Od wydarzeń z Maple Creek minęły 2 lata. Bohaterka pierwszej części nie ustaje w polowaniu na Kaznodzieję, który był odpowiedzialny za cały tamtejszy cyrk. Tropy prowadzą ją do Ravenwood – parku/muzeum skrywającego więcej, niż historię okolicy.
Przyznam się, że przez słabą jedynkę nie spodziewałem się wiele po dwójce. Gdy ją uruchamiałem, chciałem ukończyć ten tytuł pro forma. No i przeżyłem miłe zaskoczenie. Sztampową fabułę z Maple Creek ubrano w dodatkowe szczegóły, zgrabnie powiązano z większą całością i podano tak, by gracz miał ochotę na więcej. Naturalnie, sama opowieść będzie kojarzyć się z innymi tytułami, ale jeśli jakiś rzucę, nawiązanie automatycznie zespoiluje przynajmniej jeden wątek Mists.
Oprawa graficzna uległa znacznej poprawie. Różnica jest mniej więcej taka sama, jak między pierwszymi, a drugimi Koszmarami z głębin. Niestety, nie uniknięto kilku mankamentów. W sekwencjach hidden object ponownie można trafić na bardzo niefajnie schowane obiekty, czy nieczytelne obszary. Dla mniej cierpliwych przygotowano alternatywę w postaci prostego memory. Łamigłówki już tak nachalnie nie nawiązują do poprzednich gier, ale uczucia deja vu się nie pozbędziecie. Na plus policzę mapę z systemem szybkiej podróży, dzięki czemu nie trzeba się przeklikiwać przez wszystkie lokacje (a ganiania trochę jest).
O dziwo, aktorsko jest lepiej niż poprzednio, ale muzyka zdaje się na tym cierpieć. Przez pierwszą połowę było dobrze, a potem wręcz zapomniałem, że coś gra w tle. Nie wiem, czy to kwestia powtarzalności utworów, czy coś innego, ale tak bardzo nie zwracałem na nie uwagi, że pewnym momencie czułem się, jakbym grał w ciszy.
Jak już wspominałem, Enigmatis 2 zaskoczył mnie dość pozytywnie. Na tyle, że jestem ciekaw tego, jak potoczy się historia w kolejnej odsłonie. Jeśli przemęczyliście się przez jedynkę, do dwójki zdecydowanie warto zrobić podejście. Uważam, iż zrealizowano ją lepiej pod każdym względem. Moja ocena: 4-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz