niedziela, 11 maja 2025

Cobra Kai – Season 6

Gdyby serial skończył się na poprzednim sezonie, nie miałbym pretensji. Co prawda zostało kilka furtek, którymi można było pójść dalej, lecz w tym wypadku zamiast raźnym krokiem, przez furtki się przeczołgano…

Kolejny turniej, tym razem na większą skalę. Antagoniści dzielą się na dwie frakcje, co oznacza, że muszą pokonać nie tylko Miyagi-Do, lecz także tych drugich. W rezultacie otrzymujemy nowych przeciwników i dupków.

Z rzeczy, które mi się podobały: całkowite domknięcie WSZYSTKICH wątków. Od potencjalnego romansu między Chozenem i Kimiko, przez relacje Kim Da-Eun z jej dziadkiem, po zemstę Kreese’a. Doceniam to, że wyczerpano pulę postaci (serio zdołano jeszcze coś wycisnąć z The Karate Kid part 3) oraz wątków. Darowano sobie kompletnie jakiekolwiek nawiązania do The Next Karate Kid. Generalnie zamknięcie starych pomysłów i wrzucenie kompletnie nowych – to jest przeważnie na plus.

Trochę waham się odnośnie wątku Kreese’a, gdyż w tej warstwie przewija się sporo uczłowieczania łotrów, za którym nie przepadam. W ostatnich czasach w popkulturze starano się wytłumaczyć działania każdego złodupca, podczas gdy w wielu przypadkach sprawdza się po prostu stwierdzenie, iż ktoś jest czubkiem i/lub zły do szpiku kości. Tyle dobrego, że nie przerzucono tego na wszystkich antagonistów. Np. Terry Silver na moment ma naprawdę przyziemne oblicze, gdy mówi w kontekście choroby (nie powiem czyjej), ale nawet jeśli to prawda, to w ostateczności jest to tylko jeden ze środków do osiągnięcia celu. Wracając do Kreese’a – jeśli mu kibicowaliście i chcielibyście go więcej – to jego występ powinien wam przypaść do gustu. Martin Kove, zwłaszcza w scenach z Zabką daje konkretny popis aktorstwa.

Trzecią kategorią są pomysły, które w ogóle mi nie podeszły. Wszystkie zmiany wciskane w stabilną i rozwiązaną sytuację niepotrzebnie wydłużają seans (co brzmi kuriozalnie przy tak krótkich odcinkach). Do takowych zaliczam wątek z matką Tory, konflikt na linii Demetri-Hawk, czy nagle odkryta przeszłość pana Miyagi sprawiająca, iż Daniel traci pewność siebie. Ten ostatni motyw ciągnie się najdłużej, marnuje czas widza tanim efekciarstwem, a na koniec wychodzi na jaw, iż obawy były zbędne, można przywrócić status quo. To już pijany Chozen i wściekły Mike Barnes mieli więcej sensu.

Mam wrażenie, iż przez wzgląd na tę trzecią kategorię szósty sezon Cobra Kai oglądało mi się najsłabiej, przez co mimo pozostałych pozytywów (dodając jeszcze walki i zakończenie) daję 3+. Mniej wybredni mogą podciągnąć ocenę do 4.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz