niedziela, 18 maja 2025

The Last Half of Darkness (1989)

Ciotka głównego bohatera była wiedźmą voodoo w Nowym Orleanie. Jej głównym zajęciem było warzenie mikstur, dzięki którym pomagała przyjaciołom i sąsiadom. Po jej śmierci otrzymujemy spadek w postaci jej całej posiadłości, ale są dwa warunki, które musimy spełnić. Po pierwsze -  musimy dokończyć prace nad ostatnią miksturą ciotki, a po drugie – trzeba wyjaśnić okoliczności jej śmierci. Gra zaczyna się w momencie, gdy pewnej upiornej nocy zmierzamy ku posiadłości. Z daleka dostrzegamy światło na górnych piętrach rzekomo opuszczonego domu.

The Last Half of Darkness jest prostą przygodówką z widokiem z perspektywy pierwszej osoby. Niewiele więcej da się powiedzieć. Grafika jest niemal umowna (choć kolorystykę dobrano ciekawie, gdyż jeśli coś ma kolor inny niż dominujący granatowy, na pewno będzie istotne), zaś układ interfejsu bardziej kojarzy się ze starymi RPGami wydanymi przed 1990 pokroju The Bard’s Tale, Dragon Wars lub Pool of Radiance, niż kierunkiem obranym np. przez Sierrę Entertainment. Oprawę wizualną dopełniają liczne i stosunkowo szczegółowe opisy pozwalające wczuć się w atmosferę opowiadanej historii. Co ciekawe, podobnie jak gry Sierry, tak i TLHoD ma system postępów mówiący nam, ile zostało do końca gry. Jednak zamiast kilku setek punktów tu będziemy zbierać dolary… w liczbie 13. Tak, jest to bardzo krótka gra, ale są ku temu powody.

Pierwotnie TLHoD był wydany w formie shareware, czyli jako pełny program, który można było legalnie kopiować i udostępniać bez uiszczania jakiejkolwiek opłaty. W przypadku TLHoD dowcip polegał na tym, iż był to tylko pierwszy rozdział zakończony cliffhangerem. Drugi należało już sobie zamówić/kupić. Ciekawostką jest to, iż po latach autor nadal rozwija tę serię. Niniejszą część oraz jej sequel można w pełni legalnie pobrać z jego strony (oraz pierdyliarda innych poświęconych tematyce retro i abandonware).

Jak już wspomniałem wcześniej, zagadek jest niewiele, a większość z nich nie sprawi problemu. Więcej krwi napsuje system zapisu i wczytywania postępów, który każdorazowo prosi o wpisanie nazwy pliku. Niby dlaczego? Bo ta gra zgodnie z ówczesną tradycją potrafi zabić. Jest tam kilka sytuacji, w których postać ginie. Kilku z nich da się uniknąć, jedna jest wplątana w mechanikę i jeśli nie jesteście gotowi, zablokuje wam dalszy postęp. Fakt, nieco wcześniej pojawia się informacja o nadchodzącym zagrożeniu, ale łatwo ją zignorować/potraktować jako część klimatu i utknąć. Dla równowagi w grze pojawia się też scena świadcząca o tym, iż upłynęło trochę czasu/poczyniliśmy postęp i da się ją świadomie (lub nie) ominąć bez szkody dla nas.

Ciężko mi polecić tę grę komukolwiek poza maniakami starych przygodówek (a i to raczej jako ciekawostkę). Dla mnie ma ona istotne znaczenie, gdyż przyczyniła się do rozwoju zamiłowania do nawiedzonych domów oraz nauki języka angielskiego. Przy tej grze dosłownie siedziałem z olbrzymim starym słownikiem i tłumaczyłem słowo po słowie. Ostatecznie za dzieciaka jej nie ukończyłem. Dopiero po powrocie po latach nadrobiłem ten brak, zaś teraz przypominam sobie o tym tytule, gdyż autor właśnie wypuścił nową odsłonę serii. The Last Half of Darkness dostaje: 3+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz