niedziela, 23 marca 2014

Zafehouse: Diaries

Dopóki nie zaczęły powstawać klony Minecrafta z zombiakami, pozostałe gry o tej tematyce miały stosunkowo niewiele (jeśli cokolwiek) wspólnego z gatunkiem survival horroru. Nawet seria Resident Evil porzuciła w pewnym momencie survival na rzecz action. Natura nie znosi pustki, więc prędzej, czy później zaczęły się pojawiać tytuły wypełniające tę niszę. Wśród nich znalazła się mała produkcja Zafehouse: Diaries, która nie przypominała niczego innego.

Do czego najłatwiej porównać ZD? Do planszówki, w której gracz wciela się w „menadżera” drużyny ocalałych i stara się zrealizować postawione cele. Te ostatnie zależą od wyboru poziomu trudności. Na najłatwiejszym staramy się przetrwać jak najdłużej. Nie musimy dbać o relacje między ludźmi. Nawet jeśli ktoś zginie, jest szansa, że znajdziemy kolejną osobę. Na tym poziomie zaczynamy z jedną postacią. Poziom normalny charakteryzuje się konkretnym zadaniem: znalezieniem i naprawieniem jakiegoś środka transportu. Na starcie mamy pełną, pięcioosobową drużynę, relacje między jej członkami wpływają na akcję (warto zapoznać się z danymi każdego z nich, by wiedzieć, co z tym robić), a jeżeli ktoś zginie, zastępstwa nie będzie. Zombie są tutaj bardziej agresywne i występują w większych liczbach. Na koniec pozostaje poziom trudny, na którym czekamy na ratunek. Zasady drużyny są podobne do poprzednika, ale relacje paskudzą się jeszcze szybciej, a otoczenie będzie starało się nas udupić z większą agresją. Żeby uniknąć zbyt dużej powtarzalności, lwia część rozgrywki generowana jest losowo.

Grafika w tej grze w zasadzie nie istnieje (oprawa dźwiękowa jest jeszcze bardziej surowa – 1 utwór w menu i dźwięki podczas rozgrywki). Wszystkie potrzebne informacje otrzymamy z tytułowego pamiętnika. Reszta to plan miasta, po którym będziemy się poruszać oraz zdjęcia postaci, budynków i innych, dołączane do wpisów w pamiętniku lub widoczne w innych panelach. Fajnym patentem jest opcja wrzucania własnych zdjęć, a tym samym tworzenie postaci i miejsc. Pozycje bohaterów oznaczone są drobiazgami typu kamienie, monety itp. W każdym z miejsc, w którym znajduje się ktoś z naszej drużyny, możemy wydać polecenie. Może to być przeszukanie go, barykadowanie, budowanie pułapek, wypatrywanie zombie, patrol, zwiedzanie innych miejsc, modyfikowanie przedmiotów i wiele innych. Na wszystko mają wpływ relacje między ludźmi. Jeżeli osoby się lubią, lepiej będą wykonywać razem powierzone zadanie, jeśli nie – to nawet obrona kryjówki może okazać się nie lada wyzwaniem. Aby poprawić sytuację, możemy rozsiewać plotki, przez co osoba, która np. nie lubi kogoś z jakiegoś powodu, zmieni nastawienie, bo okaże się, że są spokrewnieni. Ponadto, jeśli postacie się lubią i spędzają czas między zaplanowanymi czynnościami, mogą uczyć się od siebie i poprawiać swoje umiejętności.

Rozgrywka prowadzona jest w pewnym sensie turowo. Gdy wydamy polecenie, klikamy na zegarku, który odmierza godzinę. Po upływie tego czasu w pamiętniku możemy przeczytać o efektach poczynań naszych podopiecznych. Niektóre z czynności da się zakończyć w godzinę, inne w kilka, a pozostałe będą trwać, dopóki coś ich nie przerwie (brak materiałów, atak zombie). Żeby nie było za łatwo, oprócz ataków zombie mogą trafić się losowe wydarzenia, które potrafią dać w kość (ja napotkałem tłum postaci niezależnych, które domagały się zlinczowania jednego z moich bohaterów).

Co może odpychać od tej gry, to poziom trudności. Nawet normalny potrafi sponiewierać. Owszem, można zapisywać stan gry, ale na dłuższą metę niewiele to zmienia. I nie chodzi o poziom sam w sobie, tylko fakt, że za każdym razem, kiedy przerżniemy, początek kolejnej rozgrywki jest żmudny. Oczywiście oprawa również nie każdemu musi przypaść do gustu, ale jako wadę zaliczyłbym wyłącznie ten żmudny start po raz kolejny. Nie licząc tego, gra jest po prostu świetna, opisy zamiast grafiki odwołują się do staroszkolnych gier RPG lub drobnych opisów, jakie można znaleźć na elementach niektórych planszówek, a klimat walki o przetrwanie oddano po prostu rewelacyjnie. Jeśli macie dość strzelania i ganiania, a dla odmiany chcielibyście pogłówkować, nie porzucając konwencji zombie apokalipsy, to Zafehouse: Diaries jest dla was. Moja ocena: 5-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz