Ile achów i ochów na temat tego filmu można znaleźć jak internet długi i szeroki, to głowa mała. Miałem wreszcie okazję nadrobić zaległości w oglądaniu, a historia Facebooka poszła na pierwszy ogień.
Mniej więcej o tym jest właśnie opisywany przeze mnie film – korzeniach najpopularniejszego serwisu społecznościowego obecnych czasów. Fabuła prowadzona jest z kilku perspektyw – na przesłuchaniach oraz bezpośredniego pokazania wydarzeń, których te przesłuchania dotyczą.
Jak na film, który składa się w zasadzie z samych dialogów, to jest on przedstawiony całkiem dynamicznie. Dodatkowo wciąga widza na tyle, że faktycznie chce się wiedzieć, co będzie dalej. Aktorsko jest naprawdę świetnie. Każdy z aktorów gra przekonująco i doskonale wywiązuje się z powierzonego zadania. Jesse Eisenberg – dla mnie rewelacja. Justin Timberlake – duże zaskoczenie, że przede wszystkim potrafi grać, a do tego robi to naprawdę dobrze. Trochę też w tej swojej cwaniakowatości przypominał postać Ryana Phillippe z Cruel Intentions, co mogę policzyć tylko na plus.
Co mi się kompletnie nie podobało – amerykańskość tego filmu. Od stwierdzenia wziętego z samego filmu (o Bośni, która o dziwo ma Facebooka, chociaż nie ma dróg), po uczucie doskonale oddane przez wyrażenie ‘elitist jerk’. Mam też wrażenie, że właśnie z tego powodu The Social Network zostało nominowane do tylu nagród. Mimo to uważam, że w swojej kategorii zasługuje on na mocną 4. Solidne rzemiosło, któremu jednak trochę brakuje do najwyższej oceny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz