Alan był jedną z gier, których zazdroszczę konsolowcom. A przynajmniej takie wrażenie sprawiał w zapowiedziach, na screenshotach, czy w recenzjach. Teraz, gdy wypuszczono wersję PC, mogłem zweryfikować, czy w przypadku Awake’a ta zazdrość była uzasadniona.
Od samego początku wydawało się, że Awake będzie interaktywnym połączeniem wszystkiego, co najlepsze w Twin Peaks i twórczości Stephena Kinga. W rezultacie otrzymaliśmy kilka fajnych pomysłów, które ledwie nadgryziono i wciśnięto w strasznie sztampowe rozwiązania narracyjne zaniżając poziom opowieści do gorszych horrorów Mastertona.
Alan Wake przybywa wraz ze swoją żoną do Bright Falls na urlop. Miasteczko z jednej strony sprawia wrażenie idyllicznego, ale jak to w horrorach bywa, nic nie jest tym, na co wygląda. Więc już na dzień dobry poznajemy całą gamę barwnych postaci, które z perspektywy osoby z zewnątrz sprawiają wrażenie szurniętych. Następnie udajemy się do wynajętego domku. W wyniku niewyjaśnionych zjawisk Alice (wspomniana żona) znika, zaś Alan próbując ją ratować traci przytomność i budzi się tydzień później bez jakichkolwiek wspomnień odnośnie wydarzeń z tego okresu.
Początek zapowiada się dobrze. Szkoda tylko, że już na dzień dobry prolog rzuca w nas terminologią związaną z przeciwnikami i głównym złym, zabierając tym samym połowę zabawy w domysły. Zresztą fabuła jest strasznie nierówno poprowadzona tak, czy siak. Z jednej strony miewa wiele momentów, w których wzbudza nasze zainteresowanie, z drugiej drugie tyle banalnych, które zniechęcają (jak choćby interakcje między Alanem i mieszkańcami). Najlepszym przykładem takiego działania jest końcówka piątego odcinka (o tym zaraz), która rzuca całkiem miły zwrot fabularny tylko po to, by go dalej olać (bo tak naprawdę po tej informacji nic kompletnie się nie zmienia, Alan brnie zgodnie ze swoim planem). Smaczkami miały być liczne nawiązania do klasycznych horrorów tak filmowych, jak i książkowych (przede wszystkim Stephena Kinga), ale zrobiono to subtelnie niczym cios młotem kowalskim w łeb. To nie jest nazwa ulicy umieszczana w ramach hołdu, to powtarzanie tego samego dowcipu 5 razy. Męczące.
W przeciwieństwie do większości gier Alan Wake nie składa się z 1 segmentu (z tradycyjnym wstępem, rozwinięciem i zakończeniem). Całość podzielono na 6 odcinków, by przypominała miniserial. Do tego dochodzą 2 specjalne epizody The Signal oraz The Writer, które uważane są za właściwe zakończenie opowieści (za co zebrało im się sporo bluzgów od konsolowców, bo to taki sam bezczelny numer jak z Prince of Persia 2008). W wersji PC oba odcinki dołączone są jako standard, ale ocenię je osobno później (gdyż w przeciwieństwie do takiej Nocy Kruka z Gothica 2, wplecionej w główny wątek, te epizody można, choć nie trzeba, rozegrać po głównej grze). Fajne w tym zabiegu jest to, że cliffhangery są całkiem nieźle przemyślane, a piosenki końcowe dobrane z głową. Problemem jest natomiast to, że w wyniku kończenia odcinków (oraz naprawdę banalnych zabiegów w ich trakcie) tracimy cały sprzęt i musimy zbierać go od nowa.
Konstrukcja odcinków jest strasznie schematyczna: rozmowa – walka – rozmowa – walka – rozmowa – cliffhanger. Owe części z walką są naprawdę długie. Człowiek wręcz miewa takie chwile, że chciałby poznać jak najszybciej kolejny fragment opowieści, ale nie, musimy przebić się przez 4-5 grup wrogów. Przed większością starć pojawia się krótka animacja, bądź oddalenie kamery, które „straszy” nas zbliżającym się niebezpieczeństwem. Cudzysłów został użyty nie bez powodu. Zamiast straszenia, każda kolejna taka akcja jest zwyczajnie nużąca, a zamiast tworzenia klimatu skok kamery tam i z powrotem powoduje dezorientację (głównie przez kiepską widoczność i filtry rozmywające otoczenie).
Z kolei walki potrafią być wrzodem na dupie, bo sterowanie jest nieprecyzyjne i sytuacyjne. Nieprecyzyjne, gdyż celowanie generalnie potrafi wskazywać przeciwnika, a nasze kule i tak przelecą obok. Sytuacyjne, gdyż klawisz odpowiedzialny za sprint stosowany jest też przy uniku. Niby dobra kombinacja, bo gdy ktoś zamachnie się na nas tym, co ma pod ręką, Alan wykonuje unik i zaczyna uciekać w przeciwnym kierunku. Zamysł słuszny, acz nadużywany, gdyż jeśli chcemy od razu uciekać (i jesteśmy poza zasięgiem ataku przeciwnika, choć ten jest stosunkowo blisko), to stracimy kilka cennych sekund wykonując unik (i tak, wróg może nas dogonić i przyłożyć po plecach akurat w momencie obrotu). Dorzućmy jeszcze fakt, iż każdego przeciwnika trzeba oświetlać, by rozbić ochraniającą go ciemność, a dopiero potem strzelać. W międzyczasie trzeba pamiętać o ciągłym przeładowywaniu broni oraz latarek.
Ostatnią pierdołą, do której się przyczepię, są cechy gry wypisane na profilu tejże na Steamie. Otóż twórcy chwalą się, że Alan Wake ma w pełni konfigurowalne sterowanie oraz multum rozdzielczości do wyboru. O tempora o mores... Kiedyś był to standard w każdej dobrej produkcji, a dzisiaj twórcy chwalą się tym jako ekskluzywną cechą tej konkretnej edycji.
Pozytywnie należy wypowiedzieć się w pierwszej kolejności o muzyce. Jest po prostu świetna, klimaciarska i warta tego, by kupić wydanie z soundtrackiem. Dźwiękowo jest również cacy (zwłaszcza, że wiele hałasów powoduje oglądanie się przez ramię), a aktorzy dobrze odgrywają swoje role. Fakt, przeszkadza w tym badziewna animacja twarzy i synchronizacja ust, ale to nie ich wina. Jeśli zaś chodzi o pozostałe aspekty oprawy graficznej, to największe wrażenie robią efekty zniekształcające otoczenie. Owszem, w pewnych sytuacjach paskudzą widoczność, ale na jakości nie tracą. Fenomenalnie zastosowano także grę świateł, która przyczynia się do tego, iż na każdy cień i kształt patrzymy podejrzliwie.
Wybornie prezentuje się też Bright Falls wraz z okolicami. Mam tu na myśli całość, od doboru kolorów i tekstur, przez projekt miejsc. Doskonale uchwycono atmosferę miasteczek takich właśnie jak Twin Peaks. Cholera, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że lasy nocą sprawiały, iż miałem dreszcze niepokoju tego samego kalibru, co podczas wspomnianego serialu. Czasami żałowałem, że autorzy nie zdecydowali się dać graczowi większej swobody, bo Bright Falls jest zdecydowanie tego warte.
Zdaję sobie sprawę, że sporo w tym tekście było narzekania, ale tak już mam. Chciałem polubić tę grę, niestety nie wyszło. Podejrzewam, że jeśli ktoś nie przykłada takiej wagi do fabuły i nastawia się na horror z akcją, to Awake pewnie przypadnie mu do gustu na tyle, by wystawić szkolne 4. Ja spodziewałem się czegoś bliższego Silent Hill 2, a Awake zdecydowanie od tych oczekiwań odstaje. Moja ocena: 3+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz