W Transformers Generation 1 był odcinek pod tytułem A Decepticon Raider in King Arthur's Court. Jego historia była prosta, jak konstrukcja cepa: Autoboty i Decepticony w trakcie jednej z potyczek są rzucone przez portal do Anglii, do czasów króla Artura. Tam kontynuują walkę, wspierając odpowiednie frakcje, po czym wracają do teraźniejszości, gdzie… dalej się tłuką. Odwróćcie teraz motyw z transformerami (te z przeszłości pojawiają się w teraźniejszości), dodajcie do tego konceptu teorie spiskowe rodem z najsłabszych książek Dana Browna, motyw wybrańca, nadchodzącą inwazję oraz podniecanie się wojskiem, jak w folderze rekrutacyjnym. Tak najkrócej mógłbym opisać bałagan zwany Transformers: The Last Knight.
Myślałem, że Age of Extinction był nudny. Okazało się, że TLK bije go w tej kwestii na łeb. Jakimś cudem w dwu i pół godzinnym seansie udało się zawrzeć jeszcze mniej transformerów, mniej demolki (o dziwo) i jeszcze mniej sensu. Jakby tego było mało, przez całe oglądanie towarzyszy uczucie, że TLK to zlepek (co najmniej) dwóch różnych filmów z dorzuconymi na siłę robotami. Żadna z warstw fabularnych nie działa, absurd goni absurd (Megatron negocjujący z ludźmi wypuszczenie swoich kamratów), a po dotarciu do napisów końcowych pozostaje tylko pytanie: Po kiego grzyba ja to w ogóle oglądałem?
Transfomers: The Last Knight to film tak nudny, że nawet fanom którejkolwiek z poprzednich części nie jestem w stanie go polecić. Moja ocena: 1.
niedziela, 17 września 2017
niedziela, 10 września 2017
Time Mysteries 2: The Ancient Spectres
The Ancient Spectres opowiada historię Esther, która pewnego dnia otrzymuje ważny list.
Od samego początku widać, iż historia jest opowiedziana bardziej płynnie w porównaniu z
Motyw podróży w czasie nie ogranicza się już do
Nie każdemu fanowi będzie też odpowiadał model rozgrywki. W innych grach, w których do dyspozycji mieliśmy cały teren, szukanie następnego sposobu na popchnięcie fabuły do
Naszym poczynaniom będzie towarzyszyć bardzo przyjemna muzyka. Utwory są lekko tajemnicze, poważne i świetnie wpasowują się w atmosferę gry. Szkoda tylko, że jest ich mało, a zapętlenie może dać się we znaki nawet po 15 minutach grania.
Podsumowując, jeśli przymknąć oko na wspomniane problemy, Time Mysteries 2 to przyzwoita produkcja, zapewniająca dość różnorodną, choć miejscami sztampową rozrywkę. W tym wariancie dostaje ode mnie: 4. Jeśli jednaka przeszkadza wam więcej niż urwane zakończenie, ocena spada do 3. Mimo to wciąż można się pokusić o zakup w promocji, bo nawet pośród średniaków TM2 wypada solidnie.
niedziela, 3 września 2017
Arrow – Season 1
Emisję Smallville, serialu przedstawiającego wiele postaci z uniwersum DC szerszej widowni, zakończono w roku 2011. W roku 2012 na antenie tej samej stacji pojawił się Arrow skupiający się na postaci Olivera Queena, znanego także jako Green Arrow. Smallville miało ten problem, że kiedy serial się zaczął, panowały zupełnie inne trendy w widowiskach o superbohaterach. Próbowano iść z duchem czasu i zmieniać wydźwięk w późniejszych sezonach, ale nadal było czuć balast kiczu z pierwszych lat. Arrow miał spełniać współczesne kryteria, co wymagało odcięcia się od wersji ze Smallville i rozpoczęcie nowej opowieści, a z czasem i uniwersum. Jest to też o tyle wygodne, że nie trzeba nadganiać 10 sezonów Smallville, by zagłębić się w nową historię.
Sama historia próbuje wykorzystać założenia komiksowe. Oliver Queen zaginął na morzu. Po 5 latach spędzonych na pewnej wyspie udaje mu się wrócić do Starling City, gdzie zaczyna walczyć z przestępczością jako Green Arrow. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Serial znacznie zmienił ton postaci, przez co od samego początku Oliver sprawia wrażenie, jakby to on miał być Batmanem. Z jednej strony twórcy starają się to usprawiedliwić traumą, jaką Queen przeżył na wyspie, z drugiej ten około nietoperzowy feeling nie ogranicza się tylko do niego. Całe widowisko stara się być przesadnie poważne i mroczne. Nie wspominając o ciągłym pożyczaniu postaci kojarzonych z zupełnie innymi superbohaterami (już pierwszy odcinek pokazuje maskę nawiązującą do Deathstroke’a kojarzonego raczej z Teen Titans). Mimo to fajnie jest zobaczyć wersję live action Deadshota (inną od tej z filmowego Suicide Squad), czy Huntress.
Ma to też swoje zalety. Ta specyficzna przyziemność i próba nadania jakiegoś stopnia realizmu zbliżają pierwszy sezon Arrow do Batmanów Nolana. Do tego zamiast korzystania z lin, zbyt wielu efektów specjalnych, czy green screena, aktorzy muszą włożyć sporo wysiłku fizycznego. Przoduje w tym Stephen Amell grający główną rolę. Więc nawet jeśli gra aktorska niespecjalnie przypadnie wam do gustu, zawsze można skupić się na scenach akcji i walk, które jak na serial mogą zrobić wrażenie. Nie oznacza to, że problem z grą dotyczy wszystkich uczestników show. Moimi faworytami w sezonie są: Paul Blackthorne odgrywający detektywa Quentina Lance’a oraz znany z dość zabawnej roli w serialu Doctor Who John Barrowman, którego Malcolm Merlyn był dla mnie lepszą wersją niż komiksowy pierwowzór, czy choćby wersja animowana z DC Showcase.
Bardzo fajnym zabiegiem jest dwutorowość fabuły. W trakcie każdego odcinka oglądamy zarówno poczynania Olivera we współczesności, jak i w ciągu tych 5 lat, kiedy był uważany za zaginionego. Nie dość, że same motywy zgrabnie się przeplatają, to od czasu do czasu autorzy byli w stanie trzepnąć oglądającego jakąś analogią między obydwoma przedziałami czasowymi, by razem z bohaterem mógł wyciągać wnioski. Całość okraszono przyjemną muzyką. W dobie coraz liczniejszych widowisk o superbohaterach trudno o motyw postaci, który zapadnie w pamięć. Na szczęście w Arrow, podobnie jak we Flashu, udało się to pełną gębą, a utwór skutecznie potrafi zachęcić do oglądania kolejnych odcinków.
Na koniec muszę się przyznać, iż niniejsze wrażenia wyklarowały się dopiero po drugim obejrzeniu sezonu. Gdy rozpoczęto emisję Arrow, serial wydawał mi się jakiś mało wyrazisty (albo jak go określiłem we wpisie o pierwszym sezonie Flasha: co najwyżej średni) i za bardzo próbował być Batmanem bez Batmana. Przy drugim podejściu wszystko mi bardziej pasowało. Klimat był bardziej widoczny, aktorstwo mniej raziło, a walki sprawiały więcej frajdy. Prawdopodobnie dlatego, że sezon pierwszy w dużej mierze skupia się na krucjacie Queena, a nie na relacjach osobistych, których przesyt potrafi odrzucić, ale o tym napiszę w przyszłości. Pierwszy sezon Arrow dostaje ode mnie 4-.
P.S. Z ciekawostek da się wyłapać, iż kilka postaci podkreśla, że coś zrobi w mgnieniu oka (in a flash), a jeśli posiadłość Queenów wydaje się znajoma, to dlatego, że ten sam budynek był posiadłością Luthorów w Smallville oraz szkołą Xaviera w filmowych X-Men i Deadpoolu. Dodatkowo kostium z Arrow zaliczył cameo w grze Injustice: Gods Among Us.
Sama historia próbuje wykorzystać założenia komiksowe. Oliver Queen zaginął na morzu. Po 5 latach spędzonych na pewnej wyspie udaje mu się wrócić do Starling City, gdzie zaczyna walczyć z przestępczością jako Green Arrow. Na tym jednak podobieństwa się kończą. Serial znacznie zmienił ton postaci, przez co od samego początku Oliver sprawia wrażenie, jakby to on miał być Batmanem. Z jednej strony twórcy starają się to usprawiedliwić traumą, jaką Queen przeżył na wyspie, z drugiej ten około nietoperzowy feeling nie ogranicza się tylko do niego. Całe widowisko stara się być przesadnie poważne i mroczne. Nie wspominając o ciągłym pożyczaniu postaci kojarzonych z zupełnie innymi superbohaterami (już pierwszy odcinek pokazuje maskę nawiązującą do Deathstroke’a kojarzonego raczej z Teen Titans). Mimo to fajnie jest zobaczyć wersję live action Deadshota (inną od tej z filmowego Suicide Squad), czy Huntress.
Ma to też swoje zalety. Ta specyficzna przyziemność i próba nadania jakiegoś stopnia realizmu zbliżają pierwszy sezon Arrow do Batmanów Nolana. Do tego zamiast korzystania z lin, zbyt wielu efektów specjalnych, czy green screena, aktorzy muszą włożyć sporo wysiłku fizycznego. Przoduje w tym Stephen Amell grający główną rolę. Więc nawet jeśli gra aktorska niespecjalnie przypadnie wam do gustu, zawsze można skupić się na scenach akcji i walk, które jak na serial mogą zrobić wrażenie. Nie oznacza to, że problem z grą dotyczy wszystkich uczestników show. Moimi faworytami w sezonie są: Paul Blackthorne odgrywający detektywa Quentina Lance’a oraz znany z dość zabawnej roli w serialu Doctor Who John Barrowman, którego Malcolm Merlyn był dla mnie lepszą wersją niż komiksowy pierwowzór, czy choćby wersja animowana z DC Showcase.
Bardzo fajnym zabiegiem jest dwutorowość fabuły. W trakcie każdego odcinka oglądamy zarówno poczynania Olivera we współczesności, jak i w ciągu tych 5 lat, kiedy był uważany za zaginionego. Nie dość, że same motywy zgrabnie się przeplatają, to od czasu do czasu autorzy byli w stanie trzepnąć oglądającego jakąś analogią między obydwoma przedziałami czasowymi, by razem z bohaterem mógł wyciągać wnioski. Całość okraszono przyjemną muzyką. W dobie coraz liczniejszych widowisk o superbohaterach trudno o motyw postaci, który zapadnie w pamięć. Na szczęście w Arrow, podobnie jak we Flashu, udało się to pełną gębą, a utwór skutecznie potrafi zachęcić do oglądania kolejnych odcinków.
Na koniec muszę się przyznać, iż niniejsze wrażenia wyklarowały się dopiero po drugim obejrzeniu sezonu. Gdy rozpoczęto emisję Arrow, serial wydawał mi się jakiś mało wyrazisty (albo jak go określiłem we wpisie o pierwszym sezonie Flasha: co najwyżej średni) i za bardzo próbował być Batmanem bez Batmana. Przy drugim podejściu wszystko mi bardziej pasowało. Klimat był bardziej widoczny, aktorstwo mniej raziło, a walki sprawiały więcej frajdy. Prawdopodobnie dlatego, że sezon pierwszy w dużej mierze skupia się na krucjacie Queena, a nie na relacjach osobistych, których przesyt potrafi odrzucić, ale o tym napiszę w przyszłości. Pierwszy sezon Arrow dostaje ode mnie 4-.
P.S. Z ciekawostek da się wyłapać, iż kilka postaci podkreśla, że coś zrobi w mgnieniu oka (in a flash), a jeśli posiadłość Queenów wydaje się znajoma, to dlatego, że ten sam budynek był posiadłością Luthorów w Smallville oraz szkołą Xaviera w filmowych X-Men i Deadpoolu. Dodatkowo kostium z Arrow zaliczył cameo w grze Injustice: Gods Among Us.
Subskrybuj:
Posty (Atom)