sobota, 20 lipca 2013

Giana Sisters: Twisted Dreams

Historia samej marki jest dość ciekawa. Giana Sisters zaczynały jako podróbka Mario Bros. Ba, na Commodore 64 była nawet wersja Mario, która tak naprawdę była Giana Sisters z postacią Mario zamiast sióstr… Jednakże obecna odsłona kompletnie się od tego rodzaju praktyk odcina. Jest to zupełnie nowa gra, nawiązująca do oryginału tylko tytułem i muzyką.

Fabuła? Rodem ze staroszkolnych platformówek: jedna z sióstr zostaje porwana, druga rusza jej na ratunek. Zadaniem naszej bohaterki będzie przebrnięcie przez tytułowe: Twisted Dreams, by uratować siostrę.

Sam podtytuł nie jest tylko zestawieniem słów, by całość jakoś brzmiała. Odnosi się on do mechaniki gry. Wszystkie poziomy posiadają dwie wersje. Giana może przemieszczać się między nimi do woli. Tutaj następuje pierwszy opad szczęki. Grafika sama w sobie jest bajeczna i niesamowicie nastrojowa. Teraz dorzućmy fakt, że zmienia się natychmiastowo po naciśnięciu odpowiedniego przycisku. Żadnych doładowań, żadnych opóźnień – jedno naciśnięcie klawisza i świat koszmarów zamienia się w bajkę, lub vice versa. Efekt jest powalający, bo obie wizje poziomów dopracowano do najmniejszych szczegółów.

Drugi opad szczęki następuje w momencie, gdy uświadomimy sobie, że wraz z grafiką w tym samym momencie zmienia się muzyka. Nie chodzi o dwa różne utwory, to nadal jeden podkład, ale jego aranżacje są tak odmienne (i tak płynnie zmieniane), że gracz pozostaje w pewnym szoku przez jakiś czas. Jedna wersja towarzyszy punkowej wersji Giany, jej aranżacja opiera się przede wszystkim o gitarowe riffy (co zabawnie kontrastuje z baśniową wersją poziomu, po którym punk Giana śmiga). Druga wersja jest prawie na pewno czysto elektroniczna, z czego część sampli przywodzi na myśl oryginalne udźwiękowienie z C-64 (co przy okazji robi graczowi niezłą nostalgiczną wycieczkę w przeszłość). Ta wersja towarzyszy „grzecznej” Gianie, która porusza się po koszmarnej wersji poziomu (ponownie – zabawnie z nią kontrastując).

Trzeci i najważniejszy opad – wspomniane transformacje oraz zmiany nie są kosmetyczne (no może oprócz muzyki, za co tym bardziej należą się brawa). Giana w zależności od swojej „osobowości” dysponuje zupełnie innymi możliwościami. Wersja punk umożliwia odbijanie się od przeciwników w formie rozpędzonej piłki, zostawiającej ognisty ślad. Jeżeli w pobliżu jest kilku przeciwników, możemy w ten sposób przedłużać odbijanie i dostać się w miejsca niedostępne w trakcie normalnego skakania. Ponadto w tej formie możemy rozwalić niektóre ściany. Wersja grzeczna pozwala z kolei na powolne opadanie i podwójny skok. Co ciekawe, w trakcie opadania możemy dowolnie przełączać się między wersjami Giany. Ma to znaczenie w trakcie zbierania kryształów, których w grze występują 4 rodzaje: niebieskie – które można zbierać obydwoma postaciami; różowe – tarcza dostępna ponownie dla obu wcieleń Giany; żółte – które zbierać może tylko „grzeczna” Giana w świecie koszmaru; czerwone – przeznaczone dla punk Giany w świecie bajek.

To jeszcze nie koniec zastosowań transformacji. Bardzo szybko wychodzi na jaw, że niektóre przejścia dostępne są tylko w koszmarze, a pozostałe w bajce. Niektóre kładki przesuwają się w lewo w jednej wersji, w prawo w drugiej (to brzmi banalnie, ale jak traficie na sekwencję, gdy właśnie to przesuwanie przy zmianie świata pozwoli wam uniknąć spadających głazów, banał znika). Mechanizm ten jest wykorzystywany zarówno w momentach, gdy możemy chwilę odetchnąć od ciągłego biegu oraz wtedy, gdy gra jest absolutnie bezlitosna między poszczególnymi checkpointami. Przykład: poziom jakieś paskudnej cieczy podnosi się, a my musimy biec/skakać, by jak najszybciej dostać się w bezpieczne miejsce. W trakcie tego pędu na złamanie karku musimy w locie przełączać się między światami, bo niektóre półki dostępne są tylko w koszmarze, inne tylko w bajce, zaś po drodze przejścia blokują kolce/kryształy, których umiejscowienie również zależy od wersji świata. Dodam jeszcze, że to tylko najprostszy przykład – takich sekwencji jest w cholerę i jeszcze trochę, do tego każda pomyślana nieco inaczej.

Tutaj pojawia się też mój pierwszy zgrzyt z tą grą. Trzy ostatnie poziomy wymagają już takiej precyzji, że co mniej cierpliwe osoby mogą doprowadzić do frustracji (ja pocieszałem się tym, że i tak gra cofa mnie tylko do ostatniego checkpointa, a nie po staremu – na początek poziomu). Drugim takim zgrzytem jest losowe wywalanie na pulpit – zdarzyło mi się to w sumie 3 razy: pierwszy – w trakcie ładowania któregoś poziomu z przedziału 2-X, dwa pozostałe w trakcie grania w „środkowe” poziomy z przedziału 3-X.

Oprócz zwykłego przechodzenia gra posiada kilka trybów rozgrywki dla ludzi, którym było za mało. Są to m.in. gra na czas, czy hardcore mode (bez checkpointów). Dla całkowitych masochistów oddano do dyspozycji Uber hardcore mode – w przypadku śmierci cofamy się na początek gry.

Gdyby nie to losowe wykrzaczanie się do systemu, dałbym pewnie pełną 5. Niestety w momencie, gdy naprawdę nam zależy na ukończeniu poziomu, taka niemiła niespodzianka potrafi skutecznie ostudzić zapał. Przez co Giana Sisters: Twisted Dreams dostaje ode mnie szkolne 4+. Niemniej jednak polecam grę wszystkim miłośnikom platformówek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz