nieporadnie.

Wszystko to sprawia, iż seans wlecze się niemiłosiernie (pomimo całkiem krótkiego czasu trwania). Może powinienem wypić jakiś alkohol, albo zrobić jakieś grupowe (i zakrapiane) oglądanie. Pewnie wtedy doceniłbym walory tego „dzieła”. Niestety, nie zawsze jest taka opcja. Przez co po zwykłym obejrzeniu Psycho Cop czułem tylko zawód. Moja ocena: 1+.


Psycho Cop Returns


Po naprawdę słabej jedynce nie miałem żadnych oczekiwań względem sequela, a tu niespodzianka.

PC2 rozgrywa się jakiś czas po wydarzeniach z jedynki. Żeby było zabawniej, przez 2/3 seansu nie ma w ogóle odniesień do nich. Kiedy wreszcie jakieś pada, jest to tak późno, że w zasadzie nie obchodzi oglądającego. Ma to jednak swoją zaletę – nie trzeba znać oryginału, żeby oglądać ten film.

Miejscem akcji jest wieżowiec, w którym grupa znajomych urządza wieczór kawalerski swojemu koledze. Miejskie otoczenie sprawiło się znakomicie w opowieści o gliniarzu-psycholu. A już na pewno pasowało do niej dużo lepiej, niż w przypadku trzeciego Poltergeista, czy Critters 3. Zabójstwa są przeciętne, aktorstwo minimalnie lepsze, żarty ciut mniej żenujące, a całość faktycznie nadaje się na posiedzenie przy piwie i przerzucaniu się dowcipami niskich lotów. Mało tego, PCR zawiera sporą ilość golizny (przy jednej scenie erotycznej autentycznie zastanawiałem się, czy w którymś rogu ekranu nie powinno znajdować się logo Playboya), w całej serii Friday the 13th tyle nie znajdziecie. Co przy okazji sugeruje, że twórcy nie mieli chyba pomysłu, czym jeszcze wypełnić seans.

Psycho Cop Returns to taki przesadnie kiczowaty i słabszy, ale jednak średniak. Wypada lepiej od swojego pierwowzoru i jeśli już robicie sobie jakiś zakrapiany maraton filmów klasy Z, można go rozważyć. Moja ocena 3-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz