niedziela, 23 maja 2010

Secret Files: Tunguska

Ostatnimi czasy zacząłem rozróżniać 3 kategorie przygodówek:

1) gdzieś tam dochodzi do morderstwa/serii morderstw, a my jako detektyw/inspektor/agent musimy odnaleźć sprawcę (serie Still Life, Art of Murder, Sherlock Holmes). 2) porywają nam kogoś z rodziny (wujek, ojciec), ten ktoś jest zazwyczaj znanym naukowcem, a że rodziny się nie opuszcza w potrzebie – ruszamy na ratunek (Tunguska, Nibiru, Rytuał Skorpiona). 3) pozostałe pomysły (przeważają te z ratowaniem świata). Oczywiście jest to tylko moje widzimisię. Nie widzę nic złego w przetwarzaniu tych samych pomysłów, jeśli są one opowiedziane dobrze i sprawiają radość odbiorcy.

Do dobrze opowiedzianego schematu nr 2 zalicza się gra Secret Files: Tunguska. Zanim ujrzymy główne menu, oglądamy animację przedstawiającą wydarzenie, wokół którego wszystko się kręci – katastrofę tunguską. Kolejny fragment wprowadzenia widać już po rozpoczęciu gry. Ojciec głównej bohaterki znika w dziwnych okolicznościach. Nina Kalenkowa (bo tak się owa bohaterka nazywa) przyjeżdża na miejsce spotkania, ale zamiast ojca zastaje niesamowity bałagan. Od tej pory rozgrywka jest nasza. Tunguska jest typowym klikaczem. Lewy przycisk myszy odpowiada za akcje, prawy opisuje lub przybliża dany obiekt. Przygodówki z ostatnich lat (zwłaszcza te z kategorii nr 1) opierają się w dużej mierze na rozmowach. Kombinowanie z przedmiotami jest na drugim miejscu. Tajne Akta (polski tytuł) wyłamują się. Tutaj działań na przedmiotach jest odczuwalnie więcej. Owszem, potrzebne nam informacje nadal będziemy czerpać przede wszystkim z rozmów, jednak przerwy między tymi rozmowami na rzecz naszego kombinatorstwa są naprawdę długie. Sporadycznie musimy stawić czoła jakiejś łamigłówce (głównie wymyślnym zamkom). Poziom skomplikowania zagadek może okazać się odrobinę za wysoki, jeśli jest to pierwsza przygodówka, w jaką gracie. Weterani będą mieli łatwiej, choć też może się zdarzyć, że niektóre zestawienia przedmiotów spowodują zdziwienie (np. piłowanie deski w Irlandii, dlaczego jej zwyczajnie nie połamać?).

Grafika jest śliczna. Szczegółowe lokacje, płynne animacje i dość dynamiczne przerywniki. W zestawieniu z oprawą dźwiękową (bardzo dobre odgłosy tła, klimaciarska muzyka i pasujące głosy aktorów) tworzą naprawdę sugestywną atmosferę. Szkoda tylko, że zestawienie kwestii mówionych wyszło jakoś tak sztucznie. Znowu ma się to uczucie, że dosłownie każde zdanie było nagrywane osobno, zwłaszcza jeśli posłucha się tych, które rzekomo zostały przerwane przez kogoś innego. Inny zarzut, jaki mógłbym skierować pod adresem oprawy to niewielka ilość obsługiwanych rozdzielczości (co prawda można kazać grze dopasować się do rozdziałki pulpitu, ale widok jest wtedy mocno zniekształcony).

Z grami tego typu jest taki problem, że jeśli kierowana przez nas postać milczy, gdy jest sama, albo nie rzuci od czasu do czasu jakiejś uwagi w towarzystwie innych, to znaczy, że jest co najmniej nieciekawa i nie bardzo chce się nią grać. Na szczęście dla nas Nina nie ma zamiaru milczeć, a jej komentarze niejednokrotnie przyprawiają o niekontrolowane wybuchy śmiechu. Max (którym od czasu do czasu także zagramy) również ma gadane i czasami wręcz żałowałem, że nie można wprowadzić w czyn tego, o czym mówi (np. uderzenie jednego upierdliwego jegomościa w twarz... rybą). Tak więc plusik za postacie, do których w jakimś stopniu można się przywiązać i je autentycznie polubić.

Jako całokształt Secret Files: Tunguska zasługuje na mocną 4, może nawet z plusem. Dostarcza kupę satysfakcji z rozwiązania ichnich problemów (choć nie wszystkie są logiczne i właśnie za to obniżam ocenę). Wciąga swoim iście filmowym sposobem prowadzenia intrygi (ba, nawet napisy końcowe czerpią garściami z kina) i bawi cały czas. Jeżeli lubicie przygodówki, a do tego połączenie klimatu Indiany Jonesa z Danem Brownem (poniekąd), to Secret Files: Tunguska jest dla was.

P.S. Czarne ramki na screenach są wynikiem wspomnianej małej ilości rozdzielczości i mojej niechęci do rozciągania obrazu do rozdzielczości pulpitu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz