Sequel filmowego rebootu z 2009 w reżyserii J.J. Abramsa. Wielu fanów podejrzewało, iż ta odsłona (skoro jest drugim filmem) będzie nawiązywała do Star Trek II: Wrath of Khan (KHAAAAAN!). Na nic zdały się ściemy wciskane fanom, iż Benedict Cumberbatch gra zupełnie inną postać (KHAAAAAN!).
Nie wiem, dlaczego twórcy filmowi trzymają się tej maniery, ale po trzecim Batmanie i Iron Manie STID to kolejne widowisko, którego dość mylny obraz pokazano w zwiastunach. Owszem, jest ono dokładnie tak efekciarskie, ale wbrew pozorom to nie na walce z wrogiem koncentruje się opowieść. Jeżeli pamiętamy o tym w trakcie seansu, odbiór będzie przyjemniejszy. Sama opowieść jest uwspółcześnioną wariacją Gniewu Khana (KHAAAAAN!). Znajomość oryginału nie jest wymagana, ale na pewno przydatna. Uwspółcześnienia nie zrobiono na odwal, lecz solidnie przemyślano. Nie chodzi tu wyłącznie o nowe efekty specjalne, czy kostiumy, ale także nowe interpretacje pewnych kluczowych scen, za co należą się brawa.
W fabule zawarto cholernie wielką ilość fan service, która dla mnie była trochę nierówna. Z jednej strony fajnie, że tyle tego, z drugiej nie podobała mi się liczba poszczególnych elementów, np. za mało scen z udziałem Klingonów. Ci ostatni z kolei wyglądali jak dalecy kuzyni Predatorów…
Cóż więcej dodać? Muzycznie jest dobrze, aktorstwo rewelacyjne, a jak już dojdzie do demolki, to można szczękę z podłogi zbierać. Problemy z tym filmem mam dwa. Pierwszy to znienawidzone przeze mnie 3D – są sceny, które powinny były się zacnie prezentować, ale przez badziewne oświetlenie ekranu oraz ciemne szkła okularów wyszło nijak. Więc jeśli macie możliwość obejrzenia filmu w 2D, to polecam tak zrobić. Drugi problem – w zasadzie wydumany – czegoś mi w tym filmie brakuje. Nie potrafię wskazać tego palcem, ale zwyczajnie mam wrażenie, że brak jakiegoś dodatkowego podkreślenia tego, jak dobry jest ten film. Moja ocena: 4+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz