Studio Artifex Mundi jest kojarzone przede wszystkim z przygodówek typu hidden object game. Niezależnie od gatunku opowieści, ich przebieg i mechaniki są do siebie podobne (zwłaszcza w obrębie danej serii). My Brother Rabbit zapowiadał się na coś innego. Częściowo wyszło, a częściowo jest jak zawsze. Przy czym ani jedno, ani drugie nie oznacza, że jest źle.
Fabuła skupia się wokół pewnej chorej dziewczynki. Podczas gdy rodzice robią wszystko, by ją wyleczyć, towarzystwa dotrzymuje jej brat oraz pluszowy królik. Dzieci próbują we własnym zakresie zrozumieć, co się dzieje, a robią to za pomocą opowieści o tymże króliku, który ratuje swoją przyjaciółkę.
Królik, podobnie jak rodzice dziewczynki, prowadzi swoją przyjaciółkę od lekarza do lekarza. Na podróż składają się przedziwne i pokręcone lokacje stanowiące przede wszystkim sekwencje hidden object Po zebraniu odpowiednich przedmiotów czeka nas przeważnie seria zagadek lub zamków, za którymi znajdziemy kolejne obiekty niezbędne do dalszej podróży. Bohater nie porusza się po lokacjach, przeważnie siedzi w jednej z nich, a my przełączamy się między nimi w zależności od poczynionych postępów.
Dorośli, a już zwłaszcza weterani przygodówek przetoczą się po tej grze raz dwa, pełna rozgrywka to około czterech godzin. Tylko nieliczne przedmioty mogą sprawić pewne problemy w odnalezieniu. Jeśli to dziecko zasiądzie przed ekranem, sprawa ma się nieco inaczej. Te problematyczne obiekty będą zwyczajnie upierdliwe. Fakt, gra wskazuje, że w danym miejscu jest jeszcze coś do znalezienia, ale to tyle. Przy zagadkach (licznych przestawiankach pod ustalony wzór) również dziwnie to wychodzi, bo te odstają już od reszty gry i są niemal na zwyczajowym dla studia AM poziomie, co dla młodszego odbiorcy może okazać się za trudne, więc nie zdziwcie się, jeśli czasem poprosi was o pomoc. Ponadto dwie zagadki wymagają celności. Jedna z nich składa się z jednorazowej czynności, więc chybienie nie jest odczuwalne. Gorzej w przypadku drugiej, w której trafić trzeba trzy razy, a każde pudło resetuje postęp.
Wizualnie My Brother Rabbit jest obłędny. Każde miejsce i postać ma swój własny klimat. Niektóre z nich wyglądają bajecznie, inne potrafią wzbudzić nie pokój. Do tego dochodzi ciągłe granie na emocjach pogarszającym się stanem przyjaciółki Królika. Tym samym gra robi dobrą robotę w tym, by opowiedzieć swoją historię nie używając ani jednego słowa. Jeśli część graficzna to za mało, muzyka doskonale podkreśli nastrój i wydźwięk danej sytuacji. Różnorodnością dorównuje warstwie wizualnej, a towarzyszy jej przebogaty zestaw dźwięków nadający pokazanemu światu charakteru. Jeśli ktoś kojarzy taką starą kreskówkę: Tukany na tropie, być może pamięta dość specyficzną melodię uzupełnioną tak od połowy o istną kakofonię przeróżnych odgłosów. Sposób, w jaki ta gra łączy muzykę i dźwięki, jest bardzo podobny.
Komu można polecić My Brother Rabbit? Dla dorosłych będzie to ledwie przerywnik, a i to niezbyt długi, więc płacenie pełnej ceny może nie być dobrym wyjściem. Z kolei młodsi w zależności od wieku i doświadczenia z grami spędzą przy tytule odpowiednio więcej czasu. Na plus należy policzyć tematykę i realizację. Lekka szpila należy się nierównemu poziomowi trudności. Moja ocena: 5-, ale osoby mniej wyrozumiałe lub grające bez swoich dzieci mogą ją obniżyć do 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz