niedziela, 13 sierpnia 2023

Black Panther: Wakanda Forever

Nie jestem fanem pierwszej Pantery. W moich oczach był to film co najwyżej średni, a każdy jego dobry aspekt spłycono lub zepsuto. Na sequel nie czekałem tym bardziej, że Disney postanowił uwzględnić wydarzenia ze świata rzeczywistego. Chadwick Boseman zmarł w 2020 roku, lecz zamiast obsadzić innego aktora w tej roli (jak to było z Rhodesem i będzie niedługo z generałem Rossem), uśmiercono także T’Challę (wbrew życzeniom aktora). Najbardziej zaskakujące jest to, że to nie była najdurniejsza rzecz w tym widowisku…

Film otwiera scena dogorywającego T’Challi, którego nie zobaczycie, bo Chadwicka już nie było na świecie. Jest ona tak przesadnie dramatyczna, że zamiast odczuwać jakikolwiek smutek, zacząłem głupio chichotać, a jak pokazali pogrzeb, ryknąłem bezczelnie śmiechem. Dlaczego? Bo wygląda tak, jakby ktoś wziął mema „coffin dance” na poważnie. Zresztą dalej jest scena wschodu słońca inspirowana chyba Królem lwem. Wracając do rzeczy, tutaj następuje też przykład niekonsekwencji względem własnego kanonu. Gdy T’Chaka został zamordowany, T’Challa musiał się tłuc o tron z potencjalnymi kandydatami. Natomiast po jego śmierci tron przejęła matka i… już? Fakt, na końcu się to zmienia, ale w międzyczasie sytuacja pozostaje w dziwnym zawieszeniu.

Wracając do historii – reszta świata stwierdza, że Wakanda nie jest chroniona i próbuje ukraść im vibranium, a skoro im nie idzie, wpadają na pomysł, że może na Ziemi jest go więcej i nie tylko w Wakandzie. Pierwszy wykrywacz tego metalu odnajduje nowe pokłady vibranium na dnie oceanu, ale coś lub ktoś ubija całą ekspedycję. Świat obwinia Wakandę, a ona sama musi stawić czoła podwodnym ludziom Namora, który chciałby, żeby pozostali tajemnicą, zaś wykopki przy jego królestwie na to nie pozwalają. Tu zaczyna się przesadne komplikowanie już i tak nadętych założeń. Namor chce, by Wakanda porwała osobę odpowiedzialną za jedyny działający wykrywacz vibranium, w przeciwnym razie z kraju nie zostanie kamień na kamieniu.

Lista problemów, jakie mam z tym filmem, jest spora. Począwszy od drobiazgów typu: wszyscy kopiują Starka i mają teraz gadającego asystenta AI, przez średni kaliber typu hipokryzja Wakandy, po kosmiczne bzdury pokroju pochodzenia Namora. To ostatnie jest tym bardziej zaskakujące, iż np. zołzowatość Riri Williams (przez którą wydaje się być kopią Shuri) przeniesiono z komiksów bez większych ingerencji, ale już Submarinera wykastrowano z jego atlantyckiego pochodzenia i paru innych drobiazgów. Najwidoczniej na dużym ekranie nie ma miejsca dla dwóch królów Atlantydy. Pal licho, że w komiksach to Aquaman był kopią, a nie w drugą stronę. Co do drobiazgów – obie wersje Namora to dupki. Tyle że komiksowemu chce się przywalić w gębę, bo jest tak sugestywnie napisany, a filmowy… a niech sobie zabija, kogo chce, nie obchodzi mnie to. W ogóle jeśli pominiemy na moment papierowy pierwowzór, tutejsza wersja jest w zasadzie kopią… Killmongera. Tylko bez jego charyzmy i determinacji. Swoją drogą, Talokan – miasto Namora – wygląda, jak projekt odrzucony przez Aquamana, którego autorem jest Batman. Natomiast sam tytuł filmu to już niemal jawne kłamstwo. Shuri gania w kostiumie Czarnej pantery w ostatnich bodajże 23 minutach (ze 161), a i to nie przez cały ten czas. Nie podobał mi się projekt pancerza Iron Heart. Zupełnie jakby ktoś zajumał ją z planu Power Rangers lub miał za dużo czasu i wpadł na pomysł nieślubnego dziecka Transformerów i Eve z filmu Wall-E. No i na koniec syn T’Challi ma na imię T’Challa – czyli jak zrobić tę samą postać z objazdem, zamiast zastąpić innym aktorem. Rezultat – zmarnowany film.

Żeby nie było, to nie są jedyne problemy z Wakanda Forever. Jest ich więcej, ale te opisane powinny dać jakiś pogląd na to, co jeszcze czeka widza (np. obligatoryjne ubliżanie białym). Sektor średniackości obejmuje sceny akcji, aktorstwo oraz efekty specjalne. Tu dochodzimy do mojego ulubionego segmentu: Ciekawe pomysły, które trafiły chyba przez pomyłkę lub umyślnie zostały ubite u podstaw.

Numer jeden: obecność vibranium w innym rejonie. W Wakandzie jego obecność stanowiło podwaliny pod całą historię i kulturę. Nawet Okoye stwierdziła, że nie wie, co o tym myśleć, bo fundamenty znanego jej świata właśnie pierdyknęły. Przecież gdyby to połączyć nawet z tą durną śmiercią T’Challi, wcisnąć niepokoje społeczne, naciski państw z zewnątrz, mógłby wyjść z tego świetny, polityczny film.

Numer dwa: Shuri. Poza Wakandą zachowuje się zaskakująco normalnie. Widać konsekwencje śmierci brata, dziewczyna poddaje w wątpliwość metody swoich ludzi i wkracza na ścieżkę dyplomacji. Gdy dopada ją frustracja, myśli krążą wokół „ciemnej strony Mocy” w postaci Killmongera. Jako przeciwwagę ma M’Baku, który wyciągnął wnioski z przeszłości, jest rozważniejszy i zdarzają mu się chwile w roli mentora. Ta warstwa została najlepiej nakreślona, ale dałoby się wycisnąć z tego więcej.

Numer trzy: Riri. Nie znoszę tej pannicy. Tak w komiksach, jak i tutaj. ALE… w scenach, gdy przestała trajkotać o byciu czarnym geniuszem (gdyby Tony Stark podkreślał bycie pierwszym młodym białym geniuszem, z marszu nazwano by go rasistą) zachowuje się adekwatnie do sytuacji. Gdy atakują siły specjalne – jest przerażona. Gdy ma chwilę, by popisać się wynalazczością, wychodzi z niej MacGyver. Gdy posiada swoje zabawki, ma zadatki na superbohaterkę. No i wreszcie dorabianie na studiach na lewo dzięki swoim umiejętnościom. Wszystkie składowe, by rozkręcić przyzwoity serial lub nawet większy epizod w filmie, ale zakrzyczany hasłami o kolorze skóry.

Numer cztery: muzyka. Podobnie jak w Black Panther potrafi zrobić niemałe wrażenie. Świetnie oddaje klimat nacji lub miejsca i jest na tyle zróżnicowana, że po zamknięciu oczu bez problemu rozróżnimy przelot nad Wakandą od podróży do Talokan.

Po zebraniu wszystkich elementów do kupy Wakanda Forever okazuje się być średniakiem z dolnej półki. Nie jest tak durna jak Thor 4, ani tak nudna jak Shang-Chi, ale prawie na każdym kroku widać, że gdyby materiał dać komuś z głową, wyszłaby z tego opowieść lepsza o poziom lub dwa. Moja ocena: 3-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz