niedziela, 2 listopada 2014

Bioshock Infinite DLC: Burial at Sea

Dodatki, których zadaniem jest nie tylko rozszerzenie tła fabularnego trzeciego Bioshocka, ale także zbudowanie pomostu pomiędzy nim, a częścią pierwszą. Intencje zacne, efekt końcowy nierówny.

Episode One


Booker Dewitt otrzymuje zlecenie, odnaleźć pewną dziewczynę… Zaraz, zaraz, czy myśmy już tego nie przerabiali? Ależ owszem, w Columbii. Tym razem zrobimy to samo w Rapture! Inną różnicą będzie zleceniodawca, którym tutaj jest Elizabeth…

No dobra, trochę przesadzam na tym etapie. Każdy, kto skończył wersję podstawową, zdaje sobie sprawę, że to nie jest takie dziwne, choć może się wydawać leniwe. I w pewnym sensie jest, bo po ukończeniu tego epizodu odniosłem wrażenie, że ktoś upchnął fabułę Infinite w dużo krótszym przedziale czasowym, zmieniając miejsce akcji i… to w zasadzie tyle. Rozgrywka w zasadzie też się nie różni, choć czuć ograniczenia. Początek, gdy amunicji jest tyle, co nic, potrafi zirytować. Przy okazji wychodzi, jak bardzo uproszczenia z Infinite nie pasują do akcji w Rapture. Tutaj chyba najbardziej czuć kastrację mechaniki względem protoplastów.

Dalej jest podobnie – niewiele eksploracji, rzadkie ścieżki poboczne. Niby rozglądanie się za smaczkami może w nas wzbudzić dodatkową motywację, lub uzupełnić niektóre z luk fabularnych, ale konstrukcja opowieści powoduje drugie tyle, zaś sam epizod kończy się cliffhangerem…

Nie dość, że za długo sobie nie pogramy, istnieje szansa, że nie obędzie się bez powtórek. Kilka razy zdarzyło mi się, że skrypt nie chciał się poprawnie uruchomić, Elizabeth gdzieś nie szła, albo coś w tym guście. W rezultacie trzeba było ładować ostatni zapis gry, a że te są automatyczne, to nie mamy wpływu na to, ile rozgrywki trzeba będzie powtórzyć. Miłośnicy Infinite na pewno spróbują i dodatku, bo to więcej tego samego, tylko na mniejszą skalę i bardziej liniowo (o ile to w ogóle możliwe). Pozostali, jeśli niespecjalnie lubili BI, nie powinni się napalać na Episode One, chyba że w promocji. Moja ocena: 3-.

Episode Two


Mimo całej mojej niechęci do wersji podstawowej i dość słabego Episode One, dwójka… praktycznie zmiotła mnie z krzesła.

W tej odsłonie wcielamy się w Elizabeth, która podobnie jak gracz, nie wie, co się dzieje. Rozpoczynamy sceną w Paryżu, która kojarzyła mi się Disneyem… był nawet śpiewający ptak, siadający na palcu! Zaraz potem wszystko wraca na znane, bioshockowe tory… choć też nie do końca. Większość rozgrywki prowadzona jest, jak w skradance. Moją pierwszą myślą było: K#^%^#$%!!! ZNOWU JAKIEŚ UDZIWNIENIA, JA CHCĘ POSTRZELAĆ! A dopiero potem zreflektowałem się, że przecież to dobry pomysł. Episode One miał na starcie małe zapasy wszystkiego, a pchał gracza do bezpośredniej konfrontacji z wrogami, co nie było ani fair, ani specjalnie zabawne. Episode Two ma na starcie małe zapasy wszystkiego, ale od początku stawia sprawę jasno: masz grać inaczej. I jak tylko wpadniemy w ten tok myślenia, przestajemy przejmować się pustym magazynkiem, czaimy się w cieniu, obserwujemy wroga i nasłuchujemy kroków Big Daddy’ego. Inna sprawa, że ma to też uzasadnienie fabularne. Elizabeth, jakby nie patrzeć, jest niedużej budowy, przez co otrzymuje większe obrażenia i może nosić niewielkie ilości amunicji.

Skradankowy charakter epizodu sprawia, że eksploracja odgrywa tu dużo większą rolę, niż w poprzednim odcinku Burial. Na nasze szczęście, autorzy faktycznie się wysilili i stworzyli takie lokacje, żeby faktycznie można było kombinować ze skradaniem się, szukaniem drogi naokoło, czy rozglądaniem się za znajdźkami, których liczba odczuwalnie wzrosła. Na plus należy także policzyć dłuższy czas rozgrywki

Moim największym problemem w tym dodatku jest powiązanie fabularne z pierwszym Bioshockiem. Niby na potrzeby uniwersum można przyjąć, że ma to jakieś ręce i nogi, jednak nadal miałem wrażenie, że jest to naciągane i nic złego by się nie stało, gdyby Infinite i 1+2 pozostały osobnymi uniwersami, bez przenikania się i wzajemnego wpływu. Naturalnie, jeśli komuś jednak odpowiada takie połączenie, to powinien być zadowolony z ilości dodatkowych informacji o lore, jakie można znaleźć.

Chciałbym zaryzykować stwierdzenie, że warto się przez Infinite i Episode One przemęczyć tylko dla Episode Two, ale jednak inwestycja czasu i pieniędzy może się okazać nietrafiona. Jeżeli jednak już posiadacie Infinite, albo jeszcze lepiej – macie go za sobą, to Burial at Sea: Episde Two jest pozycją obowiązkową. Moja ocena: 4+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz