Film opowiadający o powstaniu Ligi. Ciekawostką jest sposób prezentacji. W przeciwieństwie do wielu współczesnych adaptacji komiksów DC, tutaj akcja ma miejsce w latach ’50, kiedy wciąż są odczuwalne skutki drugiej wojny światowej, a społeczeństwo jest wrogo nastawione do superbohaterów, których ma zjednoczyć walka ze wspólnym wrogiem.
Znalazłem wiele pozytywnych opinii na temat tego filmu, jednak mnie on do siebie nie przekonał. Fajny jest pomysł z umiejscowieniem akcji w latach ’50, a co się z tym wiąże, użycie stylistyki charakterystycznej dla tego okresu. Ba, kostium Batmana nawiązuje do serialu z Adamem Westem. Takich smaczków związanych ze rozwojem uniwersum DC na przestrzeni lat jest w tym filmie pełno. Muzycznie jest bardzo ciekawie, zaś obsada, ho, ho, niejeden będzie szczękę zbierał na jej widok. Aspektem zwyczajnie średnim będzie animacja, która może się podobać, ale gwarancji nie ma.
Natomiast gorzej jest z całą resztą. Mamy tu pierdyliard postaci, którym poświęcono zdecydowanie za mało czasu. Nawet jeśli znamy pochodzenie każdej z nich, odczuwamy braki w ekspozycji. Główny zły jest w jeszcze gorszej sytuacji, bo w zasadzie go nie ma, a przecież stanowi powód do utworzenia Ligi Sprawiedliwych. Drugim argumentem przeciwko prowadzeniu fabuły jest przedział czasowy. Nie mam tu na myśli okresu akcji, tylko tego, że wszystkie wydarzenia dzieją się rzekomo na przestrzeni 7+ lat. Przy tej liczbie bohaterów, wątków, informacji oraz fakcie, że całość trwa 75 minut, seans wydaje się pocięty i nie pozwala przywiązać się do czegokolwiek. Zamiast tego, odruchowo ziewałem i powtarzałem sobie: byle szybciej, byle szybciej, byle szybciej, czasami robiąc sobie przerwę na zadanie pytania: Gdzie, do cholery, jest Aquaman? Nie jestem wielkim fanem władcy Atlantydy, ale pełni on niebagatelną rolę (zazwyczaj) przy założeniu Ligi, przez co sprowadzenie jego obecności do cameo na końcu widowiska uznałem za niemiłosiernie durny pomysł.
Osobiście wolę powstanie Justice League w wydaniu serialu animowanego, jeśli jednak ktoś ma ochotę zobaczyć wariację na ten temat, w stylistyce lat ’50, seans The New Frontier może okazać się dobrym pomysłem. Mnie on jednak nie przypadł do gustu. Moja ocena: 3-.
P.S. Okładki/plakaty mogą być tym bardziej mylące, gdyż wielu z prezentowanych postaci nie ma w filmie wcale, lub dosłownie migają przez moment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz